Coś w tym sezonie, nie po drodze nam z dobrą pogodą w Tatrach. Podczas naszej drugiej, dłuższej wizyty warunki stawiała po raz kolejny właśnie ona, z dołączonymi epitetami takimi jak: burzowa, deszczowa, mglista, wietrzna. Ciężko mi było przełknąć fakt, że szanse odwrócenie aury maleją z godziny na godzinę, tym bardziej, że po cichu liczyłam, że zła passa musi w końcu minąć.
Nie chcieliśmy jednak tak łatwo się poddawać. Postanowiliśmy oceniać sytuację na bieżąco, taka jaka jest w rzeczywistości, a nie na "obrazkach" czy wykresach w necie. Po raz pierwszy zdecydowaliśmy się na nocleg na Słowacji, tuż pod Tatrami. W miejscowości Strba (12km od Strbskiego Plesa) ulokowaliśmy wszystkie swoje graty, dzieląc kawałek podwórka z wielgachnym pieskiem o imieniu Roni. Na miejscu pojawiliśmy się w późne, niedzielne popołudnie. Możliwym występowaniem burz w Tatrach straszono od trzech dni, a ostatecznie żadna kropla deszczu nie spadła.
poniedziałek, 15 czerwca 2015
Wstaliśmy rano w sumie bez ustalonego wcześniej planu. Było to złe posunięcie. Bo te burze mają być, bo bez sensu w ogóle wychodzić, bo może pogoda w następnych dniach się poprawi. Poza tym, wiadomo - rano to się marzy o spaniu, a nie o jakimś łażeniu gdziekolwiek. Wybiła jednak godzina 10, wszystkie poranne rzeczy zostały zrobione i pojawiła się pustka... To co robimy z resztą dnia? Umrzemy z nudów w tej mieścinie. Plany były różne. Ja upierałam się przy zrobieniu jakiejś dolinkowej pętelki na rozruch. Chłopaki mieli ciśnienie by jednak spróbować gdzieś wejść i oceniać sytuację na niebie na bieżąco, tym bardziej, że o tej godzinie była naprawdę dobra. Po starciach i wymianie argumentów, ja odpuściłam. Mimo, że głęboko wierzyłam w zapowiadane przez Norwegów ogromne opady deszczu późnym popołudniem, nie uśmiechało mi się też siedzieć cały dzień na kwaterze. Padło hasło: spróbujemy wejść na Baranie Rogi, na tyle ile pogoda pozwoli. Ja tylko westchnęłam i przekręciłam kluczyki w stacyjce Rekina.
Zdążyliśmy jeszcze przed południem zajechać na parking w Tatrzańskiej Leśnej. Nie chcieliśmy znowu podchodzić asfaltem do Hrebienoka, więc wybraliśmy dla nas szlakową nowość - żółte kolory poprowadzone Doliną Zimnej Wody. Gnałam pierwsza nadając tempo, za mną chłopaki równo dotrzymywali mi kroku. Ten pośpiech był spowodowany ciągle powracającymi myślami o możliwości pojawienia się burzy. Byliśmy mocno zaskoczeni fajnością tego szlaku, ze względu na to, że praktycznie od początku idzie się lasem. Nie widać jak w wielu wylotach dolin w Tatrach Słowackich tego smutnego widoku chorych i powalonych drzew. Doszliśmy do Rainerowej Chatki, ogłaszając przy najstarszym schronisku tatrzańskim krótką przerwę. Obecnie chatka nie oferuje noclegów. Przerwę przedłużyła sesja fotograficzna liska-żebraczka, który zachowywał się jak typowy pies, prosząc o kawałek szyneczki z kanapek turystów. Od nas nic nie dostał, ale biegałam za nim by uchwycić go w kadrze. Chłopaki wyrwali do przodu, a ja zostałam przez to na tyłach.