Pierwszy raz w Wielkiej Fatrze


Jak to się stało, że dopiero po prawie 10-letniej aktywności górskiej ląduję w końcu w Wielkiej Fatrze? Ok, proces poznawania słowackich gór idzie mi średnio. Czasem odnoszę wrażenie, że góry państw alpejskich znacznie lepiej prezentują się w moich statystykach względem tych słowackich. Nie jest to wymarzone tempo, ale jakoś powoli pojawiają się kolejne pierwsze razy, o np. w Małej Fatrze czy Niżnych Tatrach. Z Wielką Fatrą miałam wciąż permanentny problem. I nie chodzi nawet, że los nie sprzyjał, bo generalnie nigdy nawet nie było potencjalnie ugadanych planów wyjazdowych. Przeszkody były fundamentalne, takie jak trudność w zaplanowaniu trasy czy ogarnięcie logistyki! Podsumowując: nie wiedziałam jak te góry ugryźć! 

Swego czasu zbierałam co jakiś czas informacje na ich temat. To z jaką wiedzą tam pojechałam, wiele się potwierdziło w rzeczywistości. Dodatkowo przywiozłam ze sobą kilka osobistych przemyśleń, a mianowicie:

  • Wielka Fatra to faktycznie w miarę dzikie góry. Niełatwo opracować kilkudniową trasę tylko bazując na noclegach w schroniskach.
  • Wielka Fatra ma wiele świetnych punktów widokowych/szczytów i trudno wybrać ten szczególny, który należałoby odwiedzić jako pierwszy – coś w stylu pierwszy raz w Tatrach? Oczywiście, że Morskie Oko...
  • Wielka Fatra nierozłącznie będzie mi się kojarzyć z dużymi możliwościami noclegowymi w schronach typu utulnie czy szałasy (z lub bez chatara). Odniosłam wrażenie, że jest ich tam znacznie więcej niż w Małej Fatrze czy Niżnych Tatrach. Taki rodzaj spędzania nocy robi świetny klimat i rozbudza pierwiastek przygody.
  • Wielka Fatra ma pewną upierdliwość w postaci transportu. Tym osobistym ciężko o sensowne i bezpieczne parkingi, a tym publicznym liczyć się trzeba z całodzienną podróżą z kilkoma przesiadkami (przynajmniej jadąc z Dolnego Śląska).

To tylko takie moje luźne stwierdzenia, których ton być może kiedyś się odmieni. 

Wracając jednak do wstępu. Jak się udało w końcu pojechać w Wielką Fatrę? Miałam już ugadanych towarzyszy - Achaję oraz Barta, którym zależało po prostu pojechać w góry. Achaja zaproponowała, że nasz 3-dniowy wyjazd mógłby zawierać elementy, których doświadczyłyśmy i przeżyłyśmy w trakcie trekkingu Granią Niżnych Tatr, oczywiście w dużo mniejszej skali, ze względu iż Bart nie ma dużego doświadczenia górskiego, choć z górami poniekąd jest związany, ale bardziej stacjonarnie w ramach uprawiania wspinaczki. Razem z Achają sentymentalnie wspominamy tamten wyjazd. Uznałam, że to dobry motyw na pokazanie i być może zaszczepienie naszych trekkingowych zajawek. I wtedy w mojej głowie pojawiła się ta Wielka Fatra. Ale skoro ją sama wymyśliłam, to też na mojej głowie było opracowanie jakiejś trasy. Stwierdziłam, że tym razem skorzystam z usługi specjalisty...

Yardo to górski człowiek, który szczególnie uwielbia słowackie góry i regularnie eksploruje ich mniej znane zakątki. Jest też entuzjastą spania w różnych miejscach. Napisałam do niego wiadomość i opisałam sytuację. Następnego dnia otrzymałam propozycję trasy na trzy dni z uwzględnieniem miejsc noclegowych. Pomysł przyjęłam w ciemno i taki też zaprezentowałam Achai i Bartowi. 



