Posty

Wyświetlam posty z etykietą wielka korona tatr

Rysy 2503 m n.p.m

Obraz
Dokładnie pamiętam dzień, w którym wdrapałam się na Dach Polski. Przez dwa tygodnie głowa sama zadzierała mi się do góry, z dumy, że dałam radę fizycznie i psychicznie zdobyć najwyższy szczyt naszego kraju. I nie ważne, że tyle samo czasu leczyłam później na nizinach zakwasy, które uniemożliwiały swobodne wykonywanie podstawowych czynności ludzkich. W tamtym czasie realizowałam w sumie dwa duże projekty górskie: Koronę Sudetów oraz Koronę Gór Polski. Nie miałam wtedy bladego pojęcia, że istnieje także Wielka Korona Tatr.

Baranie Rogi 2526 m n.p.m

Obraz
Baranie Rogi znajdujące się w zestawieniu Wielkiej Korony Tatr, są jednym z łatwiejeszych, pozaszlakowych szczytów. Z tej góry zaliczyliśmy jednak wycof – Burza na Baraniej Przełęczy . W dużej mierze z naszego powodu, ponieważ stanowczo zbyt późno wyjechaliśmy z kwatery w Strbie. W strugach intensywnie padającego deszczu i straszeni coraz to mocniejszymi piorunami uciekaliśmy ile sił w nogach by jak najszybciej znaleźć się w dolinie. I gdy już znaleźliśmy się w Terince, by zrobić przepak i zabezpieczyć najważniejszy ekwipunek przed doszczętnym przemoczeniem, obiecałam sobie, że na Baranie Rogi wrócę zimą...

Gerlach 2655 m n.p.m

Obraz
Po przyjeździe ze Szwajcarii ( Allalinhorn  &  Weissmies ) w domu zrobiliśmy jedynie szybkie pranie, przepakowaliśmy walizki i już dnia następnego byliśmy w drodze do Zakopanego. Mając taką aklimatyzację :) oraz bardzo stabilną pogodę na najbliższe kilka dni zgodnie stwierdziliśmy, że jesteśmy gotowi na  króla Tatr !

Lodowy Szczyt 2627 m n.p.m

Obraz
Tym razem, to pogoda zadecydowała gdzie pojechaliśmy. Bardzo nastawialiśmy się na szybki powrót w Alpy Bawarskie, w celu dalszej eksploracji rejonu Zugspitze i tak naprawdę tylko przy pogodowym armagedonie mieliśmy zmienić górski azymut. Nikt z nas nawet nie myślał, że ten wspomniany armagedon naprawdę nastąpi... Nastąpił i to z wielki przytupem! W prognozach prawie tydzień nieprzerwanej ulewy, w wyższych partiach opady śniegu. Gdy data ruszenia się z domu zbliżała się wielkimi krokami, a ciemne deszczowe chmury już wisiały nad Dachem Niemiec, luźno rzuciłam hasło: „ A może Lodowy”? Szybko wyklikałam pogodowe namiary na Tatry. Norwegowie zapowiadali prawie 2,5 dnia słonecznej aury bez burzowych komórek. Bingo! Tym oto sposobem przebudził się, zahibernowany od dłuższego czasu projekt zdobywania WKT.

Wysoka 2547 m n.p.m

Obraz
Kwiecień to fajny miesiąc. Dlaczego? Ano z kilku przyczyn. Po pierwsze sezon w górskich kurortach jest określając to kolokwialnie "martwy". Narciarzy zjazdowych jest niewielu, dzieciaki siedzą w szkolnych ławach, więc tłumów na Krupówkach czy korku na Zakopiance na szczęście się nie uświadczy. Do tego dochodzą także obniżone ceny noclegów. Można nacieszyć się jeszcze zimowymi warunkami w górach, jednocześnie nie martwiąc się o siarczyste mrozy.  Po prześledzeniu pogody i wszystkich informacji w tatrzańskim przewodniku Chmielowskiego nasz wybór padł na Wysoką, którą Tytus Chałubiński ponad 100 lat temu opisał tak: "Stąd jednocześnie i grupę Gierlachu i szczególniej Krywania doskonale opatrzysz, nie mówiąc już o zachodnich szczytach. Jeden tylko zarzut można zrobić temu punktowi, że z niego nie widzisz Wysokiej, bo ona istotnie każdej panoramie tatrzańskiej nadaje szczególny dźwięk wykwintnymi  swoimi kształty".

Kończysta 2538 m n.p.m

Obraz
Ponownie dorwał nas tatrzański głód. Dolegliwość powraca średnio co 1,5 miesiąca. Prognozy na stronie mountain-forecast.com znacznie się poprawiły, stąd wyruszyliśmy w późny piątkowy wieczór obierając kierunek na słowackie Tatry Wysokie. Wyżnie Hagi powitały nas rześkim powietrzem i unoszącą się poranną mgłą, ale za to z pięknym niebieskim niebem. Przy Żabie zjedliśmy na szybko parę kanapek i wypiliśmy po kubku herbaty, po czym ruszyliśmy w kierunku naszego celu - który już z poziomu parkingu prezentował się w całej okazałości.

Krywań 2494 m n.p.m

Obraz
Nie żebyśmy jakoś mocno lubili ten afrykański front, który gości nad wschodnią Europą od prawie dwóch tygodni, ale z dwojga złego już ciut lepszy bezchmurny upał niż "mleko" w górach. Był nam potrzebny zwykły trekking, bez tych wszystkich dodatków jakie zazwyczaj sobie serwowaliśmy. Ot, grzeczne łazikowanie i powrót do domu o rozsądnej porze. Bez czasowej spiny, bez kosodrzewinowego jednoczenia...

Sławkowski Szczyt 2452 m n.p.m - Jamińskim Żlebem

Obraz
W końcu nadszedł czas, kiedy moje lędźwie krzyżowe powiedziały "TAK" na wieść o tatrzańskim wyjeździe. Serce i rozum także zrozumiały, że na dłuższą metę nie będą w stanie tylko napawać się krótkimi wyjazdami w "sudeckiej piaskownicy". Z racji tego, że cel (i trudności z nim związane) miały być dostosowane do mnie - ostatecznie ja podjęłam się jego szukania. W mojej głowie pojawił się pewien skrawek mapy Tatr Słowackich, na którym widniała niebieska lina prowadząca na jeden ze szczytów. Tak, to właśnie był Sławomir. Pomyślałam, że to on będzie egzaminatorem, który dokona oceny stanu mojego zdrowia. Po dociekliwszym przyjrzeniu się, stwierdziłam, że jednak wejście i zejście  szlakiem nie będzie prawdopodobnie wymagać używania nawet czekana - a serce i rozum nie będą raczej tym usatysfakcjonowane. Szukając dalej jakiś informacji na temat dróg prowadzących na mojego wybrańca, wpadłam na relację Summiterów, którzy zdobyli go Drogą Grosza. Zdjęcia i opis przekonały ...