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdtMNF1mm4GKucTBtAd6EcIeW8pGXhF-_p2mWdfwDVY0KSQSm8PjxGYu6QeMCBkDM8l0fLM5xZ50nztXQ5HMASegbsU5Swbi21-ZSm9LK7ZSvM31a8Gasb1bHubrJtjT9wQzioWU3Eemal/s1600/DSC_1075.JPG) |
Portrecik. |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi1BC0sz4Pa3CD4cDMbhUuDa99kJI9boqed8LKhKV2Jh_dk2uyYSK4i-CrPUmd3HBLJyn8gPaIKlE8wsxAFdNz4a6HJSEG_INtv2TYkcQRGlngEZqZWDt-3x1vOZ3G7eeiCKJArOjdxg8Yh/s1600/DSC_1080.JPG) |
No daj szyneczkę. |
Gdy lisek schował się z powrotem do lasu, do Doliny Staroleśnej nadciągnęły na moment ciemne chmury, ale potem na szczęście znowu pojawiło się słońce. Po 30 minutach zameldowaliśmy się w kolejnym schronisku - Chacie Zamkowskiego, a raczej w jej obrębie, bo nie zachodziliśmy do środka. Pognaliśmy od razu w stronę kolejnej - Chaty Tery'ego. Tutaj na zielonym szlaku w Dolinie Małej Zimnej Wody pojawiły się wspomnienia z naszej wyrypy
Zimnowodzką Granią. Ale wtedy to była jazda! Jedna z największych przeze mnie przeżytych nerwówek w Tatrach. Nigdy więcej :) Wiadomo.. ekhmm do czasu... Teraz mieliśmy okazję dotrzeć do schroniska i ujrzeć na własne oczy Pośrednią Grań, na którą wtedy nieśmiało się zaczajaliśmy. Kusiła swoim wdziękiem, ale nie było złudzeń. Na pewno nie tym razem, nie w takie niepewne prognozy pogody.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEirBltXnaaDsQc-NV3bnTCYSdVMOX16Ld9vgyqvLxBkcuEn2HHCL3BjDtK0Be86IcyQZ2Ww6dkU5P2oTn9IrNn3xD9SP3QjVrASrDkhJX6mHg08XakRoLRq9tomuj4X_NK-a8XDxOAk_6Zz/s1600/DSC_1102.JPG) |
Złota Siklawa, a powyżej Schronisko Ter'yego. |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsHZ6JdAYLHyOa7vL21gRj88ilUVM3XFulW8Msdepy6Spgq1Py6gkjRkE_QPJdRKI1LA9FjAHddz5piUsBDFvV6tw14tcLv8B__wiYKUnadAryoAi8Ahlo5gkIUQwDkTZfYsnAEmp5IQf6/s1600/DSC_1111.JPG) |
Charakterystyczny dla Tatr Słowackich widok - nosicze na szlaku. |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEimmHnCCgRKR8B-i-wiMXMJofuApsCKnSg9y3PhlT6y94EEzj0eRuJNg-S9mweVKU_noB3YpWV8vkje1EP4Ni2LVc6DuMf1rKEhgP7xqCHtFcNTLeqAmSCk0l7LIIOLyv3QZZTyv5p6yFEQ/s1600/DSC_1120.JPG) |
Żółta Ściana, turnia wyrastająca z północno-wschodnich stoków Pośredniej Grani. |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEim9fwSD01JZfXzd-WyFyYs3KGizGKXp5YM8ls6-PPUsijqx_0o4zlnSlVMrWnn4LWt8gFe7F7rFjR2x1T7O0kxuiDwqTLZB_je65Cx5aRvSn76bwiMhufdHaYg9TE9IwlhcaowgLuFLMMI/s1600/DSC_1139.JPG) |