niedziela, 26 lipca 2020


Jadę pociągiem z Legnicy do Wrocławia, skąd już potem wspólnie, w samochodzie pokonujemy trasę autostradą A4, by następnie kilkoma wariantami dróg krajowych przekroczyć granicę polsko-słowacką w Korbielowie. Trasa jaką chcemy pokonać jest opracowana z wykorzystaniem autobusu, który po ukończonej wędrówce przetransportuje nas na miejsce startu (zaparkowany samochód). Niestety żółty szlak, który ma rozpocząć nasz pobyt w Wielkiej Fatrze, znajduje się w mało ciekawym logistycznie miejscu. Jest pomiędzy miejscowościami, praktycznie przy drodze. Pojawia się problem z zostawieniem samochodu w bezpiecznym miejscu. Poziom beznadziejności sytuacji pogłębia się w momencie próby zaparkowania samochodu na przeciwko sklepu spożywczego we wsi Liptovské Revúce. Jednak widok lokalnych pijaczków o spojrzeniach, z których ciężko wyczytać intencje, szybko odwodzi nas od tego pomysłu. Ta patowa sytuacja w końcu kończy się pomyślnym finałem. Razem z Achają  i trzema plecakami zostajemy na początku szlaku żółtego z ustaleniami, że powoli będziemy przemieszczać się do przodu, natomiast Bart zjedzie z powrotem do Liptovskiej Osady i ponownie spróbuje znaleźć jakieś sensowne miejsce (wcześniej z kilku odmówiono nam pozostawienia auta, nawet za opłatą!).

Pada deszcz, choć z tendencją malejącą. Ruszamy z Achają wolnym krokiem, niosąc plecak Barta raz wspólnie, raz na przemian. Gdy stoimy przy wiacie, otrzymujemy dobre wieści odnośnie parkingu. Bartowi udaje się również złapać stopa i w szybkim tempie zmniejszyć dzielący między nami dystans. Postanawiamy nie iść dalej, ale już poczekać, by wspólnie ruszyć dalej szlakiem w stronę Utulni Limba, w której zamierzaliśmy nocować.

Początek żółtego szlaku prowadzącego do Chaty Limba w Wielkiej Fatrze.

Gdy już jesteśmy razem, szlak jeszcze chwilę wiedzie drogą szutrową, ale później odbija w głąb lasu i zdecydowanie rozpoczyna zdobywanie przewyższenia. Obfite opady deszczu, które przetoczyły się po południu nad Wielką Fatrą pozostawiły po sobie błoto. W powietrzu czuć też wysoką wilgotność. Idzie się nam trochę przyciężkawo, ale nie dajemy się skusić na robienie przerw, gdyż zależy nam na dotarciu do chaty jeszcze po jasnemu. Gdy las się trochę przerzedza pokazują się pierwsze widoki na okolicę - a te są jedyne w swoim rodzaju i bardzo ulotne.  

Do Utulni Limba już coraz bliżej! Na szlaku Wielka Fatra po raz pierwszy przedstawia swoją widokową ofertę.

Liczymy na to, że Utulnia Limba nie będzie przepełniona, ze względu na koniec tygodnia i wcześniejsze opady deszczu mające zniechęcić do wędrówek. I faktycznie nasze życzenia spełniają się! Oprócz pary gospodarzy jest tylko jedna kilkuosobowa grupa. Zaklepujemy miejsce na poddaszu z którym nie będziemy się z nikim więcej dzielić! W chatce cisza nocna jest przestrzegana, więc noc mija spokojnie.

Utulnia Limba w Wielkiej Fatrze.

Kot chatkowy! Te oczyska!


Utulnia Limba znajdująca się na 1208 m n.p.m przyjmuje turystów całorocznie. Chatka ma gospodarzy, którzy się cyklicznie zmieniają. Za nocleg sugerowana jest opłata wysokości 5 euro. Wielkim atutem chatki jest jej lokalizacja. To nie tylko świetna baza wypadowa dla eksploracji najwyższych partii Wieliej Fatry, ale również sam widok na góry!


poniedziałek, 27 lipca 2020



Wita nas słoneczny poranek i fantastyczny widok! W takich okolicznościach przygotowujemy na drewnianym stole śniadanie. Wielka Fatra rozpoczyna autopromocję na dobre i jak na razie stosuje mocne chwyty marketingowe!

Widok z utulni Limba w Wielkiej Fatrze.

Utulnia Limba - a w okienkach Achaja z Bartem.

