ORLA PERĆ TATR ZACHODNICH: Banówka - Hruba Kopa - Trzy Kopy


Minęły dwa tygodnie od wycieczki na Grań Rohaczy, a my znowu w Tatrach! Nie żebyśmy jakoś specjalnie celowali w te góry. Po prostu po raz kolejny zaoferowały najlepszą pogodę, a i trasa nasunęła się sama – pocisnąć dalej Orlą Perć Tatr Zachodnich. Na ten wypad dołączył do nas Kajtek. Planowaliśmy zatrzymać się w tym samym hotelu co poprzednio. Niestety na wybrany przez nas termin nie było już wolnych miejsc. Ogólnie stanęliśmy przed małym problemem znalezienia noclegu. Wszystkie lokalizacje w pobliżu dolin nadających się idealnie jako punkt startowy, w rozsądnych cenach były porezerwowane. Udało się znaleźć wolny pokój dopiero w Liptowskim Mikulaszu, w hotelu/pensjonacie Cestar.

Nocleg w Liptowskim Mikulaszu automatycznie wygenerował decyzję z jakiej doliny wystartujemy na trasę, by ponownie znaleźć się na przebiegu Orlej Perci Tatr Zachodnich. Najbliższy dojazd w Tatry z naszego miejsca operacyjnego mieliśmy do Doliny Żarskiej, w której nigdy dotąd nie byliśmy.

Do hotelu (zwanego pensjonatem?) Cestar zdążyliśmy zajechać jeszcze przed zamknięciem baru. Chłopaki wzięli po pizzy i piwie, a ja zdecydowałam się na kufelek kofoli. Chwilę posiedzieliśmy w lobby i omówiliśmy trasę na jutro. Szykowała nam się powtórka sprzed dwóch tygodni: prawie identyczna pogoda jak i charakter szlaku.


sobota, 22 sierpnia 2020



Z Liptowskiego Mikulasza wyjeżdżamy jakoś po 6-tej. Po ok. 20 minutach jazdy samochodem, zajeżdżamy na parking Doliny Żarskiej (koszt:3 euro/dzień). Jesteśmy mniej więcej pośrodku stawki. Parking zapełniony jest w połowie, ale z każdą minutą przybywają kolejne auta. Ranne ptaszki już dawno są na szlaku, my dopiero powoli wytaczamy się z Zetora i szykujemy do wymarszu. Przed nami zapowiada się żmudne i nie obfitujące w nic ciekawego podejście asfaltem do Chaty Żarskiej. Od pobliskiego strumienia wieje trochę chłodem, okolica pozostaje jeszcze w cieniu, ale mamy środek lata i zapowiadaną bardzo stabilną pogodę. Moc promieni słonecznych poznamy za jakieś dwie godziny...


Na asfaltowym odcinku do Chaty Żarskiej. Kajtek od razu wyrwał do przodu.

Wyraźnie prezentujące się nasze dzisiejsze szczyty.

Na tarasie Chaty Żarskiej odnajdujemy Kajtka. Gdy wszyscy jesteśmy po schroniskowym śniadanku, ruszamy na najintensywniejszą część trasy - zdobycie sensownej wysokości. Na uzyskanie wymaganego przewyższenia wybieramy szlak zielony wyprowadzający na Jałowiecką Przełęcz 1858 m n.p.m.


Za Chatą Żarską, szlak zielony ucieka mocno w lewo.

Jeszcze w cieniu, ale już za moment...

Zielono mi, niebiesko mi, gorąco mi!

Na szlaku mijamy Szarafiową Siklawę – wodospad z kilkoma kaskadami. Później natomiast idziemy w towarzystwie kosówek, które przy pełnym słońcu tworzą jakiś taki przyciężkawy klimat. Chłopaki jakoś prą do przodu, natomiast ja drastycznie opadam z sił. Od razu przypominają mi się prawie dwutygodniowe zmagania z upałem na austriackim szlaku Adlerweg. Po krótkiej jednak analizie stwierdzam, że do tego tyrolskiego jeszcze sporo brakuje! Niemniej jednak czuję, że jest mi trochę słabo. Damian wyciąga z plecaka buffkę i moczy ją solidnie w pobliskim strumieniu. Aż do przełęczy mam ją na głowie. Gdy wychodzimy ponad granicę intensywnie rosnącej i pylącej kosodrzewiny, zaczynam wracać do siebie.


Zielony szlak na Przełęcz Jałowiecką.

Lato w Tatrach Zachodnich.