Do Schroniska Tery'ego mamy już niedaleko. |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1QO3A-YJmGi6WuocRmO1OoR-PBmCb4zPWM9GXDt5bp9W3kuHfio2SRdDxdLQsVaieNNdJWqmHzPwGenV6HuhTmvPyAFpxwSykxBHMUStsajX9wM_RR-K-yxK8uLox7_xX5SLkRZLDer9i/s1600/DSC_1158.JPG) |
Wspomnienie zimy. |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjHap_HnnrFPbl-0TAdpomEm9XSrKznujHSqJksFtbnQwfdYomoAxlGHdwP2s7eX4UXUGEu2v6FznrV9U4iA_iJQ1Ab7HYJMKhDPcoQnmGwLhOHvQSewZLFXaIqi2QFnooDlWfWmcOYKQvD/s1600/DSC_1160.JPG) |
Pośrednia Grań z Żółtą Ścianą. |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgcWbXynSP4JtLIBGrgc8UeDBlpapWMv9Wuo8eGcqbuK3R1686YAsrwCJovJMLgX7LUz72UbkDA9UzPenlHx7Z-mob0Gj1maXqhI9U71Kbpw1RIi1kH877G7bLGZKfEJ6Lqnc7BVUah-n1x/s1600/DSC_1165.JPG) |
Schronisko Tery'ego 2015m n.p.m - najwyżej położone w Tatrach, które jest czynne przez cały rok. |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidU2AW7vcSSD1lncP2OOngt-omYYF_yDerabWjM_WBBMyl95JtV3PyocqlCdKwCDBF3X2_UQYcXaxe2dGA0ZUOvPvStk3cmrq3Uj91Tt2VGqbZSVCJANwvv0DMKd2va7nivIxLNONf1pwt/s1600/DSC_1159.JPG) |
Otoczenie schroniska z widocznym naszym celem - po lewej Baranie Rogi 2526m n.p.m. |
W Terince ogarnęliśmy prowiant noszony w naszych plecakach oraz zaczęliśmy wypatrywać dalszą naszą drogę. Warunki na niebie poprawiły się. Odbiliśmy w wydeptaną ścieżkę i ruszyliśmy do góry w kierunku Baraniej Przełęczy. Droga jest ewidentna. Jedynie zalegające płaty śniegu zmuszały do zachowania trochę większej ostrożności.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjw2uOh36gBcwQFmW1DQ3C44YA3Q5UuUrf9BIW8W3y6yfBtOUG7tq55qZKiueLP1-uLt15gAyWhX5qYf9SeRzgVpDcXCutl9Cr4kbN8H_NiU4hL89tYJfyoS0h8v8e2AeiEugHKv0gleK7o/s1600/DSC_1208.JPG) |
Podchodzimy na Baranią Przełęcz. |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPSQG_A-9PJM8LBHe-eGUKM5LFICMJFLpOGlaFtnoCdtj8UNjEfghxEB7aH7kDUiuaY8wU07FtHFJV7Ln3ICbC3INVAFObPFRPL7ZFCW_S4znW55YHJH7h9RD5yFb8IyVwQ73vdg7vFGF0/s1600/DSC_1211.JPG) |
Terinka. |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjFMkpMYuUl3sQjV1Fi_0Fd7Q9Aqnd7PN_vDKVcbjQ_Le3Kc9oLQGAzeE5ow2Q-YhUEBcHiQgPfrSpLuMg5jjmIPjdw0x68GG23DLeQhLIfTXWsB5bG7MpEcloVMc8pL5dBLFOipC6w7hiH/s1600/DSC_1214.JPG) |
Jesteśmy zmuszeni iść lewą stroną po kamieniach, przez co trudność drogi wzrasta do I hohoho! :) |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgAJtLy1iPtk_J2T4jlo0bLPz79YjWlkbVthpRwK_nJD8hUBFa0NNhJaNpZF9lCGCAnCap7xIbyHHmpJ7XYcLuTMjlr9jZWfX8hvkWCqpGWqXlh5wvk_gckHD77ZPu5LEiq4SbDIYjBYrtu/s1600/DSC_1220.JPG) |
Damian i Wojtek podczas podchodzenia na Baranią Przełęcz. |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh44BEEfNVKWzU6j5PTTBtgny2WGJ69yuqNfJvF6wm2yPtFedRKyv3bgFM9j1S0HIOWIKiyY-u1ohEDMAoPyC1F2_vMMhg5iRZzqSlF-L9eMjEFaTCn7ccWIDVFwQ6dzIiCMzyBTRaCWw5M/s1600/DSC_1231.JPG) |
