ADLERWEG: Karwendel Zachodni (etap 15)
Czyżby babski Adlerweg umarł? Ano nie - został tylko poturbowany przez pandemię i życiowe zmiany! Kiedy kurz już w końcu trochę opadł, pewnego dnia Karolina oznajmiła mi, że pora powrócić na szlak! Nieważne, że ta nieplanowana przerwa trwała aż trzy lata. Ważne, że naprawdę chciałyśmy znów poczuć tyrolski klimat i pozostać wierne swoim słowom i marzeniu, że przejdziemy WSZYSTKIE etapy szlaku ADLERWEG w austriackim Tyrolu - RAZEM.
A jak było na Adlerwegu w 2019 roku? Przeżyjmy to jeszcze raz! Oto zestawienie wszystkich dotychczas opublikowanych części, które zostały podzielone wedle pasm górskich:
ADLERWEG „DUŻY ORZEŁ” (TYROL PÓŁNOCNY)
Do dyspozycji miałyśmy tydzień urlopu. Od razu ustaliłyśmy, że wybierzemy jakiś termin w sierpniu, po to by mieć pewność, że żaden zalegający śnieg nie pokrzyżuje naszych planów. To także dużo mniej dni na samą wędrówkę i odkrywanie kolejnych etapów, aniżeli w trakcie pierwszej edycji z 2019 roku. Wiadome było już na starcie, że absolutnie nie będzie to ostateczny koniec naszej przygody z Adlerwegiem, lecz jej kontynuacja.
Miejsce naszej pauzy znajdowało się w Giessenbach - malutkiej wiosce tuż przy granicy austriacko-niemieckiej w paśmie górskim Karwendel. Opuściłyśmy wtedy etap 15 w jego 3/4 długości. Moim zadaniem było opracowanie naszej logistyki i strategii na kolejne etapy właśnie od tego punktu. Nie było to takie łatwe, ba - wydawało się nawet dużo bardziej skomplikowane niż za czasów pierwszej edycji! Wtedy leciałyśmy samolotem, teraz za transport wybrałyśmy samochód, po to by nie tracić cennych dni na logistykę. Wtedy nie miałyśmy z wyprzedzeniem zarezerwowanych miejsc w schroniskach czy kwaterach prywatnych - robiłyśmy to na bieżąco i na spontanie, teraz natomiast wszystkie noclegi miałyśmy zaklepane i częściowo bądź całościowo opłacone (nie zabrałyśmy w ogóle sprzętu biwakowego, stąd niosłyśmy dużo lżejsze plecaki). Wszystko w pełni zaplanowane - gdzie i jak zaczynamy i gdzie i jak kończymy, wyuczone na błędach, z wyciągniętymi wnioskami. Nawet udało mi się zdobyć dla nas klucz od schroniska Lora Hütte - bo jak się okazało jest ono miejscem noclegu na etapie 17, a schronisko jest samoobsługowe a jednocześnie objęte systemem rezerwacyjnym i zamykane.
Z tego typu alpejskim schroniskiem spotkałam się pierwszy raz przy okazji wypadu w Kalkalpen. Różnica jednak była taka, że dano możliwość odebrania klucza nie tylko w siedzibie sekcji Alpenverein, lecz również w wioskowym sklepie w niedalekiej lokalizacji od schroniska.
W trakcie tygodniowego pobytu w Tyrolu miałyśmy zaplanowane przejście pięciu etapów (15-20). Za "bazę operacyjną" wybrałyśmy Landeck, ze względu na obecność campingu (sprzęt biwakowy użyty tylko na potrzeby jednego noclegu w dniu przyjazdu, który potem pozostał w samochodzie), czynną stację kolejową oraz fakt, że jest to najbliższe miasto do którego mogłyśmy zejść po etapie 20, jednocześnie stając się sensownym miejscem na pauzę i łatwą kontynuację szlaku Adlerweg w przyszłości.
