VIA CORDA ALPINA w Chamonix - wspin dla prawdziwych Orłów!


Francuskie Chamonix jest turystyczną miejscowością nad którą góruje najwyższy szczyt Alp – Mont Blanc. Jego mieniącą się śnieżną czapę, przy pięknej pogodzie można podziwiać w kawiarni na głównej ulicy, popijając sobie kawę i rozkoszując się kremem brulee. Ogrom masywu niejednemu zaprze dech w piersiach. Nisko opadające jęzory lodowca robią niesamowite wrażenie, gdzie poniżej toczy się normalne miejskie życie. Dzieciaki chodzą do szkoły, kursuje komunikacja miejska, a sama miejscowość zapewne boryka się ze swoimi problemami o których turyści nie mają pojęcia. Chamonix przyciąga tłumy z całego świata. Nie tylko ze względu na start normalnych dróg wejścia na Dach Europy czy słynny ultramaraton Tour du Mont Blanc, ale także z powodu niezliczonej możliwości uprawiania klasycznego alpinizmu bądź wspinaczki o różnorodnym charakterze.



A właśnie odnośnie wspinaczki. Wydawało mi się, że na wspinanie na moim poziomie nie ma w tym rejonie kompletnie szans. Prawdziwi wyjadacze w tym temacie przyjeżdżają przecież, żeby spojrzeć w oczy Aiguille du Dru, gdzie zachodnia ściana mierzy 1100 metrów wysokości o nachyleniu 80 stopni. Ja ostatnio ze wspinaniem mam bardzo nie po drodze, mimo że podoba mi się zabawa z liną i całym tym żelastwem. Ogólnie od pewnego poziomu trudności, wspinanie przysparza mi dużo strachu i raczej męczarni niż przyjemności. Coś się w tej mojej głowie przyblokowało, a ja jakoś tak dałam na razie za wygraną. Okazało się jednak, że Chamonix ma coś do zaproponowania dla obecnie takiego wspinaczkowego Orła jak ja. Trudności drogi do III, obita w ringi, mix scramblingu i wspinaczki, widok na Dach Europy i nie tylko, 600 m przewyższenia, a do tego bez forsownego podejścia pod „ścianę” bo praktycznie prosto z przystanku autobusowego. Gdzie? Na VIA CORDA ALPINIE. Wybraliśmy się tam już jako pierdyliardowi zdobywcy Mont Blanc. Kilka dni wcześniej stanęliśmy na Dachu Europy. Cała akcja górska z Białą Górą przebiegła pomyślnie, ale nie obyło się bez lizania ran po wszystkim. Mnie zaczęła męczyć infekcja bakteryjna, więc pokonanie tych 600 metrów przewyższenia ze smarkaniem na zielono i ogólnie kiepskim samopoczuciem dodało jeszcze trochę dramatyzmu do całego przedsięwzięcia. Damian natomiast Via Cordę Alpinę pokonał z jednym sprawnym okiem. Trochę zdezelowani, ale zdeterminowani, bo jak na złość nad Chamonix wciąż świeciło słońce, a być tutaj i nie korzystać z pogody to pewny moralniak na powrocie do domu.




niedziela, 9 września 2018


Spakowaliśmy szpej osobisty, sznurek i parę ekspresów do plecaków. Z naszego campingu na którym założyliśmy bazę wypadową podeszliśmy na przystanek autobusowy. Zdecydowaliśmy się na camping w Argentiere – jednej z 16 wiosek obejmujących gminę Chamonix. Camping du Glacier D'Argentiere spełnił nasze wszystkie oczekiwania. Najważniejszą sprawą jest to, że w recepcji można dogadać się po angielsku, co ogólnie we Francji nie jest tak oczywistą sprawą. Ceny za dobę wypadają niższe niż w samym Chamonix, a nocując na campingu bądź kwaterach, otrzymuje się kartę gościa, dzięki której między innymi można się przemieszczać za darmo autobusami miejskimi bądź koleją w obrębie doliny. Dodatkowo przysługują zniżki na różne atrakcje, które idealnie nadają się do zobaczenia w deszczowe dni, np. muzeum alpinizmu. Camping jest bardzo dobrze zaopatrzony we wszystko by w komforcie spędzić więcej niż jedną dobę. Na stronie internetowej jest wszystko dokładnie opisane i pokazane – klik.


Wsiedliśmy do autobusu linii nr 2 jadącego w kierunku Chamonix, po kilku minutach wysiedliśmy na przystanku Les Bois. Przeszliśmy na drugą stronę ulicy i po minięciu zabudowań domków jednorodzinnych doszliśmy do szlaków, które prowadzą wzdłuż doliny, będące po prostu wariantem pieszym do przemieszczania się pomiędzy wioskami (drogi nie mają chodników). Przekroczyliśmy most nad rzeką Arveyron i kierując się na lewo, sugerując się znakiem „La Norvege” w końcu ukazała się nam charakterystyczna tablica informująca o początku drogi. 

Charakterystyczna tablica informująca o początku drogi Via Corda Alpina.

Sytuacja na mapie.

W cieniu drzew przyodzialiśmy się w szpej i związaliśmy liną. Via Corda Alpina jest dostępna od maja do listopada, wymagane są na niej suche warunki. Drogę poprowadzono skalnymi grzędami Rochers des Mottets

Zbroimy się.