Po ogłoszeniu przez wszystkich gotowości do rozpoczęcia dzisiejszej trasy, ruszamy w górę szlakiem żółtym. Po niecałej godzinie meldujemy się na wysokości ok 1400 m n.p.m gdzie znajduje się szeroka, trawiasta przełęcz (węzeł znakowanych szlaków), z której prezentuje się m.in jeden z najwyższych szczytów w Wielkiej Fatrze - Rakytov 1567 m n.p.m. To właśnie ta góra będzie naszą pierwszą na jaką dzisiaj się wdrapiemy.

Podejście żółtym szlakiem na przełęcz pomiędzy Rakytovem a Tanečnicą.

Widok na Tanečnicę 1462 m n.p.m - szczyt jest turystycznie niedostępny.

Słoneczny dzień w Wielkiej Fatrze.

Podejście na Rakytov 1567 m n.p.m.

Rakytov 1567 m n.p.m prezentuje nam szeroką panoramę obejmującą m.in. Wielką Fatrę, Małą Fatrę, Góry Choczańskie i Niżne Tatry. W lepszym rozeznaniu się gdzie widać jaki szczyt, pomaga metalowa tablica w kształcie róży wiatrów. Nam pogoda bardzo dopisuje. Chmury są wysoko, więc można trochę podszkolić się w topografii. Rakytov jest też charakterystyczny dzięki postawionemu krzyżowi - nie każdy szczyt wielkofatrzański takowy posiada. 

Idziemy dalej. Przed nami teraz zejście na przełęcz. Nie było by one wymagające, gdyby nie błoto na szlaku, które jest tak lepkie i klejące, że tworzy na naszych podeszwach koturny! Trzeba każdy krok stawiać ostrożnie, bo łatwo o poślizgnięcie!

1. Rakytov 1567 m n.p.m. 2. Problemy z błotem. 3. Wielkofatrzańskie widoczki.
4. Na zielonym szlaku, który prowadzi  głównym grzbietem Wielkiej Fatry.

Zaskoczyło nas to błoto. Wydawało się, że Wielka Fatra zdążyła obeschnąć na szlakach.

Już jesteśmy na mniej stromym terenie to i pewniej się idzie.

Na przełęczy oddzielającej Rakytov i Minčola.

Dzikość i piękno Wielkiej Fatry. Autopromocji ciąg dalszy.

Szlak zielony, którym cały czas wędrujemy, trawersuje teraz zbocza Minčola 1398 m n.p.m. Następnie meldujemy się  na  kolejnej przełęczy stanowiącej węzeł szlaków turystycznych. Wciąż wybieramy zielone barwy, które teraz pokierują nas w stronę lasu. Przejściu towarzyszą atrakcje w stylu przedzierania się przez powalone drzewa.

Po wyjściu z lasu, ukazuje się nam kolejna górska hala. Zanim podejdziemy na kolejną przełęcz, przy szlaku zatrzymujemy się na chwilę przy źródle.


1. Źródło przy zielony szlaku, tuż poniżej przełęczy (sk. Sedlo Ploskiej). 2. Mocno trawiasty odcinek szlaku. 3. Uroki Wielkiej Fatry. 4. We mgle można się zgubić! Dobrze, że mamy stabilną i piękną pogodę!

Wapienny charakter Wielkiej Fatry.

Opuszczamy zielony szlak i rozpoczynamy jednostajne podejście żółtym szlakiem na Ploskę. Sam szczyt, choć również jest powyżej granicy lasu, to nie wzbudza w nas większego zachwytu. Osiagamy najwyższy punkt szczytu i bez robienia przerwy od razu rozpoczynamy schodzenie. Widok Chaty pod Borišovom bardzo nas mobilizuje by iść dalej. Na ustach czujemy już wyimaginowany smak schłodzonej kofoli!

Widok na Chatę pod Borišovom 1300 mn.p.m.

Zejście z Ploski z widokiem na Borišov 1510 m n.p.m.

Schronisko jest całoroczne, ale oferuje standard dla turystów nie wymagających wielkich wygód.

W schronisku zamawiamy po upragnionym kuflu kofoli oraz ciepłe dania, które serwuje kuchnia według 4 kategorii: dla zdrowia, na rozgrzewkę, od pragnienia i od głodu. 