Złomiarze jeszcze nie wiedzą... |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhZV7ykonVf-tMYzMia3bf2khpoKMrZxClVjQTdq7o9URWQUWmAg87BYbWDNtBIO6aNqNPuPnlJkBZkUTDG34dtpd5v2XDZZpiGcMc1Y2xx6u2IdhL-yxrxSIu_z6mj9K4AR4qJIoOihfRH/s1600/DSC_1226.JPG) |
Ostatnie metry do przełęczy. |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigprHvAKXt9AAFcmO0IyN6_zBInatWvqQXMpUJZ5UcjGo7664ApRBbxm9McP42UcYHHZVcBoVBeGAXAOtrIpMgh3OzFaocb1Q50tdvQdLi6ntb9RFtIHSn2h4hha6jJNaSFKtWg71ajX_X/s1600/DSCN0551.JPG) |
Za plecami mamy Dolinę Pięciu Stawów Spiskich. |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrP_XFDhyphenhyphen7WSBNQvgqOeTFYhhlQrmbMuFp1kfFnIpBPNlopMGf2xXrDtVMmEL4cq9R28KYmzgELZsOpQMFmMDxr4izEFO9PfGRDhXO14glmNgMZd68PFlzbDgWEsNXb_FBj1WrYXcJUnak/s1600/DSC_1261.JPG) |
Widok z Baraniej Przełęczy na Zielony Staw Kieżmarski oraz usytuowane obok schronisko. |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8mXqXkRtVzhY67TnpVUrSjbIEiKqZSY-aWGyqSw4uOfLcMegd4k0IH3IWyKYQN98qxyiWxZXVrLCmyKYSLvWxRWUp58d-E1aLcXAb9pcEW1ahCKLT9QmeL-X_qL4_EU9PiWTqcyOHv1zH/s1600/DSC_1245.JPG) |
Skadi na Baraniej Przełęczy... |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEir7EASprqLgOAf7MX4IscC8gyqaKlMaVZu04wKeyy4IUwW9Ms403i0kKjpp65qhMKHizQ5tAWmE4ecYhNs-HQIbNMojTcYTRyQV9V1flbZkr6koqWDVPLKjtqn9GcZ5UWW7RvfQk1L3AER/s1600/DSC_1251.JPG) |
...oraz Damian. |
Jeszcze będąc na parkingu w Tatrzańskiej Leśnej, ustawiliśmy dwa urządzenia ostrzegające przed burzą. Manualny wysokościomierz oraz bardziej zaawansowany alert cyfrowy. Oba zawiodły :D Odbiliśmy się jakieś parędziesiąt metrów od przełęczy i usłyszeliśmy nagle grzmot, a o nasze kaski zaczął odbijać się grad. Wybraliśmy pierwszy "pod ręką" żleb, którym staraliśmy się jak najszybciej stracić na wysokości. Byłam wściekła! Tak niewiele brakowało by zdążyć, ale wiadomo z burzą nie ma żartów. Im byliśmy bliżej schroniska, tym napięcie związane z niebezpieczeństwem zaczęło maleć.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkcRNvtAKlXzSWrLIquonBNO7UaW6ADWc6yZHZci8oqSRu6lW3TJ_c-rVy1RxBvntIIBi9xjwn7a2tdEO94MeQlO-O26c89ev331-6ytv-nyOE-ygih5JsdSPQbBRJRQZihmeCWTFlEW-1/s1600/DSC_1232.JPG) |
Jakieś bezczelne chmurzyska zaczęły przysłaniać Pośrednią Grań! |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhsrbQLbTfff9oXEkmn7lPiAuziUuxt7cc5iX1FCMn9SlEqrglFyMWihgcgD16eEB7AAWTr_z6SumINVQdwEgSW40XtoKVcJpD-b-e9jWBD25HzI3OiLyiryStmLTpQB0tZjgjEUfG8Vifa/s1600/DSC_1233.JPG) |
I w ogóle zrobiło się mrocznie! |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZk9AMp5Xs46kmWw5sukmvevuxXPhfDSTS3bAb6Fya79IZZLYRC7Syg-ypvwpB9UEOMwVkslgmyKWYQhb4VR7gF52P0pseRqHQKauzxospX7PJsDnGBxKBboY9zL8aRuL3p9s3uYNW0Pcz/s1600/DSC_1262.JPG) |