Siwy Wierch 1805 m n.p.m

Jałowiecka Przełęcz nie leży jednak w przebiegu Orlej Perci Tatr Zachodnich. Przez chwilę pomyślałam, że na Banówkę mamy już nie daleko. Podstępnie jednak schowała się za innym szczytem – Jałowieckim Przysłopem 2142 m n.p.m. 


Przełęcz Jałowiecka 1858 m n.p.m.

Baraniec 2184 m n.p.m.

Dolina Żarska.

Na horyzoncie wypatruję charakterystycznych szczytów w Grani Niżnych Tatr - jednego z najlepszych trekkingów jakie odbyłam z namiotem.

Na zielonym szlaku pomiędzy Jałowiecką Przełęczą a Jałowieckim Przysłopem.

Widok na Banówkę z Jałowieckiego Przysłopu.

Jałowiecki Przysłop 2142 m n.p.m

Na Jałowieckim Przysłopie uwidacznia się dalszy przebieg szlaku zielonego prowadzący na Banówkę. Ścieżka wygląda na bardziej kamienistą, ale wciąż dającą możliwość ucieczki w teren niewymagający użycia rąk. W końcu jakaś zapowiedź i rozgrzewka przed głównymi trudnościami na Orlej Perci Tatr Zachodnich – a tych ma być na całej trasie naszpikowanych znacznie więcej niż na Grani Rohaczy! Na Banówce czeka już na nas Kajtek. Nie robimy przerwy, tylko od razu idziemy dalej.

Banówka 2178 m n.p.m jest najwyższym szczytem leżącym w Głównej Grani Tatr Zachodnich. Na wierzchołku zastajemy sporo ludzi. Decydujemy się jednak tutaj zrobić przerwę na drugie śniadanie – znowu wjeżdża ser jak dwa tygodnie temu, ale tym razem kalorie uzupełniamy cheddarem. 

Przychodzi moment, kiedy całą naszą trójkę nachodzą te same myśli, że pora ruszać dalej! Przez pierwsze kilka minut trzymamy się razem, ale Kajtek włącza piąty bieg i oddala się od nas. Nie ruszamy za nim w pościg, ponieważ nie chcemy przeciążać niepotrzebnie kolana Damiana. Idziemy w swoim tempie. Cieszymy się latem w Tatrach, ciepłym granitem i rozległymi widokami. 


Za Banówką. Przed nami odcinek szlaku do Hrubej Kopy.

No wysoko jest.

Kijki przytroczone do plecaka to znak, że teren zaczyna się robić scramblingowy.
Warto moim zdaniem mieć założone rękawiczki, na sekcjach z łańcuchami ma się lepszy chwyt.

Ostatni raz widziany przez nas Kajtek. Spotkamy się z nim dopiero przy samochodzie.

Banikowska Igła - charakterystyczna, granitowa turniczka. Na drugim planie - Hruba Kopa.

Strach takim czymś latać!

Zejście z Banikowskiej Igły jest odziane w sekcję z łańcuchami z dodatkiem wyślizganych kamieni. Teren następnie łagodnieje. Od Przełęczy nad Zawratami aż na szczyt Hrubej Kopy prowadzi szeroka ścieżka. Mamy chwilę wytchnienia od scramblingu.

Dolina Spalona i górujące nad nią szczyty - Banówka, Pachoł, Spalona Kopa.

Pachoł 2167 m n.p.m.

Ten odcinek grani już za nami.

Szlak na Hrubą Kopę z Przełęczy nad Zawratami.

Przełęcz nad Zawratami 2050 m n.p.m.

Na skrawku trawiastego stoku Hrubej Kopy przysiadujemy na chwilę. Widoki rozpościerające się ze szczytu są fenomenalne! A to jeszcze nie koniec atrakcji, bo przed nami jeszcze do przejścia pozostają Trzy Kopy, mające najciekawsze fragmenty czerwonego szlaku, którym niezmiennie idziemy już od Banówki. 

Hruba Kopa 2160 m n.p.m z oryginalnym krzyżem.

Widok na Trzy Kopy oraz Grań Rohaczy z Hrubej Kopy.

Smutna Przełęcz oraz szlak na Rohacza Płaczliwego.

Kontaktuje się z nami Kajtek, który właśnie jest na Smutnej Przełęczy. Zalecamy mu by wydłużył zaplanowaną na dzisiaj trasę jeszcze o Rohacza Płaczliwego, bo ze szczytu wciąż jest możliwość niedublowania wariantów szlakowych, które umożliwią zejście do Doliny Żarskiej. Kajtek decyduje się na pociągnięcie trasy dalej, a my zbieramy się na podbój Trzech Kop.

W składzie Trzech Kop znajdują się: Przednia Kopa, Drobna Kopa oraz Szeroka Kopa.

