Czupel 933m n.p.m- 23.07.2011

Pryszcz. Największa zmora wśród nastolatków. Lubi pojawiać się z zaskoczenia i zwracać na siebie uwagę.  Od pewnego czasu, słowo pryszcz nie kojarzy mi się tylko z niedoskonałością na twarzy, a głównie ze szczytami, które tak określają moi znajomi. 

Każdy szczyt jest indywidualnością, jednak w zestawieniu "pryszcze" posiadają kilka wspólnych cech:
* wysokość około 1000m n.p.m
* trudny dostęp komunikacją publiczną
   w okolice danego pasma górskiego
* częsty brak widoków z powodu gęstego zalesienia
* prawdopodobnie nigdy bym nie weszła na taki szczyt,
  gdyby nie siły motywujące :)

Lipcowa pogoda w tym roku nie przypomina lata w pełni- deszczowo-burzowa  nie zachęca zbytnio do górskiej szwendaczki. Przeglądając prognozy pogodowe na weekend udało mi się znaleźć słoneczne okno obejmujące Beskidy. Po wybraniu połączeń kolejowych, którymi dojadę do Bielska Białej, z niecierpliwością czekam na późny wieczór. Przed 22:00 zjawiam się na dworcu głównym w Poznaniu. Stojąc na peronie, z głośników wydobywa się informacja, że pociąg, którym mam właśnie jechać jest opóźniony 20 minut. Było to oczywiście do przewidzenia...tylko ta ilość ludzi stojąca koło mnie, mogłaby być ciut mniejsza. Nie łamię się. Czekam cierpliwie, robiąc kilka rundek wzdłuż peronu. Pozytywnie nastraja mnie Pan o imieniu Jónsi, który na swój ciepły, islandzki sposób wyśpiewuję mi do ucha:


Pociąg podjeżdża, a wszyscy potencjalni konkurenci mogący zająć miejsce siedzące już są ustawieni w blokach startowych. "Uwielbiam" te sytuacje, kiedy każdy każdego kulturalnie przeprasza jednocześnie przygniatając ciężką walizką podczas wsiadania do wagonu. Zakorkowany korytarz oznaczał tylko jedno - do Katowic noc spędzę na stojąco. Pierwsze dwie godziny jazdy przeleciały w miarę szybko. Kryzys dopadł mnie około 1 w nocy. W mojej głowie zaczęły się tworzyć pytania. "Co mnie podkusiło, żeby wsiąść do tego pociągu? "Kto normalny tuła się przez pół Polski, żeby wejść na jakiegoś pryszcza?" "O tej porze bym spała w wygodnym łóżku". W duchu zaczęłam się śmiać. Uświadomiłam sobie jak bardzo góry potrafią uzależnić.

Kilka minut przed 5 rano przesiadam się w Katowicach do drugiego pociągu. Godzina drzemki  podczas jazdy i jestem w Bielsku Białej. Kupuję bilety autobusowe w pobliskim kiosku i ruszam na poszukiwania  przystanku, z którego odjedzie autobus z numerem 6. Na to zadanie, straciłam aż prawie godzinę. Przemieszczając się między skrzyżowaniami ulic, żaden z przechodniów nie potrafił lub błędnie udzielał mi informacji z powodu zmian ruchu drogowego i objazdów - ach te remonty w wakacje. Postanowiłam zadzwonić do mojego nawigatora - taty :) Sprawdził w Internecie co trzeba i po kilkudziesięciu minutach jestem na obrzeżach miasta. Niestety tam gdzie wysiadam nie dostrzegam żadnego niebieskiego akcentu, dzięki któremu mogłabym dojść na najwyższy szczyt Beskidu Małego. Dochodząc do autobusowej pętli dostrzegam początek szlaku.  Zanim doprowadzi  mnie do lasu ze ścieżką prowadzącą w górę, mijam kilka domostw i przerywam drzemkę pilnującym psom. A w lesie? W lesie płoszę 3 dziki w trawie, których bym w ogóle nie zauważyła, gdyby nie to, że one zauważyły mnie :)

Będąc dopiero w zasięgu schroniska na Magurce Wilkowickiej pojawiają się pierwsi turyści. Przybijam obowiązkową pieczątkę, po czym ruszam po kolejny kamyk do Korony. Na szczycie nikogo nie zastaję, więc bez większych skrupułów ściągam buty i wykładam się na ławeczce.

Droga prosta i szeroka.

Jeszcze kilka kroków i pełnia szczęśliwości.

Najwyższy szczyt Beskidu Małego - Czupel 933m n.p.m

Ze szczytu widać m.in Górę Żar, która przyciąga 
miłośników sportów ekstremalnych ;)

Kapliczka na szczycie.

By nie spędzić kolejnej nieprzespanej nocy w pociągu, udaję się z powrotem w kierunku schroniska powoli żegnając się z Beskidem Małym. Do Bielska-Białej dostaję się schodząc szlakiem zielonym, a następnie jadąc autobusem o numerze 11. Przed godziną 15 jestem na dworcu kolejowym. Czekając na pociąg znajduję zależność między dzisiejszym dniem, a tym co śpiewał mi Jónsi:

 ~We should always know that we can do everything ~
 ~Go do!

Z "pryszczami" można się zaprzyjaźnić (oczywiście nie z tymi na twarzy). Wbrew niekorzystnym cechom jakie posiadają, powodują mimo wszystko wyrzut endorfin! A sama wiedza z "Pryszczologii Stosowanej" nie raz może zostać wykorzystana w praktyce. :-)

Komentarze

Popularne posty

Jezioro Iseo - poradnik praktyczny [gotowiec urlopowy!]

DRABINA WAŁBRZYSKA - kondycyjny wycisk w Sudetach!

SCHRANKOGEL - trzytysięcznik dla początkujących

Inntaler Höhenweg - trekking w Alpach dla początkujących [informacje ogólne i praktyczne, wskazówki, koszty]