Gerlach 2655 m n.p.m


Po przyjeździe ze Szwajcarii (Allalinhorn & Weissmies) w domu zrobiliśmy jedynie szybkie pranie, przepakowaliśmy walizki i już dnia następnego byliśmy w drodze do Zakopanego. Mając taką aklimatyzację :) oraz bardzo stabilną pogodę na najbliższe kilka dni zgodnie stwierdziliśmy, że jesteśmy gotowi na króla Tatr!



Do wybrania takiego, a nie innego tatrzańskiego celu skłoniło nas również to, że nasz kolega Wojtek, który obecnie Tatry ma na co dzień, na Gerlachu już raz był. Przy pięknej pogodzie wszedł i zszedł ze szczytu drogą przez Batyżowiecką Próbę. My z Damianem chcieliśmy zrobić wejście "w stylu przewodnickim" - wejść przez Wielicką Próbę, zejść Batyżowiecką. Jak "Bozia przykazała"...

Dla Wojtka była to możliwość wejścia na szczyt inną droga, dla nas natomiast zmniejszenie ryzyka kluczenia w terenie.


sobota, 10 września 2016

Zawsze gdy wracam z jakiegoś alpejskiego wyjazdu i później ląduję w Tatrach, to wtedy dociera do mnie ta różnica w górskiej potędze (a co dopiero takie Himalaje!). Nie zmienia to jednak faktu, że Tatry pomimo, że obszarowo jak i wysokościowo są mniejsze to zawsze fantastycznie jest w nie wracać - dla tego granitu, dla tych pięknych hal, dla tych sympatycznych kamzików :)

W miejscowości Wyżnie Hagi parkujemy auto i żółtym szlakiem kierujemy się w stronę Batyżowieckiego Stawu. Pogoda jest fantastyczna! Już zacieramy łapki na myśl o widokach ze szczytu...

Masyw Gerlacha.

Ajajaj, ale z Gerlacha będą widoki... 

Skadi ponownie w obliczu wyzwania ;)

Przy stawie mijamy pierwszych turystów tego dnia. Nie tracąc czasu od razu kierujemy się na Tatrzańską Magistralę zabarwioną czerwonymi znakami.  Po około 40 minutach meldujemy się na murku przy Domu Śląskim. Dopiero tutaj robimy sobie przerwę na przysłowiowego batonika. Siedzimy i obserwujemy... niestety coraz bardziej przyklejające się do szczytów chmury. Po pięknej pogodzie z rana zostało jedynie wspomnienie. Nie są to na szczęście deszczowe chmury, ale i tak są wredne bo praktycznie niszczą efekt "wow" gdy się stoi na szczycie.

Gdy batoniki zajęły uwagę naszych brzuchów, ruszyliśmy szlakiem zielonym (który docelowo prowadzi na Polski Grzebień) do progu Doliny Wielickiej. Idziemy wzdłuż Mokrej Wanty. Jest to pas przewieszonych skał obok Wielickiej Siklawy, z których niezależnie od pogody czy pory dnia, stale kapie woda. Mające kilkanaście metrów stanowią również ambitną miejscówkę dla wspinaczy (na stałe osadzone ringi).

Wielicka Siklawa oraz chmury, które nas nie opuszczą do końca dnia :(

Gdy jesteśmy ponad progiem Doliny Wielickiej, uciekamy ze szlaku i  bardzo wyraźną ścieżką kierujemy się w stronę  Wielickiego Żlebu. W momencie pojawienia się pierwszego żelastwa, mamy pewność, że jesteśmy w dobrym miejscu ;)

Początek Wielickiej Próby.

Przejście "Próby" nie stanowi problemu. Wojtek jest na prowadzeniu. Pomimo, że chmury bardzo ograniczają widoczność to całkiem sprawnie pokonuje kolejne metry żlebu. Ja to kompletnie tracę orientację. Na dodatek mgła powoduje, że wszystko dookoła staje się złowrogie. Idę trochę za chłopakami jak ta zagubiona owieczka z nadzieją, że wybierają właściwe warianty ścieżek.

(Droga na Gerlach przez Wielicką Próbę jest w miarę ewidentna. Jednak bardzo często ścieżka się urywa i może się zdarzyć kluczenie. Wiadomo, że przebieg drogi zawsze lepiej jest widoczny z góry niż z dołu).