Zapowiada się ciekawie!

Pierwsze sekcje z łańcuchami na Trzech Kopach.

Pochyłe płyty bez stopni - wtedy na ratunek przychodzi dobra podeszwa w obuwiu.

Fajny ten Baraniec. Już na poprzednim wypadzie zwróciłam na niego uwagę.

Skalny kominek na szlaku.

Przejście kominka ułatwia zamontowany łańcuch.

To wciąż jeszcze nie koniec!

Na Trzech Kopach szlakowej nudy nie ma!

Z widokiem na Dolinę Żarską.

Łańcuch z bardzo odległym punktem mocowania do skały.

Trawersik.

Trzy Kopy za nami! Ależ to był dynamiczny fragment szlaku! Pozostaje nam już tylko zejście w łatwym terenie na Smutną Przełęcz, znaną nam z poprzedniej wycieczki. Spinamy tym sposobem w jedną dłuższą część nasze przejście Orlej Perci Tatr Zachodnich. Do pełnego skompletowania brakuje nam jeszcze odcinka między Brestową a Pachołem. To już jednak temat na zupełnie osobny wyjazd.

Zejście na Smutną Przełęcz.

Smutna Dolina z pięknie prezentującym się Wołowcem oraz Granią Rohaczy.

Ze Smutnej Przełęczy schodzimy szlakiem niebieskim do Chaty Żarskiej. W schronisku uzupełniamy poziom nawodnienia radlerem oraz kofolą. Kusi wypożyczenie hulajnogi na rowerowych kołach, którą można szybko zjechać do parkingu. Wygrywa jednak moje centusiowanie i nakrętka na zwiększenie ilości przebytych na piechotę kilometrów. Dodatkowo stwierdzam, że kolano Damiana nie zawsze będzie miało okazję użyć takiej hulajnogi w górach, a przecież wciąż bacznie poddajemy je testom.

Dolina Żarska - koniecznie musimy się pojawić tutaj na skiturach!

Po tym dzisiaj łaziliśmy.

Na niebieskim szlaku pomiędzy Smutną Przełęczą a Chatą Żarską.

Ostatnie spojrzenie na nasze dzisiejsze szczyty.

Po trochę ponad godzinie jesteśmy przy samochodzie, wybudzając z drzemki Kajtka leżącego na kamieniach przy strumieniu. Dzielimy się wrażeniami z wycieczki, po czym opuszczamy parking i jedziemy do hotelu w Liptowskim Mikulaszu.


To była solidna, wspomagająca kondycję trasa. Gdybym miała porównać ją z Rohaczami, to podobała mi się bardziej. Nie tylko ze względu na większą ilość "ciekawych momentów" związanych z samym charakterem szlaku, ale także na jeszcze lepsze widoki. 😍

Komentarze

  1. Też mi się wydaje, że ta część Orlej Perci Tatr Zachodnich jest ciekawsze niż najbardziej rozpoznawalne Rochacze.

    Baraniec fajny, a podejście na niego jeszcze fajniejsze :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co z tym Barańcem nie tak, że Sławkowski Tatr Zachodnich? (jak już taką terminologię stosujemy :P).

      Usuń
    2. Po prostu moje wspomnienia z wejścia na niego były właśnie tak ciekawe, jak na wspomniany przez Ciebie Sławkowski ;) Ale to może być kwestia konkretnego dnia, co sam w tym roku odkryłem podczas podejścia nad Popradske Pleso. Do tej pory zawsze mi się strasznie dłużyło i miałem wrażenie, że tam się idzie i idzie. A tym razem, gdy podchodziłem wyspany i o ludzkiej porze, to była bardzo przyjemna wędrówka :)

      Usuń
  2. W tym roku po czterech latach, również powróciłem w Tatry (to taka analogia, do drugiej relacji z Rohaczy) i co ciekawe, na właśnie ten Wam brakujący kawałek, a więc Salatyn Skrajny, Brestowa, Salatyny i Pachola). Formy zero, więc cała trasa od Brestowej ze skurczami ale widokowo...pierwsza klasa. Przestrzenie! I barwy, bo ja pojechałem we wrześniu. Może za rok dokończę tą Orlą słowacką, choć i ciekawi mnie przejście od/do Siwego.
    Z Twoich zdjęć bije ciepło ;) letnie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

SCHRANKOGEL - trzytysięcznik dla początkujących

DRABINA WAŁBRZYSKA - kondycyjny wycisk w Sudetach!

Jezioro Iseo - poradnik praktyczny [gotowiec urlopowy!]

Karkonoska Diagonala