Großes Wiesbachhorn 3564 m n.p.m.

Wkradła się naprawdę dłuższa przerwa ze szczytami mającymi "3" bądź "4" z przodu. Brakowało mi tych wysokości i lodowców (choćby oglądanych z daleka). Cieszę się, że w końcu pojawiły się okoliczności sprzyjające, by ten stan odmienić! I jak to zawsze bywa, im dłużej się czegoś nie robi, nie bywa się w pewnym otoczeniu to strach zawsze ma większe oczy. W ramach dwutygodniowego urlopu jaki mieliśmy na przełomie czerwca i lipca, nasze siły skierowaliśmy na realizację dwóch projektów: "Salzburg Summit Game" oraz wejście na chociaż jeden solidny trzytysięcznik. Nasz wybór padł na Großes Wiesbachhorn 3564 m n.p.m.

"Żywy" dowód jak Alpy bardzo się zmieniają. Tak jednym zdaniem określiłabym Großes Wiesbachhorn. Szczyt niegdyś był znany ze swojej firnowej północno - zachodniej grani, Kaindgrat, określanej czasem jako "mała Biancograt". Dziś jedna z klasycznych, alpejskich dróg śnieżno-lodowych, stałą się kupą kruchej, niekorzystnie uwarstwionej skały. Dawny jej charakter można podobno poczuć zimą i wczesną wiosną. 


__________________________

GROSSES WIESBACHHORN 3564 m n.p.m

-:-  informacje ogólne i praktyczne -:-


  • Großes Wiesbachhorn to samodzielna piramida skalna pomiędzy zalewem Mooserboden i górną doliną Fuscher, niemal całkowicie otoczona lodowcami ponad zbiornikami wodnymi Kaprun. Trzeci co do wysokości szczyt w paśmie Wysokich Taurów.  Często postrzegany w literaturze alpejskiej jako rywal Großglocknera.

Lokalizacja szczytu na mapie.
  • Großes Wiesbachhorn na liście najwyższych szczytów Austrii znajduje się na 9 miejscu.
  • Jego ściana wschodnia, wznosząca się 2420 m ponad dno doliny, jest najwyższą ścianą w całych Alpach Wschodnich. Choć nazywanie całego wschodniego zbocza góry "ścianą" jest moim zdaniem mocno na wyrost, trzeba przyznać że deniwelacja jest imponująca.
  • Obecna droga normalna granią południowo-zachodnią ("Kaindlgrat") poprowadzona została w 1867 r. przez dwóch przewodników z Kaprun.  Kaindlgrat uważany był kiedyś za "Biały Grzbiet Alp Wschodnich".  Obecnie w sezonie letnim grań jak i kopuła szczytowa potrafi wytopić się do "gołej skały".  Wobec tego stanu, całe wejście na szczyt przy odpowiednich warunkach może być bezśnieżne i bez kontaktu z lodowcem.
  • Nowo wynalezione haki lodowe - pierwsze znane urządzenia do asekuracji w lodzie (zastąpione współcześnie przez śruby lodowe) -  wykorzystano w 1924 r. w trakcie przejścia ściany północno-zachodniej. Nachylenie lodowej ściany sięgało wówczas 70 stopni. Obecnie zmiany klimatyczne doprowadziły do tego, że ściana jest pokryta firnem i lodem tylko zimą i wczesną wiosną (i to nie całkowicie). W pozostałe pory roku jest "niechodzona". Nie jest to już jednak ta sama, słynna ściana - o jej ekstremalnych trudnościach decydowała bowiem podobno bariera seraków, po której obecnie nie ma już śladu. 
  • Trudności: PD -, miejscami wspinaczka I. Wymaga pewnego doświadczenia górskiego, a także pewności siebie i braku lęku wysokości. Sprzęt jaki należy ze sobą mieć zależy od pory roku i ogólnie panujących warunków atmosferycznych (wiadomo, że śnieg może spaść nawet w lecie). Przy bardzo stabilnej i letniej pogodzie, zasięgnięciu informacji o obecnie panujących warunkach terenowych wejście możliwe jest nawet bez użycia raków i czekana (choć uważam, że warto je ze sobą mieć na wszelki wypadek - niejedno życie skończyło się przy przechodzeniu jakiegoś szczątkowego płata zmrożonego śniegu), dla swobodnie czujących się w trudnościach ubezpieczonych (via ferrata do B/C) można także rozważyć niezabieranie lonży i uprzęży. Natomiast rekomenduję bezwzględnie kask wspinaczkowy - ta góra po prostu się sypie! Przy dobrych, stabilnych warunkach pogodowych, wejście na Wiesbachhorn to łatwa trasa wysokogórska (łatwa dla osób z pewnym doświadczeniem w górach typu alpejskiego). Jednak nagłe zmiany pogody, duże ilości zalegającego śniegu lub mgła mogą szybko przekształcić tę trasę w bardzo niebezpieczną. Szczyt należy traktować poważnie.
  • Szczyt możliwy do zdobycia w ramach jednodniowego wejścia i zejścia, jak również w trybie dwudniowym z noclegiem w schronisku  Heinrich-Schwaiger-Haus.
  • DOJAZD:
    • Możliwość dojazdu transportem publicznym: pociągiem lokalnym Pinzgau dojedź do stacji Piesendorf lub Zell am See (www.oebb.at). Następnie autobusem linii 660 do Kaprun i do przystanku Kesselfall-Alpenhaus (1034 m).
    • Parking "Kaprun Hochgebirgsstauseen" przy Kesselfall-Alpenhaus jest bezpłatny (piętrowy, zadaszony).
Lokalizacja parkingu w Kaprun.