Jeszcze tylko żeby wszechświat nam klepnął te plany i pozwolił na bezproblemową ich realizację. Jak się później okazało miał przygotowany dla nas zupełnie inny pomysł... Zanim jednak...
poniedziałek, 15 sierpnia 2022
Po praktycznie całodniowym pobycie za kółkiem, dowiozłam nas bezpiecznie na camping Riffler w miejsowości Landeck. Odbyło się to przy wykonaniu dodatkowej misji w postaci zdobycia klucza do schroniska Lora Hütte. Jeszcze przed wyjazdem przeprowadzałam rozmowy telefoniczne z polskim oddziałem Alpenverein mającym swoje biuro w Wiedniu, jak i wymianą maili z gospodarzem/opiekunem schroniska czy członkami sekcji Alpenverein mających swoją siedzibę "w pobliżu" schroniska Lora Hütte bądź znajdujących się niedaleko naszej trasy dojazdowej z Polski do Austrii. Ostatecznie udało się "umówić" na pozostawienie klucza w wyznaczonym miejscu i czasie z sekcją Alpenverein w Reutte, stąd właśnie specjalnie po klucz musiałyśmy jeszcze zajechać do tego uroczego miasteczka!
Dzisiaj sprzyjało nam szczęście - klucz leżał w wyznaczonym miejscu, camping mimo iż mikrych rozmiarów i zawalony po brzegi, przyjął nas na jedną noc. Na mocno nasiąkniętym przez niedawny opad przelotnego deszczu skrawek trawy, rozłożyłyśmy namiot i odpaliłyśmy kuchenkę z gazem, by podgrzać sobie obiadokolację. Nasz babski Adlerweg jutro miał odżyć! Aaaaa!
ETAP 15 - POWRÓT PO 3 LATACH
wtorek, 16 sierpnia 2022
No i się zaczęło! Pierwsze komplikacje i trudności z wymyśleniem na już rozwiązania wobec zastanej sytuacji. W planie miałyśmy zostawić auto w Landeck na tydzień, a same wsiąść do pociągu i podjechać nim z przesiadką w Innsbrucku do Giessenbach - miejsca w którym zapauzowałyśmy nasz Adlerweg. Okazało się jednak, że płatne parkingi którymi dysponuje miasteczko Landeck są płatne i nie oferują możliwości zakupu biletu na dłużej niż jeden dzień. My potrzebowałyśmy bezpiecznie zostawić samochód na tydzień... To był bardzo poważny błąd strategiczny! Nie wzięłam w ogóle pod uwagę, że Landeck może rządzić się tak surowymi prawami. Jest typowo miastem "pracowniczym", a nie "turystycznym, stąd kompletny brak odpowiednej infrastruktury czy dostosowanych opcji. Nasze nadzieje na rozwiązanie problemu skierowałyśmy na parkingi "Park and Ride" ulokowane przy dworcu kolejowym, które mają zachęcić do wygodnego i bezpiecznego pozostawienia samochodu i przemieszczania się między tyrolskimi miasteczkami przy pomocy pociągów. Warunkiem skorzystania z parkingu był zakup biletu na pociąg. Uczyniłyśmy to, ale okazało się, że euro wydałyśmy na darmo, gdyż bilet parkingowy obowiązywał i tak tylko przez 24h. Nie było też możliwości zakupu biletu na dłuższy czas. Z resztą sam kasjer był mało chętny do udzielenia nam informacji czy jakiejś pomocy. Wróciłyśmy do auta i zaczęłyśmy się zastanawiać co dalej robić. Ja byłam już nawet skłonna zaparkować na małym placyku obok baru z tureckim kebsem, licząc na to, że po tygodniu nie będzie nas czekać przygoda odbioru samochodu na policji. Karolina uznała, że musimy wyjechać z Landeck i podjechać do Giessenbach (na miejsce naszego startu na szlak Adlerweg), licząc, że tam znajdziemy parking skrojony pod potrzeby turystów. Zrezygnowana i z brakiem nadziei, wklepałam namiary na Giessenbach w nawigację. Droga miała zająć dwie godziny.
To jednak nie koniec "chińskich ostrzeżeń" wysyłanych przez wszechświat. Na trasie, stojąc akuratnie przed zamkniętym przejazdem kolejowym, nagle na kokpicie zapaliła mi się żółta ikonka związana z silnikiem. Nie mogłam w to uwierzyć! Pierwszy raz w historii mojego ukochanego autka! Poza niechcącą zgasnąć samoistnie lampką, sam samochód w trakcie jazdy zachowywał się normalnie. Dojechałyśmy do Giessenbach, ostatecznie znajdując płatne miejsce parkingowe z możliwością wykupienia w automacie biletu obowiązującego przez tydzień przed boiskiem "Bogensportanlage Scharnitz Giessenbach". Wybiło właśnie południe. Na wielkim boisku jeździła samotnie automatyczna kosiarka, a w okolicy praktycznie nie kręcili się żadni ludzie.