I już wiemy, że nic z tych Baranich Rogów nie będzie :) |
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhAzwpTkTxtjzAO0CuG3J6ht3qor1a600ad3cEmYsZoeVjwaVlMHDzJWe3gzUl1a40lmgvsmyTQb9HqyA2wC6CUuHe58aC0cKZOPX5jaJamHWEGQK33Kybkf1LEf9EgykJ7NwtEKKN3EfX-/s1600/DSC_1257.JPG) |
Lepnica bezłodygowa. |
Przemoczeni do samych gaci, weszliśmy na chwilę do schroniska. W ciemnym korytarzu zrobiliśmy antydeszczowy przepak. Zabezpieczyłam aparat oraz posiliłam się ostatnim musem owocowym (mój nowy patent na branie witamin w góry :) W międzyczasie wpadł jeden nosicz. Ciężką mają pracę. Nie chcę nawet myśleć z jakimi kilogramami zmagają się ich kręgosłupy (mój to by pewnie od razu zaczął boleć na samą myśl o takim wyzwaniu). Jedna "nosiłka" z ładunkiem stała obok nas. Przyjrzeliśmy się z bliska całej konstrukcji i co ciekawe nie jest ona jakaś specjalistyczna. Pasy na ramiona są na przykład zrobione z węża gaśniczego. No ale kilogramy cebuli czy litry oleju same się nie przetransportują. Królem tatrzańskich nosiczy jest Ladislav "Laco" Kulanga, który pewnego dnia wniósł na swoich plecach 211 kg towaru.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjZmEob_G7s3D_P_AC96F8JhoWl7kffpNaEx4IBpovVikRzD6QQ69r_wVsrS8j7Ic0cZBoUrMatgENrDBFNTW80oaooe_GUhs19JVnCJz-thd-LYwDYLHcoYiTA8j_5EKa66nLRWIz6kQ7J/s1600/DSC_1267.JPG) |
Nawet witrażowe kamziki płaczą z powodu takiej brzydkiej pogody! |
Nie było cienia szansy, że przestanie lać. W strugach deszczu wróciliśmy tymi samymi kolorami szlaków. Ja to nawet przestałam omijać jakiekolwiek kałuże, bo w butach miałam swój osobisty rezerwuar wody. Przyznam szczerze, że dawno nie łaziłam w takiej ulewie i to w towarzystwie tak wielu żab i różnokolorowych ślimaków. Najbardziej jednak ekstremalną częścią wypadu był nasz powrót Rekinem do Strby. Nic nie było widać na drodze. Jechaliśmy 20 km/h i to dopiero były emocje sięgające zenitu!
A to Ci niegościnne Baranie Rogi! Ja też zawsze najbardziej wierzę w Norweską pogodę - z mojego doświadczenia wychodzi, że z pośród wszystkich innych ona się zawsze najbardziej sprawdza.
OdpowiedzUsuńA lis na drugim zdjęciu wygląda na naprawdę rozczarowanego! :P
Już wiele razy zawiódł mnie mountain-forecast. Przerzuciłam się na yr.no i jak na razie wszystko się sprawdza. Czasem porównuję obie, ale darzę większym zaufaniem Norwegów. No cóż, to już drugi szczyt z WKT do powtórki :)
UsuńCóż poradzić, z burzami nie ma żartów, pozostaje czasem tylko przełknąć gorzką gulę wycofu. Piękne portrety liska, pozazdrościć :)
OdpowiedzUsuńA co do tych wnoszonych kg - mój kręgosłup jakoś też nie jest w stanie sobie tego wyobrazić. Pozdrowienia!