W planie jest podejście na Borišov, który góruje nad schroniskiem. Achaja z Bartem jednak nie mają ciśnienia by iść i chcą delektować się jeszcze przerwą. Idę więc sama, na lekko. Biorę jedynie kijki trekkingowe i aparat. Wejście zajmuje mi 30 minut. Na szczycie akuratnie jestem sama, choć wiele osób decyduje się na wejście przy okazji samego dotarcia do schroniska w ramach wycieczki. Cykam parę fotek i żeby nie przedłużać, wracam do moich towarzyszy.

Schronisko jest zaopatrywane przez nosiczy, gdyż nie posiada dogodnej drogi dojazdowej.

Widoki ze szczytu Borišov 1510 m n.p.m.

Widoki ze szczytu Borišov 1510 m n.p.m.

Idziemy ponownie w stronę Ploski, ale żeby już nie wchodzić na szczyt, wybieramy trawers jej zboczy przy pomocy niebieskiego szlaku. Jest już dość późne popołudnie i turyści kręcący się na szlakach z dużymi plecakami stanowią poniekąd naszą konkurencję w zajęciu miejsc w Szałasie pod Suchym Wierchem (sk. Salaš pod Suchým vrchom), w którym zamierzamy dzisiaj nocować. Chatka jest samoobsługowa i nie ma żadnego gospodarza. 


Na zboczach Ploski.

Gra świateł - to znak, że wieczór już coraz bliżej.

Wielka Fatra.

Dołączamy do przebiegu czerwonego, grzbietowego szlaku. Zanim ukaże się nam dym unoszący się z małego komina chatki, mamy krótkie podejście na Chyžky 1342 m n.p.m. Niczym szczególnym szczyt się jednak nie wyróżnia, więc idziemy od razu dalej.

Wielka Fatra.

W chatce zajmujemy ostatnie wolne miejsca. Jest sporo ludzi. Kilka grup decyduje się spać pod chmurką lub pod namiotami w niedalekiej odległości od szałasu (dla zachowania legalności biwaku). Chcemy wykorzystać jeszcze światło dzienne i ogarnięcie „łazienki” wygrywa pierwszeństwo nad robieniem kolacji. Odnajdujemy ścieżkę prowadzącą do strumienia. Warunki są bardzo wymagające, ale cieszymy się z ogólnej dostępności do wody. Gdy wszyscy jesteśmy po prowizorycznym odświeżeniu się, wracamy do chatki szykować kolację.


Widać cywilizację!

Zachód słońca.

Zawsze gdy jest większa zbieranina ludzka, często w takiej grupie znajdzie się miłośnik ognia. Mimo, że mamy lato i nie ma w nocy siarczystego mrozu, to w chatce jest istna sauna! Jeden z nocujących maniakalnie pali w piecyku, skrupulatnie pilnując uzupełniania drewna. Nie mamy zajętych miejsc obok siebie. Achaja z Bartem będą tej nocy spać na górze (na stryszku), ja natomiast na dole. Mówimy sobie dobranoc i umawiamy się na pobudkę o 6:00 rano. Lokuję się na piętrowym łóżku. Gdy pozostałe grupy również zaczynają się wyciszać i szykować do spania, drzwi od chatki zamykają się. Rozpoczyna się mój cichy i samotny nocny dramat...

Po dwóch godzinach budzę się zlana potem. Jest tak gorąco, że mam uczucie braku powietrza. Leżę jak w trumnie na tym łóżku piętrowym i głowię się jak polepszyć swoją sytuację. Śpiąca para Słowaków na dole smacznie śpi, słodko sobie pochrapując. Nie mogę uwierzyć, w to co udaje mi się dostrzec i usłyszeć w ciemnościach. Jak do cholery im nie jest gorąco, do tego będąc przykrytymi w śpiworach prawie po uszy? Mam jakieś durne poczucie odpowiedzialności, by ich nie obudzić, więc od razu rezygnuję z tarabanienia się i próby zejścia z łóżka i uchylenia drzwi. Jest środek nocy, a ja nigdy nie byłam tak zlana potem nawet podczas upalnego Adler'a. Patrzę w sufit, do którego dzieli mnie jakieś pół metra i ze współczuciem myślę o Achai i Barcie. Pewnie też muszą przeżywać katusze. Decyduję się rozebrać z bielizny termoaktywnej, co nie jest wcale takie proste. Muszę to robić na leżąco by nie przywalić łbem o sufit. Jestem tak zmęczona tą prostą czynnością, że po wszystkim zapadam w letarg.  Po dwóch godzinach budzę się znowu. Sytuacja jest wciąż taka sama...



