Skiturowe Tatry - odcinek 1


Początek stycznia okazał się być dla nas pechowy. O kolizji drogowej, która pokrzyżowała nam wyjazd wspominałam – tutaj. W planach mieliśmy wtedy pojawić się po raz pierwszy w Tatrach na skiturach. Śniegu było pod dostatkiem i jako początkujący w temacie mieliśmy wybrane głównie wycieczki w paśmie reglowym (nacisk na zjazdy o niezbyt stromym nachyleniu). Mówi się, że dla skiturowców najlepszy jest początek wiosny (koniec marca, kwiecień, a nawet maj) ze względu na stabilną sytuację lawinową jak i sprzyjającą strukturę śniegu. Zazwyczaj jednak o takiej porze, góry są podzielone na dwie pory roku. W dolinach mamy wiosnę z kwitnącymi krokusami i śpiewem ptaków, w wyższych partiach wciąż spore ilości śniegu jak i nierzadko panujące na szczytach minusowe temperatury.


Nadszedł w końcu upragniony zaplanowany urlop w marcu. Ponownie załadowaliśmy narty do samochodu i obraliśmy kierunek na Zakopane. Musieliśmy jednak temat skiturów ugryźć na nowo, biorąc pod uwagę ograniczenia stopnia nachylenia zjazdu (psycha wciąż nie pozwala okiełznać stromiznę, a do pionierskich umiejętności narciarskich wciąż nam daleko). Nie chcieliśmy jednak zaprzepaścić okazji spróbowania jazdy w terenie, bo kolejna nie wiadomo kiedy mogłaby się znowu pojawić. Chcieliśmy w końcu odczuć na własnej skórze i pod własnymi nartami jak się jeździ po firnie (w okresie wczesnowiosennym najkorzystniejsza struktura śniegu dla skiturowców).

Dotychczas na blogu, pojawiały się odcinki ze Skiturowych Karkonoszy. Zapraszam na pierwszy odcinek Skiturowych Tatr! W odcinku nie będzie jeszcze o wielkiej wyrypie narciarskiej, a raczej o tym czy ten mój skiturowy romans ma szansę przerodzić się w coś poważniejszego. Postaram się też trochę poopowiadać o tym, czym w ogóle jest skituring.



Ogólnie rzecz biorąc, skituring to po prostu wędrowanie po górach na nartach. To najprostsza i najstarsza (od kiedy wymyślono narty i foki) forma okiełznania gór w okresie zimy. Oczywiście w dobie rozwoju i myśli technologicznej skituring/skitouring zaczął się dzielić na różne formy. Mamy np. ski-alpinizm czyli zdobywanie gór na nartach z użyciem technik alpinistycznych, bądź freeride, który jest nastawiony głównie na pokonywanie ekstremalnie trudnych zjazdów. Bez względu na to, czego szukamy w górach zimą - przyjemnej wycieczki; pokonywania trudności; totalnego przekraczania granic strefy komfortu; - to czy wędrowanie po nich na nartach faktycznie daje nam przewagę i większe bezpieczeństwo, aniżeli wybierając się bez nich? TAK! Po Tatrach w okresie pełnej zimy trochę połaziłam. Wędrowanie do wysokości schronisk może być całkiem przyjemnym spacerem (wszak kilkaset par butów przedeptujących szlak dziennie w końcu ubije całkiem znośny śnieżny chodniczek). Co jednak gdy chcemy się wybrać w wyższe partie i zdobyć jakiś honorny szczyt? Może nas czekać torowanie w głębokim śniegu, zapadanie się po jaja w kosówki. Jest to mega wycieńczające i kontuzjogenne (ach te wykręcone kolana!), a czas jakoś tak pędzi do przodu a my się przemieszczamy z prędkością ślimaka. Przerobiłam ten temat na własnej skórze i w pewnym momencie zadałam sobie pytanie: po co? Jak można przyjemniej, szybciej i bezpieczniej. Właśnie dlatego przekonałam się w końcu do skituringu. Poza tym, jak widać po pojawiających się relacjach na blogu, lubię spędzać czas w górach w różnych kontekstach oraz próbować nowych rzeczy. To właśnie najbardziej mi się w nich podoba, że można je przeżywać i doświadczać w bardzo różnoraki sposób. Góry to twarda materia. Dzięki człowiekowi stają się plastyczne i spersonalizowane. To w jaką formę je ubierzemy, jakie składniki dodamy, zależy tylko od nas samych.


A teraz konkret. 