No właśnie, ta gorzka gula wycofu...Boli jeszcze bardziej, gdy to kolejna z rzędu :P
UsuńHeh, lisek to potrafi zrobić odpowiednią minkę... Takie biedactwo po prostu :) Ale bardzo ładnie go uchwyciłaś. A co do trasy to na pocieszenie powiem Ci, że jak szłam do Teryho Chaty, lat temu blisko 20, to zgubił nam się szlak, bo z pięknego słońca zaczął padać gęsty śnieg. Po drodze ubierałam się w cieplejsze ciuchy, które zdejmowałam potem przy Zamkowskim ku zdziwieniu turystów opalających się w słońcu :) Ot, taka kapryśna pogoda była, całkiem jak podczas Waszej wędrówki. Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuńJak wiadomo, każdy lis to cwany lis :) Trzeba mu przyznać, że to rude futerko ma fajniutkie :)
UsuńBurza to przekleństwa nasze w wysokich górach, my kiedyś spieprzaliśmy z Rysów na Słowacką stronę, że do Żabich Stawków rekord pobiliśmy, zajęło nam to chyba 40 minut, Skończyło się kilkoma grzmotami i przemoczeniem. Po przyjściu do Poprackiego Plesa patrzyli na nas jak na ufo, tam nawet kropla nie spadła, a z nas ciekło.
OdpowiedzUsuńNa Babiej też był lisek żebrak, ale ostatnio go nie widać.
Baranie Rogi tam stoją i poczekają na Was, jak nie teraz to następnym razem. My do Sławkowskiego podchodziliśmy trzy razy, raz to nawet nie udało się wyjść ze schroniska, drugim razem doszliśmy do "wychladki" i biegiem na dół. Dopiero trzecim razem łaskawie nas dopuścił.
Dlatego ogólnie nie przepadam za latem w Tatrach, ze względu na duchotę i duże ryzyko pojawienia się burz.
UsuńPrzeżyłem kiedyś bliskie uderzenie pioruna w Bieszczadach. Walnęło ok 40 m ode mnie w punkt triangulacyjny. Potem jeszcze jedna błyskawica trafiła w sąsiedni szczyt. To są przeżycia ekstremalne. Ja miałem szczęście. Wolałbym drugi raz nie trafić na takie warunki będąc na szczycie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
O kurcze.... Nie chciałabym nigdy być nawet w pobliżu, jak Ty. To są naprawdę ogromne, niebezpieczne siły. Burze same w sobie są piękne, ale oglądane tylko z bezpiecznego miejsca.
UsuńCiekawe czy to ten sam ;-) https://lh4.googleusercontent.com/-f0bzvk2P1hE/VO-THWDH7jI/AAAAAAABEZU/X6fD5r66JnM/s800/P1300391.JPG
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie udało się wejść na Baranie, bo do szczytu daleko już nie zostało. Ale tak mści się właśnie późne wyjście na szlak i poranne niezdecydowanie.
Na początku lipca również byłem na Baraniej Przełęczy, ale śniegu było już dużo mniej. Generalnie dało się już przejść żlebem bez śniegu - jedynie 3-5 m trzeba było przejść po śniegu.
Zdjęcie tego liska masz świetne! Mam w końcu swojego, tylko że w wersji letniej. Czy to ten sam?! Próbowałam doszukiwać się podobieństwa, ale sama nie wiem :D
UsuńJa pamiętam jak wracałam kiedyś z Polany pod Wołoszynem. Było słychać w Moku grzmoty, ludzie idący na asfalcie przemoknięci, na bosaka szli bo klapeczki w rękach trzymali, a nas deszcz nie dopadł. Dziwnie się na nas wtedy patrzyli, no bo jak to możliwe? :)
OdpowiedzUsuń