Co słychać w Dolince Rumanowej?


Ciąg dalszy naszych poszukiwań dobrej pogody w Tatrach. Po ucieczce z Baraniej Przełęczy, następnego dnia zrobiliśmy sobie przebieżkę do Zielonego Stawu Kieżmarskiego. Ostatecznie robiąc pętlę przez Tatry Bielskie. Puszczaliśmy oko w kierunku Kieżmarskiego Szczytu, z którym mamy porachunki. Dziad jednak ukrywał się przez cały dzień w chmurach.

Nastał trzeci dzień naszej posiadówy na Słowacji. No może środa będzie szczęśliwa? Zapowiadano jakieś przejaśnienia, brak deszczu. Na tapetę wzięliśmy Ganek. Tak w sumie ze względu na niezbyt długawe podejście.


środa, 17 czerwca 2015 

Poranek z przebłyskami niebieskiego nieba. Idziemy asfaltówką do Hotelu Górskiego przy Popradzkim Stawie. Promienie słońca zaczynają podgrzewać Osterwę. Przyznam szczerze, że miałam ochotę obalić cały plan i stanąć na jej szczycie. Przynajmniej gdzieś by się wlazło. Tym bardziej, że jej "postać" była widoczna w całej okazałości. To była jedynie taka chwilowa myśl, szybko minęła. Zew tatrzańskiej przygody był silniejszy. Przed nami, dotarcie najpierw do Doliny Złomisk. Tuż przy brzegu Popradzkiego Stawu stoją wrota z kosodrzewiny, które ukrywają ścieżkę do raju. Stojąc niczym jak na kamiennej murawie, trybuny tworzą jedne z najpiękniejszych szczytów w Tatrach Wysokich. Na tworzący trybunę m.in Ganek, chcemy wejść. Zanim jednak dowiemy się, jak ostatecznie skończy się to nasze chciejstwo, zmagamy się z przenikliwym wiatrem. Jest zimno i nieprzyjemnie, ale staramy się nie zwalniać tempa.      


Za plecami pozostawiamy Popradzki Staw.

Przebłyski szansy na dobrą widoczność.


W Dolnie Złomisk już widzimy, że jednak może być problem z orientacją w terenie. Chmury przyklejone w Rumanowej Dolince.


Po lewej stronie przyjemniej. Oświetlona  w promieniach słońca Złomiskowa Turnia.


Idziemy wzdłuż strumienia. Mimo, że ostro wieje, jest tu naprawdę pięknie.


Rozgoni chmurzyska czy nie?


Zadymione Szarpane Turnie.


Siarkańska Grań.


Siarkan, który dla mnie i tak nazywa się Siarczan :)


Surowy i kamienisty krajobraz. Luuubię :)


Wschodni Szczyt Żelaznych Wrót.

Omijamy Zmarzły Staw w Dolinie Złomisk, podchodzimy pod próg przedzielający z Dolinką Rumanową. Chłopaki wyrywają do przodu po kamieniach. Mi tempo trochę spada, ze względu na te przyklejony chmury. Jakoś ten widok odcina mi powera. Ogólnie podczas wypadów w Tatry mam załączony kozi radar. Często dostrzegam te przesympatyczne zwierzątka jako pierwsza w ekipie. Tym razem jednak nie wyniuchałam kozicy, ale stojącego w dole człowieka. Mamy towarzystwo i to nie byle jakie bo z psem u boku. Ewidentnie ma wymierzoną we mnie lornetkę. Na bank filanc. Czyżby szykowało się nam pierwsze spotkanie z pracownikiem parku?


Gdy wychodzę ponad próg, otwiera się przed moimi oczami Rumanowa Dolinka. Krzyczę do chłopaków by się opamiętali z tą gonitwą, tym bardziej, że jesteśmy już wykryci na radarze. Staramy się nie przejmować nadchodzącym towarzystwem i robić po prostu swój plan. Idziemy w głąb doliny, by szukać żlebu opadającego z Gankowej Przełęczy. Niestety chmury bardzo przeszkadzają w orientacji. Nie wiemy, który to żleb, bo przełęcz jest przysłonięta. Gdyby były lepsze warunki, nie mielibyśmy z tym problemu. Przesiadujemy chwilę pod dużym kamieniem z Wojtkiem, a Damian podchodzi do jednego ze żlebów, który być może jest właściwy. Wraca do nas z wiadomością, że być może to jest i ten, ale 100% pewności nie ma. Warunki na niebie nie poprawiają się. Decydujemy się odpuścić i nie napierać na siłę. W sumie to dobrze. Ganek słynie z pięknej panoramy.. Nawet jakbyśmy wleźli na szczyt, to by nas dużo ominęło. W drodze powrotnej do Doliny Złomisk, oglądamy niższe szczyty i turnie, które mogłyby stanowić dla nas wyjście alternatywne. Pada hasło, że podejdziemy obczaić Kozią Strażnicę, która gdy jak podchodziliśmy do Rumanowej Dolinki była widoczna w całości. Chłopaki znowu wyrwali do przodu, zostawiając mnie w tyle. Mnie opuściły chęci do próbowania wchodzenia gdziekolwiek. Równie dobrze, mogłabym się walnąć pod kamieniem i po prostu przez resztę dnia siedzieć w Dolinie Złomisk i czatować na kozice czy robić zdjęcia kwiatkom.    