Jakie są główne zalety skituringu:
  • Jesteśmy szybsi na podejściu i mniej się męczymy. Nie zapadamy się w śniegu, ponieważ narta rozkłada nasz ciężar ciała na większej powierzchni.
  • Jesteśmy szybsi na zejściu. W razie nieoczekiwanego załamania pogody jesteśmy w stanie szybciej ewakuować się w przyjaźniejsze miejsce.
  • Łącząc te dwa punkty powyżej, jesteśmy podczas trwającego krócej dnia w okresie zimy i wczesnej wiosny, pokonywać większy dystans, szybciej się przemieszczać i wrócić do domu na kolację ☺
  • Jesteśmy bezpieczniejsi po kątem zagrożenia lawinowego, nie oczywiście w 100% !- (najważniejsza jest realna ocena swoich umiejętności, panujących warunków itd). Narciarz oddziałuje na stok znacznie delikatniej na pokrywę śnieżną niż turysta (piechur).
  • Po prostu lepszy fun!

Co trzeba skompletować na start:
  • W Polsce odradza się idea wędrowania na nartach. W Alpach jest to powszechna forma poruszania się w górach zimą. Jeżeli nie wiesz, czy skituring będzie w twoim typie, możesz skorzystać z wypożyczalni, których w naszym kraju z sezonu na sezon jest coraz więcej. Dostaniesz wszystko co potrzeba.
  • Jeżeli chcesz być niezależny od wypożyczalni, to trzeba wyłożyć trochę kasy. Nowy sprzęt kosztuje, ale cena sprzętu używanego już tak nie razi po oczach. Sama obecnie jeżdżę na sprzęcie używanym i to nie najnowszej generacji. Na początek przygody ze skituringiem cały zestaw jest w pełni wystarczający.
  • Zestaw skiturowy to: oczywiście narty, wiązania skiturowe (mają przełącznik do podchodzenia i do zjazdu), foki (zakłada się do podchodzenia; jest to specjalny materiał, który uniemożliwia cofanie się narty), buty skiturowe (z przełącznikiem do podchodzenia i do zjazdu), kijki (trekkingowe na początek spokojnie wystarczą), ewentualnie kask (zakładany do zjazdu w trudniejszym terenie)
  • Zestaw lawinowy: łopata, sonda lawinowa, detektor (zalecany w terenie wysokogórskim)

Jakie góry w Polsce nadają się do skituringu?
  • Karkonosze
  • Masyw Śnieżnika
  • Bieszczady
  • Beskidy (głównie Żywiecki, Śląski)
  • Tatry


Co do tych ostatnich, to właśnie w Tatrach, ponad 100 lat temu za sprawą takich ludzi jak Stanisław Barabasz czy Mariusz Zaruski zapisała się piękna historia początków narciarstwa wysokogórskiego w Polsce. Obecnie osoba, która chce uprawiać turystykę narciarską na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego musi przestrzegać pewnych przepisów. Generalnie dla skiturowców legalnie dostępne są wszystkie szlaki turystyczne oraz szlaki narciarskie. Można również korzystać z nartostrad i tras narciarskich. Na nartach można pojawić się jednak dopiero wtedy, kiedy pokrywa śnieżna jest wystarczająca do zabezpieczenia roślinności i gleby (zazwyczaj podawany jest komunikat na stronie www.tpn.pl) U naszych słowackich sąsiadów, sprawy mają się trochę inaczej. TANAP (słowacki odpowiednik naszego parku) wyznaczył tzw strefy skialpinistyczne udostępnione w okresie od 21 grudnia do 15 kwietnia. I właśnie w takiej strefie postanowiliśmy pojawić się ze swoimi nartami po raz pierwszy na tatrzańskiej ziemi ☺ 

______________________________________________________________________

Na zimę w tym sezonie nie ma co narzekać, zwłaszcza porównując poprzednie lata. Nie spodziewaliśmy się jednak, że już w marcu wiosna tak się rozkręci, że ze swoimi temperaturami i ostrym słońce w szybkim tempie zacznie wytapiać śnieg leżący w dolinach. Ten fakt nam trochę skomplikował wybieranie celów naszych narciarskich wycieczek, ponieważ tak naprawdę wciąż na nartach jesteśmy żółtodziobami. Po przeanalizowaniu kamer, pogody oraz zagrożenia lawinowego, wybraliśmy się w rejon Salatynów. Rejon trasy narciarskiej "Spalena"- Dolina Salatyńska jest bardzo popularną strefą skialpinistyczną.

Powyżej górnej stacji wyciągu jest zaznaczona na mapce udostępniona przez TANAP strefa skialpinistyczna.


poniedziałek, 20 marca 2017


Zajechaliśmy na parking przy dolnej stacji wyciągu (parking jest duży i darmowy). Dla skiturowców jest w kasie biletowej specjalna oferta i za 5 euro można jednorazowo wjechać na górę. Korzystamy z tej opcji, ponieważ zależało nam pojawić się w miarę szybko w terenie, a nie kręcić się tylko na nartostradzie. Na podgrzewanych kanapach wjechaliśmy po kilku minutach na górę. Nie tylko my tego dnia chcieliśmy dzień spędzić "na fokach". Do wymarszu szykowała się dość spora grupka naszych TOPR'owców. Ruszyliśmy początkowo zaraz za ich śladem, ale nie daliśmy rady dotrzymać im kroku.