wtorek, 28 lipca 2020


Patrzę błagalnie na godzinę w telefonie. Jest 4:00. Leżę i przeczekuję, wycierając bluzą termoaktywną co jakiś czas pot z pleców. Przed 6:00 wytaczam się z szałasu. Czuję się jakbym opuściła właśnie piekło. 

Uchylają się drzwiczki od strychu. Gdy widzę Achaję i Barta od razu pytam jak im minęła noc? Oboje twierdzą, że całkiem dobrze. Achaja jeszcze dodaje, że w pewnym momencie trochę za bardzo zaczął się wdzierać chłód do środka i ktoś zamknął uchylone wcześniej okno. Na tą informację robię wielkie oczy i opowiadam im o swoich przeżyciach. Bart wchodzi do szałasu po swoje buty i przyznaje, że już w progu bucha gorącem.

Siedzimy na drewnianych ławkach przed szałasem i robimy śniadanie. Dzisiaj musimy współpracować z czasem, gdyż oprócz ukończenia trasy, ważne jest dla nas zdążyć na autobus, no i jeszcze bezpiecznie wrócić do domu, stąd decyzja o wczesnej pobudce, która dla mnie - czującej się zawsze o poranku jak zombie - okazała się być zbawienna.

Szałas jest oddalony od szlaku jakieś 100 m. Wracamy na jego przebieg po wyraźnie wydeptanej, nieznakowanej ścieżce. Trasę zaczynamy od podejścia na najwyższy szczyt Wielkiej Fatry - Ostredok 1592 m n.p.m.

1. Szałas pod Suchym Wierchem i przedślubne czułości. 😁 2. Lokalizacja szałasu. 3.&4. Kontynuacja wędrówki grzbietem Wielkiej Fatry.


Przed nami mocno zapadające w pamięć (pozytywne 😉) chwile! Idziemy teraz otwartym terenem i kolejno zdobywamy najwyższe wierzchołki tej części grzbietu Wielkiej Fatry: Ostredok 1592 m n.p.m, Frčkov 1590 m n.p.m oraz Krížną 1574 m n.p.m. Jest cicho, nie ma ludzi na szlaku. Towarzyszą nam rozległe widoki. Łapiemy moc lata w górach! Wiatr umiarkowanie nad dotyka, a kołyszące się do jego rytmu trawy, nadają tempa naszej wędrówce.

Mocne akcenty widokowe na ostatni dzień naszego pobytu w Wielkiej Fatrze.

Widać już Krížną!

Głęboko wcięte doliny są bardzo charakterystyczne dla Wielkiej Fatry.

Na Krížnej 1574 m n.p.m organizujemy sobie przerwę, a jej czas trwania uzależniamy od sytuacji godzinowej i ostatecznego wyboru szlaku, którym zejdziemy do cywilizacji. Decydujemy się na zakończenie naszej 3-dniowej przygody w Wielkiej Fatrze we wsi Staré Hory, skąd złapiemy autobus jadący do Liptovskiej Osady, gdzie Bart ostatecznie zaparkował auto.

Krížna 1574 m n.p.m.


To jeszcze nie koniec ciekawych miejsc. Wariant szlakowy, który wybraliśmy na zejście, prowadzi przez Majerovą skalę 1238 m n.p.m z charakterystycznym, podszczytowym, urwiskiem skalnym w formie wielkiego balkonu.

Krížnej do Starych Hor schodzimy niebieskim szlakiem.

Majerova skala 1238 m n.p.m.

Widok z Majerovej skaly.

Złapane w locie.

Wioska Staré Hory 479 m n.p.m.

Skalny balkon jest rozległy, ale podcięty urwiskiem!

Majerova skala to ostatni punkt na trasie podnoszący nam tętno.  Od teraz czeka nas nudna utrata wysokości. W Starych Horach jesteśmy przed godziną przyjazdu autobusu. Udajemy się do pobliskiej knajpki na kofolę na zbicie czasu. 