    • Z Kesselfall-Alpenhaus w okresie letnim kursuje autobus wahadłowy, który wjeżdża nad zaporę Mooserboden (2040 m n.p.m.). *Jeździ co 20 minut od poniedziałku do piątku w godzinach 8:10 - 16:45 (ostatni zjazd!). **W soboty i niedziele jest dodatkowy kurs o 6:45, natomiast dostępny jest tylko przy zakupie biletu w przedsprzedaży do godziny 12:00 dnia poprzedniego. Więcej informacji, aktualne ceny i godziny na stronie przewoźnika.  Podobno w kasie biletowej otrzymasz zniżkę gdy podasz nazwę Heinrich-Schwaiger-Haus. *dane z sezonu letniego 2025; ** poranne kursy w weekendy są realizowane tylko przy użyciu autobusu, natomiast w pozostałe dni i standardowych godzinach przejazd odbywa się z przesiadkami przy użyciu wind.
  • DOJŚCIE DO SCHRONISKA:
    • Od pętli autobusowej przy restauracji "Heidnische Kirche", idziemy przez obie zapory na zalewie.  Po wschodniej stronie, na lewo od stacji pomp, należy pokonać kilka schodów i wejść na szlak turystyczny. Po kilku minutach dotrzemy do rozwidlenia (Gleiwitzer Hütte), gdzie kontynuujemy wędrówkę w prawo. Teraz, coraz bardziej strome i częściowo zabezpieczone stalowymi linami (A), dotarcie do Heinrich-Schwaiger-Haus zajmuje około 2 godzin / 4 km / 803 m ↑.
    • * Jeżeli nie chcemy bądź nie mamy możliwości podjechania autobusem nad zaporę, podejście szlakiem do schroniska z pułapu parkingu jest także możliwe. W tym wariancie trasa wydłuży się dodatkowo o co najmniej 4 godziny / 9 km / ok. 1000 m  ↑.
  • DROGA NA SZCZYT:
    • Ze schroniska Heinrich-Schwaiger-Haus należy kontynuować wędrówkę krótkim odcinkiem, aż dotrzemy do Unterer Fochezkopf (3022 m n.p.m.) przez komin "Klamml" zabezpieczony linami (B/C) i teren pokryty piargami. Kontynuujemy wędrówkę wzdłuż grzbietu firnowego do Oberer Fochezkopf (3159 m n.p.m.), a przez grzbiet Kaindlgrat dotrzemy ponad górne partie lodowca Kaindlkees (3280 m n.p.m.).Tu zostawiamy grań Kaindlgrat po naszej lewej stronie i kruchym zboczem trawersujemy do mniej wyraźnej grani południowo - zachodniej. Dalej lawirującą wśród skał grani ścieżką (I) aż na szczyt Großes Wiesbachhorn (3564 m n.p.m.). Od momentu zejścia z grani Kaindlgrat (rozpoczęcie trawersu), bardzo uważajmy aby trzymać się udeptanej ścieżki - jest dość niewyraźna ale piarg na niej sypie się trochę mniej niż wszędzie wokół. Na szczycie uwaga,  możliwe duże nawisy na wschodzie! Dane trasy odcinka pomiędzy schroniskiem a szczytem to 3 godziny / 2 km /  760 m ↑. Oczywiście wszystko zależy od osobistych predyspozycji i samopoczucia. Myśmy się w tym czasie nie wyrobili ale większość grup startujących z nami raczej dała radę się zmieścić.