Żłobisty Szczyt.

Idziemy oblukać Kozią Strażnicę.

Ale i do niej zaczynają się przyklejać chmury.

Człapię sobie powoli po tych wielkich kamolach. W pewnym momencie przystaję na chwilę i patrzę tak jakoś bezwładnie w przestrzeń. Nagle mój wzrok przyuważa stojącą osobę z psem. No...filanc nas dogonił. Już nie mam wątpliwości. Zakamuflowany na zielono z przewieszoną na szyi lornetką. Dać nogę? Głupio to będzie wyglądać. Podejść do niego? Sama nie wiem. W grupie bezpieczniej - idę w stronę chłopaków. Mówię, im że za chwile będziemy mieli zaszczyt porozmawiać z filancem. Nie mija pięć minut jak wita się z nami i wyciąga z kieszeni legitymację. Tłumaczy nam gdzie się znajdujemy i prosi od nas dokumenty. Z całej sytuacji wychodzimy cało i bez oddania ani jednego centa z portfela. Rozmawiamy z nim chwilę. Okazuje się, że strażnik jest również ratownikiem górskim. Opowiada nam między innymi o cenach akcji ratowniczych czy taryfikatorze mandatów za różne przekroczenia na terenie parku. Generalnie, filanc też człowiek i nie taki straszny jak go malują :)



A pogoda bez zmian.

Filancowy pieseł.



Pareidolia - zjawisko, które bardzo często mi towarzyszy w górach. Szarpane Turnie? Nieee, przecież to głowa mamuta jest!


Rezygnujemy z wejścia na Kozią Strażnicę. Prawie wszystko jest przymglone w Rumanowej Dolince. Schodzimy wolnym krokiem z powrotem w kierunku Popradzkiego Stawu. Na jednej z przerw na konsumpcję musa owocowego dosłownie na trzy sekundy odsłania się Gankowa Przełęcz.


Gankowa Przełęcz.


Tak sobie podążamy w dół po kamieniach, mając na przeciwko Kończystą. Czasem ją widać, czasem nie. Damian idący jako pierwszy nie zauważa, że sześć metrów od niego stoi kozica i podjada trawkę. Ja zamieram w bezruchu i wyciągam aparat z plecaka. Zauważa nas, ale nie goni susami do góry. Spokojnym krokiem, skubiąc po drodze zielone smakołyki oddala się w głąb doliny. 


Kóz Tomasz z Doliny Złomisk.


A co tam w tej trawie?

Robal!


Damian cierpliwie czeka, aż zakończę sesję zdjęciową wszystkiemu dookoła.


Tak się z nami żegna Dolina Złomisk.


W sumie to nic konkretnego nie zrobiliśmy, ale ja to lubię tak czasem posiedzieć w jakiejś dolince, porobić zdjęcia, przyjrzeć się szczegółom. Gdy jest jakiś konkretny cel górski, co chwilę kontrolujesz godzinę na zegarku - te smaczki gdzieś uciekają. Nie widzi się tego piękna, tej tatrzańskiej harmonii. Takie wypady też są czasem potrzebne. Gdzie odchodzi ten stres związany z ciągłym zachowaniem szczególnej ostrożności, bo ryzyko zrobienia sobie kuku jest wysokie. 

Na zakończenie wypadu dostaję od przyrody prezent. Spełnia się moje kolejne ornitologiczne marzenie w tym roku. Na zejściu asfaltem z Popradzkiego Stawu, rodzinka gilów buszuje na wysokogórskim trawniku. 


Pani gilowa.