Autobus przyjeżdża na przystanek o czasie. Po 15 minutach jazdy wysiadamy w Liptovskiej Osadzie. Ten fantastycznie spędzony czas w słowackich górach postanawiamy zakończyć w jedyny, słuszny sposób: gastronomiczny! Przed powrotem do Polski, zachodzimy jeszcze do lokalnej knajpki na haluszki.

Przebieg naszej 3-dniowej trasy:


Przydałoby się jakieś podsumowanie i uchylenie rąbka mojej opinii na temat Wielkiej Fatry.😉 Pierwszy raz w tych górach okazał się być bardzo udany, aż niedowierzanie bije mnie młotkiem po głowie, że dopiero teraz w nie zawitałam. Yardo świetnie opracował trasę, która zawierała wszystkie nasze wytyczne. Szałasy i utulnie nawet w parkach narodowych to naprawdę nie jest głupi pomysł! Oczywiście wszystko zależy od ludzi, którzy z tego typu schronień korzystają. Mam nadzieję, że nadleśnictwa w Polsce czy dyrektorzy naszych polskich parków narodowych, otworzą się na tego typu rozwiązania. Zwłaszcza, że odnoszę wrażenie, iż w dzisiejszych czasach coraz częściej mamy ochotę wyrwać się  na chwilę z objęć cywilizacji.

I na koniec jeszcze zupełnie coś innego! Takie trochę z czapy! Podczas tego wyjazdu mieliśmy do zapamiętania dwa słówka (wszystko przez polubienie profilu na Instagramie  "codziennie nowe słowo"). 😂

(pl) wirażkapot. osoba dobrze bawiąca się na alkoholowych przyjęciach, spotkaniach towarzyskich, często czyimś kosztem; cwaniak na imprezie.
(pl) kałdun -  pot. duży brzuch.

Z racji, że znajdowaliśmy się w obcym kraju, to udało się poznać bardzo popularne słowo 2020 r.

(sk) rúška - maska ochronna


Wróciliśmy nie tylko naładowani wielkofatrzańską energią, ale również bogatsi lingwistycznie! 😂


Komentarze

  1. Do Wielkiej Fatry mam słabość. Tam mieliście początek wycieczki, ja z kumplem schodziliśmy pamiętnej zimy 2001 roku. Natomiast tam gdzie był koniec waszej imprezy, czyli Stare Hory, z innym z kolei "gagatkiem", czyli Michunem :)) zaczynaliśmy po przygodach w styczniu 2018 roku. Limba to zacne miejsce, podobnie jak szałas. Dzięki za garść wspomnień.

    ps. Skadi, popraw wysokość Krzyżnej w wytłuszczonym zdaniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wysokość poprawiona, czujność na najwyższym poziomie! 👌 Limba nam się bardzo podobała. Już wyobrażam sobie akcję jest dociera się do tej chaty po zmroku, w jakiejś śnieżycy czy coś.. Ach, ten klimacik... 💙

      Usuń
    2. A ja się rozpędziłem :)) Pamiętna zima to początek stycznia, ale 2009 rok, a nie jak zapodałem 2001.

      Usuń
  2. Hehe. Tam w tych górach poznałem swoją żonę, więc mam dosyć miłe wspomnienia. Szlakii praktycznie to samo co my tylko z tą różnicą, że my spaliśmy w Liptowskich Revucach i zaopatrywaliśmy się w tym lokalnym sklepiku o którym wspominałaś wcześniej. A zdjęcia jak zwykle miażdzą

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to dla Was Wielka Fatra bliska sercu jest. 💚

      Usuń
  3. Eh, ile wspomnień, ile cudownych chwil do mnie wróciło. Kocham ten fragment Słowacji.

    Btw, odnośnie Chaty pod Suchym Wierchem, to ona nie ma gospodarza stałego, ale należy do takiego towarzystwa "Štyri nity", jego członkowie bardzo chętnie bywają w tej chacie i oczywiście zastrzegają sobie prawo do nocowania na łóżkach na parterze ;)

    Natomiast zupełna zgoda, że na dole jest ekstremalnie ciepło, też tego doświadczyłem podczas ostatniego pobytu :D Zaś u góry bardzo szybko robi się zimno, dach jest nieszczelny i zawiewa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Ty myślisz, że gdzie ja się naoglądałam tej Wielkiej Fatry? Przede wszystkim u Ciebie! 😉 Fajnie by było pooeksplorować pozostałe zakątki tych gór, też z tego typu noclegowaniem się. Tylko ten dojazd...