Gdzieś w Wielickim Żlebie ;)

Daleko jeszcze?

Docieramy do Przełączki nad Kotłem, a następnie trawersujemy ściany Gerlachowskiego Kotła. Ciekawym i charakterystycznym "problemem", który tam jest to tak zwany głaz prawdy - czyli czy nie czas zrzucić trochę sadełka bądź zmniejszyć mięsień piwny :) Kamol wystaje na ścieżce w taki sposób, że trzeba go po prostu "wziąć na misia" i obejść. Brzuszny balast może to przejście trochę utrudniać, tym bardziej, że wszystko dzieje się w dość sporej ekspozycji. Test "głazu prawdy" zdaliśmy - można dalej wpierniczać słodkości w górach :D 

Następnie docieramy gdzieś w okolice Urbanowych Turni. Słychać za winklem ludzi, ale ich nie widzimy. Generalnie droga ma prowadzić do górnych partii Batyżowieckiego Żlebu, który wyprowadza bezpośrednio na wierzchołek. My trochę coś poknociliśmy i chyba za nisko wbiliśmy się w ten żleb, przez co niepotrzebnie straciliśmy wysokość. Ja krótkonoga oczywiście miałam kilka momentów pomrukiwań pod nosem, żeby ktoś mi podał pomocną dłoń, ale ostatecznie  udało się bez szwanku wydostać na "gerlachowską autostradę".

Kozica jak kameleon.

Przebijamy się do Batyżowieckiego Żlebu.

Gdy jesteśmy w Batyżowieckim Żlebie, wszystkie zespoły już schodzą. My natomiast szybko drałujemy do góry z myślą, że już nikogo na szczycie nie będzie. Zastaliśmy jedne zespół który zrobił właśnie drogę Martina. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to stosy petów pokrywające wszystkie zakamarki wokół wierzchołka. Widać ludzie nie potrafią zachować minimum kultury nawet w takim miejscu...

Batyżowiecki Żleb.

Ale w nagrodę za brak widoków, po raz pierwszy w Tatrach spotykam płochacza halnego i to w dodatku na samiuśkim Gerlachu! :)

Skrzynka z książką. Patrząc po wpisach, szczyt jest bardzo popularny.

Fota z charakterystycznym krzyżem.

Zeszliśmy Batyżowieckim Żlebem. Przebieg drogi widzianej z góry jest bardziej ewidentny i praktycznie odbyłby się bez emocji, gdyby nie moja sytuacja na Batyżowieckiej Próbie. Miałam dość spory problem na metalowych uchwytach, ponieważ brakowało mi długości nogi. Do tego jeszcze konfiguracja tego zamocowanego żelastwa była kompletnie nie pod mój rozstaw kopytek. Generalnie małe ludki mogą mieć utrudnione zadanie. Bałam się opuścić na rękach w ciemno, bo czułam że kompletnie nie mam w nich już sił i wiedziałam, że nie utrzymam całego ciężaru ciała. Stałam tak dłuższą chwilę i kombinowałam. W końcu gdy nerwy sięgnęły zenitu, poratowałam się taśmą z karabinkiem. Wpięłam się w szczebel i  zawisłam na uprzęży. To ułatwiło mi postawienie stopy na dobrej skalnej półeczce. 

W Batyżowieckim Żlebie.

Batyżowiecka Próba.

Jak widać na zdjęciach, Gerlach nie ugościł nas po królewsku. Bardzo żałuję braku tych widoków, bo na pewno urywają cztery litery. Pozostają plany na przyszłość, by wrócić na niego ponownie, wchodząc Drogą Martina bądź którąś z innych dróg przez Przełęcz Tetmajera.


Komentarze

  1. Co tam Gerlach po waszych wcześniejszych dokonaniach ! Ale i tak Graty za Króla ! Szkoda tylko braku tych widoków ze szczytu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, odciski palców na krzyżu pozostawione, więc szczyt zdobyty ;) Pogodę w Tatrach właśnie ostatnio taką mam. Się zapowiada cudownie a potem chmurna kurtyna opada :/