niedziela, 29 czerwca 2025


Zapowiadała się rewelacyjna pogoda, ale jak to bywa w weekend, nie było szans na nocleg w schronisku (nie jest dużych rozmiarów). Nie chcieliśmy stracić tak sprzyjających warunków atmosferycznych, gdyż nie wiadomo jak długo mogłyby się utrzymać podczas naszego urlopu. Zdecydowaliśmy się zatem na Großes Wiesbachhorn w jeden dzień, startując od zalewu Mooserboden, czyli właśnie wjeżdżając pierwszym kursem autobusu. 

Naszą bazę noclegową co prawda mieliśmy założoną we Flachau w rejonie Alp Salzburskich, ale do Kaprun (rejon Wysokich Taurów) mieliśmy około 1 godziny jazdy samochodem.

W Kaprun zjawiliśmy się zgodnie z założonym czasem. Zaparkowaliśmy auto na bezpłatnym, zadaszonym parkingu i podeszliśmy do pętli autobusowej znajdującej się przy gospodzie Kesselfall Alpenhaus. Nie tylko my chcieliśmy dzisiaj wejść na Großes Wiesbachhorn. Zebrała się grupa około 20 osób. Licznymi krętymi drogami i tunelami po około 45 minutach zameldowaliśmy się na ponad 2000 m n.p.m. Cisza i budzące się powoli lodowce w oddali. Grupa od razu ruszyła w kierunku wejścia na szlak prowadzący do schroniska.

Okolice zbiornika Mooserboden.

Już w trakcie jazdy autobusem zaczęłam odczuwać dolegliwości na tle jelitkowym. Trudno powiedzieć czy to z jakiegoś podświadomego stresu czy po prostu coś mi zaszkodziło. Nie byłam w stanie utrzymać tempa jaki nadała grupa. W pewnym momencie po prostu zamknęliśmy peleton i to tylko utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Niestety musiałam wykorzystać dostęp do toalety na pętli autobusowej, jak i później w schronisku, tak uciekały nam cenne minuty. A skąd to chodzenie na czas? Otóż prawdopodobnie wszyscy chcieli zdążyć na autobus powrotny, my także.

1. Grupa autobusowa powoli się rozciąga. W tle północna ściana Klockerin. 2. Według tabliczki na szczyt 5 godzin. 3. Wejście na szlak.

Podejście do schroniska.

Widok na zaporę nad zalewem Mooserboden.

Widoki coraz lepsze, za to widoki na ewentualny WC w terenie coraz gorsze.

Po około dwóch godzinach ciągłego podejścia, dotarliśmy do schroniska. Po ludziach z autobusu nie było już śladu, od razu pocisnęli w górę bez robienia niepotrzebnej przerwy. Ja niestety musiałam zwiedzić schroniskowy WC, przerwa się wydłużyła, bo akurat odbywało się sprzątanie! Na tarasie schroniska powoli szykowali się do śniadania bądź zejścia zdobywcy Großes Wiesbachhorn z wczoraj. Damian cierpliwie na mnie czekał, próbując w między czasie zrobić zdjęcie dwóm świstakom kręcącym się na pobliskim zboczu. Cwaniaki nie dały się tak łatwo złapać w obiektywie.

Widok na schronisko Heinrich-Schwaiger-Haus.

Kryzys jelitkowy zażegnałam, ale gdyby dalej miałby mnie ten temat męczyć, to chyba nie zdecydowałabym się na atak szczytowy. Na szczęście sytuacja w brzuchu się uspokoiła, więc rozpoczęliśmy główną część podejścia. Skończyło się chodzenie na autopilocie, od teraz trzeba było świadomie i pewnie stawiać każdy krok!

Trudności skalne. Widok na ubezpieczony komin "Klamml". 

Podeszliśmy pod trudności skalne, były wolne od śniegu czy lodu. Sprawnie je przeszliśmy. Wyszliśmy na Unterer Fochezkopf (3022 m n.p.m.), z którego otworzył się nam widok na grań Kaindlgrat i Großes Wiesbachhorn ! 

Unterer Fochezkopf (3022 m n.p.m.).