Na parkingu śniegu zero, ale na szczęście nartostrada była biała od samego początku.


No to zaczynamy foczenie!

Będąc w takim terenie nie dalibyśmy rady swobodnie  przemieszczać się bez nart.

Na fokach podchodziło się sprawnie i przyjemnie. Wszyscy skiturowcy cisnęli w stronę "Centralnego Żlebu", z którego później elegancko można zdobyć Salatyna 2048 m n.p.m. Być pierwszy raz w Tatrach na nartach i zdobyć od razu jakiś szczyt - wizja bardzo kusząca.

Skrajna Salatyńska Przełęcz oddzielająca Salatyna od Brestowej.

Nasze zapędy musieliśmy jednak ostudzić. Z pokonywaniem kolejnych metrów doliny, Żleb Centralny stawał się w naszych oczach z bliższej perspektywy coraz bardziej stromy. Podejście nim jeszcze byłoby w naszym zasięgu, ale zjazd byłby całkowitą walką o życie! To na pewno jeszcze nie nasza liga. Postanowiliśmy najpierw oswoić się z mniejszym nachyleniem i zobaczyć jak zjeżdża się w zupełnie innym śniegu, niż ten jaki można zastać na nartostradzie. 

Pogoda momentami trochę siadała...


Wybraliśmy kierunek na przełączkę znajdującą się w grzbiecie Zadniego Salatyna. Wydawała się bardziej przyjazna. Zjazd z niej (nachylenie) na stronę południową w stronę Zadniej Doliny Salatyńskiej był w granicach naszych umiejętności narciarskich. I tak zjeżdżaliśmy i podchodziliśmy. Kilka razy. Na fokach, później już bez.

Przełączka zdobyta!

Sokół lecący na ratunek.

Już sama wizja zjazdu na stronę północną (czyli tą którą podchodziliśmy), powodowała u mnie paraliżujący strach. Struktura śniegu kompletnie nie pomagała w przełamaniu się. W mojej głowie zaczęły się kłębić myśli o posiadaniu kolejnego antytalentu, który właśnie odkryłam. Zirytowałam się, że przełęcz, która w naszych oczach miała być w naszym zasięgu okazała się być murem nie do przeskoczenia. Jak zdobywać szczyty na nartach, skoro tak bardzo ogranicza mnie strach przez stromizną? Mam blokadę już przy nachyleniu 27 stopni, a większość dostępnych zjazdów zaczyna się w okolicach 35? (Z ciekawości zmierzyliśmy nachylenie stoku z naszej przełączki przy pomocy aplikacji). Dobiło mnie to trochę, bo nachylenie 35 stopni traktowane jest niejednokrotnie w przewodnikach jako łatwa wycieczka narciarska... Irytacja we mnie zawrzała. Głowa nie pozwalała i już, a serce tak bardzo chciało!


Na zjazd z tej przełączki centralnie w dół ostatecznie żadne z nas się nie zdecydowało. Damian przetrawersował trochę w lewo, by dostać się do miejsca gdzie stok ma choć ociupinkę mniejsze nachylenie. Potem postawił wszystko na jedną kartę i zaczął zjeżdżać. Kilka gleb po drodze, ale uśmiech na twarzy mu nie znikał. Przyszła potem kolej na mnie. Kilku siniaków jakżeby inaczej się oczywiście nabawiłam. Z podkulonym ogonem chciałam jak najszybciej znaleźć się na parkingu i wrócić do Zakopanego. Sprzedać narty i zamknąć temat skiturów na zawsze... 

Zaczęliśmy zjeżdżać dnem Doliny Salatyńskiej i śnieg jakby zaczął być bardziej przyjazny, a nachylenie znacznie zmalało. Narta zapodawała po mojej myśli. Tego dnia przeżyłam narciarską dwubiegunówkę. Najpierw totalna depresja, później  ekscytacja i pełna radocha.

Najbardziej podczas tego zjazdu podobała mi się lekkość przemieszczania się. Przejazdy między wystającymi kosówkami. Narty płynęły po śniegu jak na jakiejś fali. Fantastyczne uczucie!

Centralny Żleb.


Od tego miejsca zaczyna się nasze zjazdowe Eldorado.


Narty płyną.


Rozkręcam się :D

Chcieliśmy jak najdalej zjechać w terenie, zanim będziemy zmuszeni przenieść się z nartami na trasę zjazdową.


Zjazd nartostradą aż do samego parkingu.