      Usuń
  2. pecha mieliście na szczycie ;-) ale to dodatkowa motywacja żeby powtórzyć ;-) A płochacza też widziałam niedawno, choć gdyby nie opis u Gosi na zdjęciu, to bym myślała, że to zwykły wróbel :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No taki przerośnięty górski wróbel. Cieszę się z tego spotkanego egzemplarza, bo podobno nie są tak często spotykane. Pozostaje mi do "zebrania" świstak i niedźwiadek z bezpiecznej odległości ;)

      Usuń
  3. No i masz swojego płochacza! Brawo. I za Gerlacha też. Może i mnie kiedyś uda się tam wejść. Ściskam z mocno zimnej Warszawy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w końcu mam! :D Dusia, na Gerlacha dasz radę wejść, a idąc jeszcze z przewodnikiem to już w ogóle nie masz się czym martwić ;)

      Usuń
    2. Wiesz, nigdy nie chodziłam po górach z użyciem liny. Nie mam nawet kasku :) Ale za to mam chęć wielką, by ten najwyższy ukłonił mi się w pas ;) Jeszcze go oswoję...

      Usuń
  4. Dołączam się do gratulacji z okazji zdobycia szczytu ;) Szkoda, że widoki nie dopisały, ale następnym razem na pewno będzie lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Szukając dobrych stron odnośnie prognozy pogody jaką mieliśmy na ten dzień - miało nie padać no i nie padało. A ta zapowiadana lampa widocznie przeniosła się w inny rejon Tatr ;)

      Usuń
  5. A tak się ładnie z tą pogodą zapowiadało!
    Wielkie brawa za Twoje dokonania...
    Ciekawe dokąd dojdziesz?...

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratulacje! Nic się wcześniej nie przyznałaś. ;) WKT się powiększa... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak jakoś wyszło :D WKT byłaby już większa o trzy kolejne szczyty, ale na razie zaliczyliśmy z nich tylko wycofy.

      Usuń
    2. Nie baliście się filanców? Podobno to najbardziej filowany teren...

      Usuń
    3. Planowaliśmy robić legalną Batyżowiecką Grań (IV) do Żelaznych Wrót, ale na szczycie zmieniliśmy zdanie... I tej wersji się trzymajmy... ;) (If you know what I mean...)

      Usuń
  7. Gratulacje za wejście na "dach" Karpat. Widzę, że czasu nie marnujesz i zdobywasz kolejny szczyt WKT. W naszych marzeniach też jest Gerlach, może w przyszłym roku. Pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta nasza WKT powoli ruszyła do przodu w tym rok. Wcześniej odpoczywaliśmy od tego projektu, ze względu na zaliczenie pod rząd kilku wycofów. No to trzymam za słowo z tym Waszym Gerlachem 2017 :D

      Usuń
  8. Gratulacje za wejście na szczyt Gerlachu. Szkoda tylko, że taka ładna pogoda nie wytrzymała do końca. Z drugiej strony ta mgła tez dodaje magii zdjęciom. I przynajmniej widać, że nie zawsze było łatwo i przyjemnie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczyliśmy, że na szczycie wyjdziemy ponad granicę tych chmur, ale niestety...

      Usuń
  9. Łojantka:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Póki co jedynie obchodzimy z każdej strony Króla Tatr, ale może w końcu "słabsza" część naszej dwójki się przełamie i ruszy tyłek trochę wyżej :)
    Oczywiście gratulacje wielkie mimo, że to dla Ciebie nic szczególnego po alpejskich wyprawach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Króla Tatr, długi, długi czas też omijałam. Chyba ten alpejski wyjazd dodał mi trochę pewności siebie.

      Usuń
  11. Gratuluję Króla Tatr :) Widzę, że sam szczyt przywitał Was tak samo jak mnie, czyli chmurami. Szkoda, że nie widzieliście nic, bo widoki ładne (widziałem wcześniej z Martinki).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widoków ze szczytu zabrakło :( a naooglądałam się wcześniej zdjęć w necie i wiedziałam że Gerlach serwuje ucztę dla oka...

      Usuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam- usunęłam poprzedni wpis. Przeczytałam raz jeszcze na spokojnie, już zrozumiałam. Jakieś zaćmienie. ;)
      Pozdrawiam i gratuluję zdobycia!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

SCHRANKOGEL - trzytysięcznik dla początkujących

DRABINA WAŁBRZYSKA - kondycyjny wycisk w Sudetach!

Jezioro Iseo - poradnik praktyczny [gotowiec urlopowy!]

Karkonoska Diagonala