Zimowe "przedszkole" na Głogowskim
SKADI: Stoję obok Damiana na peronie autobusowym we Wrocławiu. Myślę, co mnie podkusiło z tym Polskim Busem. Tak to jest jak stały skład choruje, a ja na samą myśl jazdy za kółkiem przez te cholernie drogie bramki na autostradzie w środku nocy zaczynam mieć mdłości. Trzy miesiące odwyku od Tatr. To była nasza jedyna szansa. Zamysł brzmiał nieźle: wsiądziemy, prześpimy, wysiądziemy w polskiej stolicy Tatr - bezboleśnie. Jednak z minuty na minutę zaczynają w mojej głowie kłębić się myśl o przemijaniu. Bosz, ja to chyba już za stara jestem na takie numery. Damian też wygląda na takiego, co już odwykł od takich akcji. Kątem oka spoglądam na niego. Nerwowo unosi brew wyciągając z kieszeni telefon w celu sprawdzenia godziny. Mamy 30 minut spóźnienia. Zaczynam coraz bardziej żałować. Jak nic, po powrocie będzie z tego tytułu jatka. Całodniowe narzekania, że mało miejsca na nogi, fotele deformujące tyłek, grupa Hiszpanów rechocząca na cały autobus w środku nocy, to jakaś nagrana bab