Na parkingu przy samochodzie Damian zapytał się mnie jak mi się te skitury widzą. Wszak tak naprawdę po raz pierwszy mieliśmy okazję zjeżdżać w terenie. Odpowiedziałam w ten sposób:  "Zauroczył mnie skituring, ale skituring jeszcze o tym nie wie. To na razie taka cicha miłość bez wzajemności". Wiem jednak, że w końcu przyjdzie taki moment i głowa pozwoli na zjazdy w większych stromiznach. Trzeba czasu, kolejnych skiturowych wycieczek i dobrej zimy. Nie rezygnuję! Podejmuję wyzwanie! :)



Komentarze

  1. Czytam i jestem pod wrażeniem Waszych dokonań. Jako doświadczony narciarz zjazdów się nie boje, ale w kopnym śniegu to inne bajka, dlatego jeszcze większe gratulacje. Już kiedyś mówiłem, że coraz częściej narzekam na moje kolana przy jeździe po nartostradach i coraz częściej się zastanawiam czy nie przesiądź na skitury. Chyba trzeba będzie w przyszłym sezonie wypożyczyć sprzęt i połazić, sprawdzić jak to jest w terenie. Tak trzymajcie i czekam na kolejne relacje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nikt mnie nie uczył jeździć na nartach, ani zjazdowych ani biegowych. Jestem samoukiem i pewnie dlatego pewne rzeczy mi tak opornie idą. Sama próbuję rozgryźć narty i poznać "tajemnicę" swobodnej i pewnej jazdy. W minionym już sezonie zimowym byłam raz na stoku na Łysej Górze, właśnie w ramach nauki jazdy tak w ogóle.. Po dwóch wjazdach orczykiem byłam już mega znudzona... Narty zjazdowe to na pewno nie są dla mnie, o czym już kiedyś pisałam.

      Skoro macie doświadczenie w zjazdówkach, to skitury nie będą znowu dla Was taką nowością jak np dla mnie. Z tego co wiem, to sprzęt można wypożyczyć w schronisku Samotnia w naszych Karkonoszach. W Tatrach najwygodniej w Kuźnicach.


      Polecam jednak na początek narty biegowe w Jakuszycach.

      Usuń
    2. Na biegówkach próbowałem i jakoś mnie nie przekonały. Skituru to inna bajka, zawsze po wejściu jest zjazd i to już mnie bardziej nakręca.
      Pozdrawiamy.

      Usuń
  2. Widzę, że udało się rozpocząć przygodę z nartami w Tatrach :) Początki jak widzę nie były pełne tylko pozytywnych emocji i pełni szczęścia, ale stromizna trochę dokuczyła. No, ale będzie na pewno lepiej przy kolejnych odwiedzinach :)

    A co to za aplikacja do mierzenia nachylenia? Coś smartfonowego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, na smartfona. Aplikacja nazywa się "Bergtouren".

      Usuń
  3. Zazdrość po stokroć! :) Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Wy to przypadkiem na nartach nie jeździcie? :)

      Usuń
    2. Jeździmy, jeździmy, ale tylko w dół. :) Skitury byłyby nam bardzo po drodze, ale tak jakoś wyszło, że się jeszcze z nimi nie spotkaliśmy.

      Usuń
  4. Czytam Waszego bloga, gratuluję wypraw!
    Z całego serca życzę pracy nad techniką, bo to jest klucz do bezpiecznych i dających radość zjazdów na stromych stokach.
    Nie wiem czy coś czytaliście o technikach narciarskich, warto coś zapoznać się i pooglądać technike NW.
    Podpowiadam również że warto skorzystać z wyciągu i poćwiczyć kilka godzin zjazdów w stromych warunkach terenowych. Takie możliwości są np. na trasie FIS na Szrenicy, gdzie od dawna trasa nie jest ratrakowana, więc warunki są terenowe. Potrzebna jest tylko odpowiednia pokrywa. Wyciąg pozwala na większa liczbę ćwiczeń niż samo podchodzeniu.
    Skiturowiec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy :) Tak, technika to podstawa. Bez tego większość wysokogórskich wycieczek skiturowych jest niedostępna. Do tego dochodzi jeszcze różna struktura śniegu, która potrafi diametralnie podnieść bądź zmniejszyć trudności zjazdu. No ale gdzie się nie uczyć jak nie w terenie? W ścisłym okresie zimy byliśmy kilka razy na stoku, ale jazda ciągle wyciągiem - w stosunku do krótko trwającego zjazdu, jest dla mnie mega nużąca. Ale o Szrenicy będę pamiętać na przyszły sezon. W sumie może faktycznie to jest dobry "plac" treningowy :) Pozdrawiam! :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

SCHRANKOGEL - trzytysięcznik dla początkujących

DRABINA WAŁBRZYSKA - kondycyjny wycisk w Sudetach!

Jezioro Iseo - poradnik praktyczny [gotowiec urlopowy!]

Karkonoska Diagonala