Trochę skały, trochę trawek, trochę drzew.

Bez ringów, byłoby krucho z asekuracją.

Od czasu do czasu, wpadnie jakaś lufka pod nogami ;)

Na drogę spokojnie wystarczy zabrać 30 metrów liny i parę ekspresów. Czas jaki trzeba przeznaczyć to 2-3h w zależności od kondycji i doświadczenia zespołu. My z początku przemieszaliśmy się dość wolno, bo miejsce idealnie nadaje się do ćwiczeń, przypomnienia sobie podstawowych zasad obchodzenia się z liną, zakładaniem stanowisk itd. Po prostu zabawa bez telepiących się nóg czy ściskania opuszkami palców jakiegoś mikroskopijnego występu skalnego. Droga nie trzyma cały czas równego poziomu. Jest to pokonywanie pojedynczych sekcji skalnych poprzeplatanych z chodzeniem „na lotnej” wśród drzew. Można też po drodze zbierać grzyby, czy jadalnych to nie wiem, bo się na nich nie znam. Momentami skała przybiera charakter płytowy. Trzeba zaufać swoim butom czy podołają w trybie na tarcie (najlepiej mieć z podeszwą climbing zone). Buty wspinaczkowe będą tutaj stanowczo nad wyrost, ze względu na dużo odcinków pieszych.

Coraz wyżej.

Na drodze jest dużo cienia, co w upalny dzień jest atutem :)

Na drodze nie brakuje widoków. Pięknie prezentuje się masyw Mont Blanc, a za plecami pasmo górskie Aiguilles Rouges.

Masyw Mont Blanc.

Czasem trzeba wytężać wzrok by znaleźć kolejnego ringa.

Na fragmentach pieszych, w celu odnalezienie właściwej ścieżki pomagają kopczyki.

Kolejna skalna sekcja pokonana! :)

Via Corda Alpina co prawda nie wyprowadza na żaden szczyt. Kończy się przy Buvette des Mottetes – urokliwie wyglądającym bufecie z przekąskami. A dla tych co potrzebują wpisać konkretną nazwę w kapowniku, to można uznać, że na Les Rochers des Mottetes 1638 m n.p.m. W okolicach bufetu, wśród drzew rozstawione są „sypialnie” wyglądające jak przezroczyste bańki. Za opłatą można spędzić w nich noc.

Koniec!

Buvette des Mottetes.

A co ma do zaoferowania krajobrazowo sama okolica? Widok na najdłuższy lodowiec Francji – Mer de Glace (Morze Lodu) mierzący obecnie około 7.5 km oraz szczyt Aiguille du Dru 3754 m n.p.m.

Dru w chmurach :(

Lodowiec Mer de Glace tutaj już pokryty skalnym gruzem.

Kopczyki z widokiem na Chamonix.

Rochers des Mottets.

Niestety podczas naszej obecności, ścianę Dru przysłoniła wredna chmura. Oczywiście z okolic bufetu można dalej kontynuować wycieczkę. Jest kilka szlaków do wyboru. My jednak decydujemy się dzisiaj tutaj zakończyć i tradycyjnym szlakiem turystycznym zejść z powrotem do Les Bois. Po około 1,5h jesteśmy z powrotem u podnóża rzeki Arveyron. Damian szybko sprawdza w necie rozkład jazdy autobusów. Niestety nie zdążyliśmy na ostatni jadący w kierunku Argentiere, który w Les Bois był prawie godzinę temu. Pozostało nam wydreptać dodatkowe kilometry, które rano pokonaliśmy przy pomocy autobusu.

Szlak robaków czy rakiet śnieżnych?

Po ponad 2 godzinach zjawiliśmy się na naszym campingu. Nasza góra, na którą mieliśmy widok z namiotu przy zbliżającym się końcu dnia przybrała wyraziste barwy. 

Widok z namiotu. Aiguille du Chardonnet 3824 m n.p.m

Via Corda Alpina bardzo mi się spodobała. Dużym plusem jest brak konieczności zabierania tony sprzętu, a jednocześnie droga daje możliwość spróbowania przemieszczania się w terenie troszkę bardziej wymagającym i różnorodnym. Od dawna chciałam przejść taki mix scramblingu z łatwą wspinaczką, nie martwiąc się o asekurację. Dzięki temu mogłam się skupić tylko na ruchach i wyrabianiu dobrych nawyków odnośnie używania sprzętu w czasie akcji czy jego porządkowania na szpejarkach.  Dużym atutem jest też spore przewyższenie jakie się pokonuje. To dobry wstęp i pierwszy mały krok, by marzenia o wchodzeniu na trudniejsze technicznie góry kiedyś spełnić.







Komentarze

  1. Też lubię takie wspiny bez spiny. :) Bardzo fajna opcja na lightowy dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest jeszcze jedna taka droga połączona dodatkowo z ferratą - Via des Evettes. Niestety zabrakło sił by i tam się zjawić ze względu na naszą niedyspozycję... Będzie do czego wrócić w Chamonix.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

DRABINA WAŁBRZYSKA - kondycyjny wycisk w Sudetach!

SCHRANKOGEL - trzytysięcznik dla początkujących

Jezioro Iseo - poradnik praktyczny [gotowiec urlopowy!]

Karkonoska Diagonala