Posty

Pierwszy raz w Wielkiej Fatrze

Obraz
Jak to się stało, że dopiero po prawie 10-letniej aktywności górskiej ląduję w końcu w Wielkiej Fatrze? Ok, proces poznawania słowackich gór idzie mi średnio. Czasem odnoszę wrażenie, że góry państw alpejskich znacznie lepiej prezentują się w moich statystykach względem tych słowackich. Nie jest to wymarzone tempo, ale jakoś powoli pojawiają się kolejne pierwsze razy, o np. w Małej Fatrze czy Niżnych Tatrach . Z Wielką Fatrą miałam wciąż permanentny problem. I nie chodzi nawet, że los nie sprzyjał, bo generalnie nigdy nawet nie było potencjalnie ugadanych planów wyjazdowych. Przeszkody były fundamentalne, takie jak trudność w zaplanowaniu trasy czy ogarnięcie logistyki! Podsumowując: nie wiedziałam jak te góry ugryźć! 

Łużyckie ferratkowe-łaziorkowe

Obraz
Ogłoszenie stanu epidemii w Polsce w drugiej połowie marca 2020 roku całkowicie pokrzyżowało nasze plany wyjazdowe. Gdy razem z dziewczynami wracałam z zimowej Wielkiej Raczy , nakręciłyśmy się na niecierpiący zwłoki kolejny zimowy wypad w góry. Nasz azymut miałyśmy ustawiony wtedy na Tatry. Niestety trzeba było to wszystko odwołać i przełożyć na nieokreślony termin. Zostałyśmy w domach i cierpliwie czekałyśmy na lepszy czas... Ten w końcu na szczęście nadszedł - 3 miesiące później.

Babska Wielka Racza-(cza)

Obraz
Blisko 10 lat musiałam czekać na sytuację, kiedy to na pokładzie mojego samochodu będę wieźć dwie dziewuchy na wspólny, trzydniowy wypad w góry. Los jakiś czas temu zesłał mi dwie Karoliny. Pierwszą zdążyliście już poznać m.in. na Grani Niżnych Tatr oraz szlaku Adlerweg , drugą natomiast w relacji z Małej Fatry vol. 2.0 . W końcu udało się zgrać z terminem i wyruszyć we trójkę na górski szlak! Czysto babski - na dodatek w zimowej szacie trip - odbyłyśmy w Beskidzie Żywieckim, a dokładniej w paśmie Wielkiej Raczy. Dla uniknięcia nieporozumień wynikających z tych samych imion, ochrzciłam Karoliny imionami ich kocich pupili, a to dlatego, że każda z nas ma w domu takiego futrzaka. Taka rada na przyszłość, dobrze zastanówcie się jak nazywacie swoje zwierzęta. 😎 I tak oto Karolina od Niżnych Tatr i Adler'a stała się Achają, a Karolina od Małej Fatry stała się Felą. Moja kotka wabi się Nanda, ale już pozostańmy przy tej Skadi. 😉

ORLA PERĆ TATR ZACHODNICH: Banówka - Hruba Kopa - Trzy Kopy

Obraz
Minęły dwa tygodnie od wycieczki na Grań Rohaczy , a my znowu w Tatrach! Nie żebyśmy jakoś specjalnie celowali w te góry. Po prostu po raz kolejny zaoferowały najlepszą pogodę, a i trasa nasunęła się sama – pocisnąć dalej Orlą Perć Tatr Zachodnich . Na ten wypad dołączył do nas Kajtek. Planowaliśmy zatrzymać się w tym samym hotelu co poprzednio. Niestety na wybrany przez nas termin nie było już wolnych miejsc. Ogólnie stanęliśmy przed małym problemem znalezienia noclegu. Wszystkie lokalizacje w pobliżu dolin nadających się idealnie jako punkt startowy, w rozsądnych cenach były porezerwowane. Udało się znaleźć wolny pokój dopiero w Liptowskim Mikulaszu, w hotelu/pensjonacie Cestar.

ORLA PERĆ TATR ZACHODNICH: Grań Rohaczy

Obraz
Od dłuższego już czasu mój kontakt z Tatrami bardzo się ochłodził. Temperatura tej relacji jest w sumie w pełni zależna ode mnie. Po prostu przestało mnie jakoś maniakalnie ciągnąć w te góry. Jakie sprawy i sytuacje miały na to wpływ, poniekąd sama dobrze wiem. I... tak jakoś na razie nie spieszy mi się by te relację ocieplić. Całkiem dobrze mi się z tym żyje. Skąd zatem pojawiły się na blogu Tatry? Z dwóch powodów. Nad swoim niebem zapowiedziały najlepszą pogodę oraz zaoferowały teren oraz trasę, która miała sprawdzić i zweryfikować jak sobie poradzi powypadkowe kolano Damiana, które od prawie roku intensywnie rehabilitował.