Ubierać raki i brać do ręki czekan? Kaindlgrat w 80 procentach była już skalna, a tam gdzie leżał jeszcze śnieg, można go było całkiem bezpiecznie ominąć. Na starcie ubraliśmy sprzęt, ale zorientowaliśmy się, że w zastanych warunkach zaczyna nam bardziej przeszkadzać niż pomagać. Gdy tylko doszliśmy do kolejnej "skalnej wyspy", żelastwo schowaliśmy z powrotem do plecaków. 

W stronę Oberer Fochezkopf (3159 m n.p.m.).

Kaindlgrat pod koniec czerwca już prawie w całości skalna!

Na tak duży obszar i wysokość, to śniegu było naprawdę niewiele.

Jeszcze daleka droga.

Przez Kaindlgrat dotarliśmy do wypłaszczenia nad lodowcem. Przed nami otworzyła się ostatnia prosta, jeszcze 150 metrów przewyższenia. Ruch w interesie rozłożył się tak, że szczyt mieliśmy na wyłączność. Na powrocie jednak okazało się, że jednak nie my ostatni zgasimy światło na Großes Wiesbachhornie. 

Im wyżej, tym mniej (!) śniegu!

Wejście w obszar kopuły szczytowej.

Ostatnie metry do szczytu!

Großes Wiesbachhorn 3564 m n.p.m. 

Widoki ze szczytu.

A któż to taki? Grossglockner (3798 m n.p.m.) - najwyższy szczyt Austrii.

Widoki ze szczytu Großes Wiesbachhorn 3564 m n.p.m. 

Sami na szczycie, ale za cenę odjeżdżającego w dole autobusu. Nie było raczej szans, żebyśmy zdążyli. No cóż, czekało nas baaardzo długie zejście do auta, z utratą około 2500 metrów przewyższenia. Zanim jednak, cieszyliśmy się jeszcze chwilą! Chmury co prawda kłębiły się to tu to tam, ale były momenty, kiedy odsłaniały chociaż na chwilę widoki. Najbardziej zapamiętam ten na Króla Austrii. Grossglockner prezentował się wybitnie!

Przerwaliśmy  trzytysięcznikową posuchę! Pozostało jeszcze bezpiecznie ten sukces donieść na dół. 

To co się weszło, teraz trzeba zejść - po tych samych śladach.

Kierowcy autobusu mogliśmy już tylko z góry pomachać, ale mieliśmy do dyspozycji bardzo długi dzień. Postanowiliśmy nie narzucać sobie szaleńczego tempa - czy do auta dotrzemy przed północą czy po północy, nie miało żadnego znaczenia. Najważniejsze było utrzymanie jeszcze koncentracji do osiągnięcia pułapu schroniska. Niestety i tak dwa razy zaliczyłam glebę. Poza zdartą skórką przy paznokciu, nic mi się na szczęście nie stało. 

Jakoś tak się nastawiłam, że odcinek, który rano pokonaliśmy autobusem będzie zapewne nudny. Okazało się jednak, że był bardzo urozmaicony - przechodzenie tunelem (ogólnie jest zakaz, ale fragment przez który poprowadzono szlak jest legalny), przejście po metalowych ubezpieczeniach wzdłuż wodospadu, no i sam widok na Großes Wiesbachhorn z towarzyszącą myślą: "dobrze że już nas tam nie ma". Taki oto paradoks w tym całym chodzeniu po górach, zwłaszcza tych wysokich.

Podczas zejścia. Widok na zaporę.

Kolejne smaczki widokowe podczas zejścia, już poniżej zapory.

I jak to jest, że w ogólnym rankingu to jednak widok auta stojącego na parkingu i mrugającego do ciebie światłami kierunkowskazów podczas otwierania wygrywa ze wszystkimi innymi, które widziało się przez cały dzień? 😅




_____________________________________

Hejka, tu Skadi! Jeżeli uważasz, że blog, który prowadzę już od tak wielu lat jest dla Ciebie adresem w Internecie pod którym znajdujesz wartościowe i ciekawe informacje związane z górami, możesz dać mi o tym znać poprzez zostawienie komentarza bądź postawienia mi wirtualnej kawy. 

Postaw mi kawę na buycoffee.to


Komentarze

Popularne posty

Jezioro Iseo - poradnik praktyczny [gotowiec urlopowy!]

SCHRANKOGEL - trzytysięcznik dla początkujących

DRABINA WAŁBRZYSKA - kondycyjny wycisk w Sudetach!

Inntaler Höhenweg - trekking w Alpach dla początkujących [informacje ogólne i praktyczne, wskazówki, koszty]