      Usuń
  4. Świetnie opisałaś Waszą wycieczkę po tym pięknym paśmie górskim. Zdjęcia pobudzają wiele wspomnień. Te góry oferują bardzo ładne widoki, a sama trasa poza początkowym odcinkiem nie jest bardzo wymagająca. Miałaś fajne towarzystwo, a to się liczy, jak później odbierasz całą wycieczkę.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, towarzystwo w górach jest bardzo istotne. Jak już się wylezie na grzbiet, do dalsza wędrówka jest bardzo przyjemna i dynamiczna jeżeli chodzi o zmieniające się widoki. Mam nadzieję, że nie będę musiała czekać następne 10 lat by znowu pojawić się w Wielkiej Fatrze. Ciekawi mnie w aurze jesiennej oraz zimowej.

      Usuń
  5. Dla mnie Wielka Fatra też robi duże wrażenie pod względem rozległości, widoków i oddalenia od cywilizacji. Można się w niej pojawić i przez kilka dni tylko iść tylko górami.

    Widok spod chaty Limba jest mega! Dwukrotnie się zastanawiałem nad noclegiem w niej, ale jakoś wyszło inaczej. Jednak warto to rozważyć, bo spojrzenie sprzed niej, to rewelacja.

    Dojazd rzeczywiście trochę męczący jest, ale jest przynajmniej ten plus, że na Słowacji dobrze rozwinięta jest oferta komunikacji publicznej i łatwo można zaplanować dojazd w jakąś część gór.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na razie w moim rankingu Wielka Fatra ciekawsza od Małej Fatry. :)

      Usuń
    2. Też mi się wydaje, że Wielka Fatra ciekawsza od Małej. Chociaż mają trochę inny charakter jednak.

      Usuń
  6. Limba jest super, kiedyś uratowała nam życie w listopadzie. Borisova nie polecam, zwłaszcza zimą - drogo, a warunki gorsze niż w byle polskiej chatce studenckiej, do tego obsługa sprawiała wrażenie wkurzonych najściem. Suchy vrch to klasyka, faktycznie dół jest znacznie cieplejszy niż góra.

    A Ostredok to nie tylko najwyższy szczyt tej części W. Fatry, ale i całego pasma :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zaczęliśmy wertować informacje o Chacie pod Borisovom w necie to mocno się rozczarowaliśmy. Warunki noclegowe podobne do tych, które oferuje niejedna utulnia czy szałas, a cena wcale nie adekwatna. :( Ale żarcie było ok. :)

      Usuń
    2. Spaliśmy w chacie pod Boryszowem w styczniu 2018 roku podczas rakietowej imprezy z Michunem. Fakt, nocleg w chacie to opcja spartan, cena za nocleg wówczas 13 €. Dobra była prażenica/jajecznica 2,5 € i woda sodowa za 0,5 "gnoja". Osobiście chwalę sobie ówczesny pobyt w chpB, "Sala bawialna" dobrze dogrzana, mogliśmy dosuszyć mokre łachy. Drugi fakt :)), to nie jest tani pensjonat, ale nam akurat się przydał przed dalszym przejściem, bo na dzień następny waruneczki klękły. Dla mnie czasem warto się pogodzić z relacją cena/jakość aby mieć uzupełniony zapas motywacji przed dalszą trasą w marnej aurze.

      Usuń
  7. Ja Wielką Fatrę poznałem zaraz po Małej. Mała zachwyciła, Wielka zniszczyła. Niestety, do dziś nie było okazji wrócić tam. Ja zrobiłem pętlę jednodniową, przez Ploskę, Ostredok, Kriżne i Veterny Vrch. To był lipiec, ale susza i upały w 2015roku spowodowały, że wejście na Ploskę było w trawie uginającej się od wiatru, w metrowej trawie...albo i wyższej (https://photos.app.goo.gl/8d7FVvemRvMD9zY19-kiepskie stare zdjęcie) . Zaś odcinek od Suchego do zejścia z Kriżnej...zachwycił. U mnie było żółto, u Ciebie zielono. Muszę kiedyś zrobić tam pętle kilku dniową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pętla kilkudniowa dostarczy na pewno więcej wrażeń! Polecam! Ja też nie wiem kiedy będzie mi dane powrócić w Wielką Fatrę, ale marzy mi się powtórka takiej formuły tylko w innej części tych gór. Jak przeglądam sobie mapy.cz czy mapę turystyczną to naprawdę jest tam sporo możliwości noclegowych nie wymagających zabierania ze sobą namiotu.