Komentarze

  1. U mnie właśnie tak zazwyczaj jest, że gnam do góry i nie patrzę dookoła. A relacja świetna :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem warto zmniejszyć trochę tempo, albo po prostu powrócić w dane miejsce drugi raz. Można naprawdę dostrzec o wiele więcej :)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Tatry są zawsze nice, nawet jak pogoda trochę nie dopisuje :P

      Usuń
  3. "Z całej sytuacji wychodzimy cało i bez oddania ani jednego centa z portfela. " - Warto dodać, że dzięki posiadaniu odpowiedniej legitymacji ;)

    Szkoda, że Ganek się tak przed Wami bronił zasłoną chmur. Ale rzeczywiście szkoda by było na niego wchodzić w totalnym mleku. No i jeszcze kwestia orientacji, która na nim nie jest ponoć taka oczywista.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, odpowiednie papiery to podstawa. Na temat przepisów po słowackiej stronie Tatr nie chce mi się wypowiadać. Są ludzie, którzy potrafią pisać o tym poematy ;)

      Usuń
  4. Mi tam Szarpane Turnie przypominają jak nic głowę smoka, i to właśnie im powinno moim zdaniem przypaść miano Dracia Hlava, a nie tam jakiemuś Siaraczanowi:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W podpisie zdjęcia wkradła się literówka. Siarkan (vel Siarczan). Nazewnictwo faktycznie polskie i słowackie trochę mylące. U mnie w domu jedni widzą właśnie smoka, inni mamuta :)

      Usuń
  5. Z przyjemnością obejrzałem relację i jestem zachwycony zdjęciami.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dogadałybyśmy się. Też bym tak mogła czasami walnąć się na kamulec w dolinie, fotografować kwiatki i wypatrywać kamzików :)
    Z filancem niezła przygoda, wręcz wkradł się element thrillera w narrację :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Ciebie z każdej wycieczki na blogu oprócz gór są roślinki czy zwierzaki - to mi się podoba :) No nie spodziewalibyśmy się w środku tygodnia w niezbyt atrakcyjną pogodę takiego spotkania. Emocje mieliśmy jak na jagodach :P

      Usuń
  7. Coś faktycznie nie sprzyjają Wam zbytnio warunki pogodowe w Tatrach, ale to prędzej czy później musi się zmienić ;)
    W Rumanowej mnie jeszcze nie było, trzeba będzie to zmienić. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za niedługo wrzucę relację z czwartego dnia. Pogoda nie poprawiła się, ale wydarzyło się coś, co chyba będzie w tym roku numerem jeden dla mnie :)

      Usuń
  8. Taaa, filanc też człowiek... na Jaworzyńskiej byłaby inna rozmowa, a piesek szukałby zębami tętnicy :) Czy pan F. podawał jakieś konkretne kwoty? Słyszałem o 70 euro za łażenie poza szlakiem, ale nie wiem czy taka pokuta faktycznie obowiązuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może filanc z piesełkiem mieli gorszy dzień? :) Nasz pan F podawał konkretne kwoty. Za miejsce, w którym się np znajdowaliśmy, gdyby nie odpowiednie papiery zapłacilibyśmy mandat w wysokości 600 euro.

      Usuń
    2. Jakiś lewy ten filanc, albo chciał was postraszyć. 200 euro na głowę to co najwyżej za smażenie świstaka na ognisku w Niewcyrce :) Dolina Złomisk nie figuruje nawet na liście rezerwatów ścisłych TANAPu, a wszystkie dostępne źródła sprzed kilku lat mówią o maksymalnej pokucie 66 euro:
      - http://vas.cas.sk/clanok/8445/turisti-si-mylia-plesa-s-verejnym-bazenom-za-kupanie-v-tatrach-mozete-zaplatit-az-66-eur.html
      - http://www.cas.sk/clanok/205717/v-tanape-sa-nepomylte-za-odtrhnutie-travicky-hrozi-66-eurova-pokuta.html
      Tak przy okazji: mieliście legity KW czy Alpenverein?

      Usuń
    3. Ciekawe te linki. Mieliśmy legitymacje austriackiego Alpenverein.

      Usuń
    4. Dolina Złomisk jest częścią rezerwatu Dolina Mięguszowiecka :)

      Usuń
    5. Niewątpliwie Złomiska pod jakiś rezerwat muszą podlegać, ale o ile się nie mylę Słowacy również na terenie Tatr stosują różne stopnie ochrony przyrody. Biorąc pod uwagę, że Złomiska to obszar udostępniony dla wspinaczy nie wydaje mi się żeby podlegały pod najwyższy stopień. Oczywiście dla filanca może to mieć małe znaczenie przy wlepianiu mandatu :)

      Usuń
    6. Dobrze wiedzieć, że legitki Alpenverein są honorowane. Miałem wątpliwości czy ten laminowany papierek ocali mnie przed mandatem i zastanawiałem się nad opłacaniem składek w którymś z klubów, a tu taka miła niespodzianka :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

DRABINA WAŁBRZYSKA - kondycyjny wycisk w Sudetach!

SCHRANKOGEL - trzytysięcznik dla początkujących

Jezioro Iseo - poradnik praktyczny [gotowiec urlopowy!]

Inntaler Höhenweg - trekking w Alpach dla początkujących [informacje ogólne i praktyczne, wskazówki, koszty]