Szlak Wygasłych Wulkanów... na rowerze

Obraz
Ze Szlakiem Wygasłych Wulkanów miałam już rowerowo do czynienia dwa razy. Nigdy jednak nie chwaliłam się relacjami z podjętych prób, bo obie zakończyły się podkuleniem ogona i powrotem tego samego dnia do domu z domieszką rozczarowania. Co było przyczyną? Brak oznakowania w istotnych miejscach oraz zaawansowane zakrzaczenie bądź tereny ogrodzone, przez które notabene przebiegał szlak. A ja wymyśliłam sobie, że koniecznie chcę przejechać całość w oryginale, więc strzeliłam na szlak focha! Stan rzeczywisty  Wygasłych Wulkanów mnie po prostu przerósł. Odebrał mi przyjemność z jazdy na rowerze, ba! nawet gdybym zdecydowała się na wersję pieszą, to wrażenia wciąż miałabym takie same. Machnęłam więc ręką i uznałam, że nie pojawię się na szlaku po raz trzeci, dopóki nie zostaną wprowadzone jakieś zmiany/porządki. To najbliższy szlak długodystansowy od mojego miejsca zamieszkania. Cały czas jednak swędziało mnie na wątrobie, by zgarnąć go do swojego górskiego CV. Cierpliwie czekałam, aż...

KARKONOSZE NA ROWERZE: 1-szy Edukacyjny Karkonoski Szlak Rowerowy

Obraz
Tak miło spędzony dzień na rowerze zawdzięczam.... aplikacji mapy.cz! Często przed spaniem odpalam sobie w smartfonie mapy online i po prostu przeglądam różne górskie obszary. Nie pierwszy już raz dzięki nim odkryłam coś interesującego! Zazwyczaj zaczyna się od nieznanego mi nazewnictwa  jakiegoś szlaku (przy maksymalnym powiększeniu wyświetlają się szczegóły terenu), a potem zgłębiam temat już w przeglądarce internetowej. Tak właśnie odkryłam 1-Karkonoski Edukacyjny Szlak Rowerowy! Zapraszam na przejażdżkę z widokiem na Śnieżkę! 

Worek Okrzeszyński

Obraz
Łaziorkę po tym mało znanym sudeckim zakątku popełniliśmy z powodu braku przekonania co do wcześniej ustalonej destynacji. Widocznie na pewne górskie kierunki nie przyszedł jeszcze odpowiedni czas... Na przygraniczym cypelku uratowaliśmy wolne dwa dni przed przesiedzeniem ich w domu. Damian zaproponował trasę o nazwie Worek Okrzeszyński, a ja od siebie dorzuciłam pomysł na jej urozmaicenie – w szafie od paru miesięcy leżakował nieprzetestowany tarp. Ustaloną na 30 km trasę postanowiliśmy więc podzielić z noclegiem w terenie, tym razem w dość odchudzonym zestawie biwakowym.  

HOCHSCHWAB - 100% górskiej satysfakcji

Obraz
Dosłownie po 3 minutach od momentu wysłania sms'a zwrotnego do Marcina z potwierdzającą odpowiedzią na pytanie czy jedziemy na tego Hochschwaba, mój entuzjazm związany z kolejnym alpejskim wyjazdem ulotnił się niczym z nadmuchanego powietrzem balonika. Z jednej strony cieszyłam się, że od września, praktycznie co dwa, trzy tygodnie jestem na kilka dni w Alpach. Górska passa roku 2019 trwała w najlepsze i zapowiadało się, że nawet w listopadzie nie zwolni ona tempa. Z drugiej jednak strony bałam się, że w końcu musi przyjść do jakiegoś załamania. Głównie rozchodziło się o pogodę i warunki w górach. Listopad jest trudnym miesiącem, bardzo nieprzewidywalnym i przede wszystkim z krótko trwającym dniem. W okresie tzw "weekendu niepodległościowego", prognozy pogody w Alpach aktualizowane co kilka godzin zmieniały się tak dynamicznie, że trudno było wybrać najlepszy kierunek. Kilka dni przed ewentualnym wyjazdem na meteogramach majaczyły wysokie opady śniegu, które w zal...

WOREK RACZAŃSKI z wiosnakiem

Obraz
Z Beskidami od wielu, wielu lat nie było mi jakoś szczególnie po drodze. Moje spotkania z tą rozległą grupą górską ograniczałam  jedynie w ramach zdobywania poszczególnych szczytów z Korony Gór Polski. W trakcie tych kilkunastu spotkań, niestety w moim serduchu nic szczególnego się nie podziało, bym miała ochotę na szerszą eksplorację tamtejszych szlaków czy rejonów. Kiedyś jakbym miała wybierać górski kierunek na południowy-wschód od miejsca zamieszkania, Beskidy spokojnie sprzedałabym na poczet nawet najłatwiejszej wycieczki w Tatrach. Coś się jednak zmieniło...