      Usuń
  8. Świetna relacja i kapitalna wycieczka. Nie wiem jak to możliwe, ale byłem w WF jedynie dwa razy... Chyba będzie trzeba to zmienić. Moją trasa wyglądała nieco inaczej, ale też miałem przyjemność nocować w Salašie pod Suchým vrchom. Tam chyba zawsze jest sporo ludzi, choć ja akurat z wysoką temperaturą nie miałem problemu. To chyba była wielkanoc - Słowacy uwielbiają spędzać święta rodzinnie w górach. W Utulnia Limba nie miałem okazji zawitać. Ja spałem jeszcze Chacie pod Borišovom i w ambonie myśliwskiej ;-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Sam jestem ciekaw jak po kilku latach wyglądałaby pachnąca świeżością chatka samoobsługowa znajdująca się w okolicy jednego z głównych szlaków w polskich górach. Biorąc pod uwagę to jak wyglądają niektóre szałasy i wiaty, nikt nie będzie chciał ładować pieniędzy w coś co stanie się miejscem schadzek dla lokalsów, pełnym puszek i butelek.
    Bądźmy szczerzy, taka drewniana chatka > (https://d34-a.sdn.cz/d_34/c_img_G_h/3WeBQEl.jpeg?fl=res,667,500,1) z lampami zasilanymi panelami słonecznymi, z nowymi matami thermarest z-lite leżącymi na każdym łóżku (200 zł za sztukę), oferująca darmowy, legalny nocleg, na dodatek stojąca gdzieś w pobliżu fajnych szczytów w Tatrach, Bieszczadach albo Pieninach, jest taką samą abstrakcją jak lot polskiej rakiety na księżyc :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie, gdzie jest ta chata!? A wracając do polskich warunków. Wiem jak to wygląda, ale wierzę, naprawdę wierzę, że to się kiedyś zmieni... Może by tak rozpocząć budowanie tego typu chatek z dala od głównych szlaków, z dala od cywilizacji, aby lokalsi najpierw musieli się namęczyć by w ogóle dotrzeć w dane miejsce? Ostatnio znalazłam informacje, że nawet w Parkach Narodowych u Niemców pojawiły się zmiany. Wytypowano w końcu legalne miejsca biwakowe (wyjście na przeciw turystom ceniącym sobie bliski kontakt z przyrodą), a nawet wybudowano samoobsługowe chatki. NP TUTAJ

      Usuń
    2. Chatka jest w Alpach Karnickich między szczytami Zuc dal Bor i Monte Chiavals. Nie jest zbyt duża (z tego co pamiętam 6 albo 8 miejsc do spania i trochę miejsca na podłodze).
      Co do nowych chatek samoobsługowych to faktycznie miałyby chyba rację bytu tylko w jakiejś totalnej głuszy. Być może w mniej popularnym Parku Narodowym (np. Magurskim), przez który nie przewalają się rzesze turystów. Niestety mentalność ludzka nie zmienia się z dnia na dzień i nie dotyczy to tylko Polaków. Na przykład czescy turyści nie mają najlepszej opinii jeżeli chodzi o spanie w alpejskich biwakach. Powstała nawet nazwa zjawiska, które można przetłumaczyć jako 'czechowanie'. Oznacza okupowanie przez kilka nocy jednego biwaku przez tę samą grupę osób. Może dlatego w Austrii regulamin korzystania z chatki czasami jest napisany również po czesku :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

SCHRANKOGEL - trzytysięcznik dla początkujących

DRABINA WAŁBRZYSKA - kondycyjny wycisk w Sudetach!

Jezioro Iseo - poradnik praktyczny [gotowiec urlopowy!]

Karkonoska Diagonala