Wyruszyłyśmy w końcu na szlak, choć do mnie od samego startu mentalnie nie docierało jeszcze, że naprawdę - już tak fizycznie - kontynuujemy Adlerweg! Z racji, że pozostał nam krótki ogonek etapu 15, nawet nieplanowane, późniejsze rozpoczęcie wędrówki w niczym nie przeszkadzało. Szłyśmy powolnym tempem, co chwilę wspominając o różnych przygodach czy odczuciach związanych ze szlakiem oraz rozmawiałyśmy o tym co przez te trzy lata się wydarzyło, nie tylko w aspekcie górskim. Obie uznałyśmy, że wiele w nas się zmieniło. I również obie uznałyśmy, że na lepsze. 😁
Głównym zadaniem dnia było wdrapanie się na przełęcz Hoher Sattel 1495 m n.p.m. Do pokonania miałyśmy nieco ponad 500 metrów przewyższenia - w sam raz na rozgrzewkę!
Tyrolskie lato w pełni. |
Tak znajomo, jakby upalnie. Hmmm... |
W końcu troszkę w cieniu. |
Blisko granicy austriacko-niemieckiej. |
Robiąc kilka przerw na podejściu, na samej przełęczy nie zrobiłyśmy kolejnej. Głównie z powodu, że czułyśmy się na siłach, ale jak również z faktu, że po prostu nie oferowała niczego szczególnego jeżeli chodzi o widoki. Okolica była dość mocno przysłonięta przez wysokie drzewa iglaste. Rozpoczęłyśmy od razu zejście do cywilizacji. W Leutasch czekał na nas nocleg.
1. Przełęcz Hoher Sattel. 2. Okrojone widoczki z przełęczy Hoher Sattel. |
Zajawka przed kolejnym, 16 etapem szlaku Adlerweg. |
Opuszczamy Karwendel. Przejście przez Ahrn do Leutasch. |
Pojawiłyśmy się w wiosce Ahrn, która zakończyła naszą bytność w terenie. Formalnie również pożegnałyśmy się z pasmem Karwendel. Jutro czekało nas jednodniowe przejście u podnóża wyniosłych szczytów pasma górskiego Wettersteingebirge z widokiem na najwyższy szczyt Niemiec - Zugspitze. Na razie jednak należało się doczłapać w końcu (po trzech latach) do mety etapu 15!
Końcowy przebieg szlaku prowadził nas dzieloną razem z rowerzystami ścieżką "Achweg" w kierunku Leutasch.
Leutasch - widok na nasz hostel. Meta etapu 15! |
W hotelu "Weisses Rössl" w Leutasch czekała na nas meta etapu 15 oraz zarezerwowane miejsce na nocleg. Cieszyłyśmy się z obecności również w tym miejscu restauracji. Już na samą myśl powrotu do tyrolskich smaków ciekła nam ślinka. Okazało się jednak, że właścicielem części hotelowej jak i gastronomicznej jest Włoch. Także zamiast powitania po trzech latach szlaku Adlerweg smakiem Kaiserschmarrn, musiałyśmy przegryźć go pizzą. 😅
Etap 15 szlaku Adlerweg. Rozpoczęłyśmy od punktu z nr 3. www.tirol.at |
Etap 15 (oryginalny przebieg)
Dystans i przewyższenie: 20 km; ▲870 m n.p.m.; ▼ 1530 m n.p.m.; 1000 m n.p.m. ◄► 2110 m n.p.m.
Czas: 6 h 30 min
Stopień trudności: szlak czerwony (średnio-trudny)
Etap 15 (nasz przebieg od Giessenbach)
Dystans i przewyższenie: 9 km; ▲507 m n.p.m.; ▼ 378 m n.p.m.; 1004 m n.p.m. ◄► 1492 m n.p.m.
Czas: 3 h 30 min
Stopień trudności: szlak czerwony (średnio-trudny)
Oj dawaj kolejne części! Bo smaka zrobiłaś tym wstępem :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że ciąg dalszy mocno Cię zaskoczy... 😶
UsuńJestem bardzo ciekaw dalszych relacji :) Sam wybrałem się w 2020 na Adlerweg po lekturze Twojego bloga, udało mi się (z modyfikacjami, bo szedłem z psem) dotrzeć właśnie do Landeck. Nie wiedziałem że Lora Hütte działa w taki sposób - wtedy była tam po prostu tabliczka, że przez covid schronisko jest zamknięte. Mam nadzieję w tym lub przyszłym roku kontynuować i dodreptać odcinek od Steinsee do końca :)
OdpowiedzUsuńHej! Napisz coś więcej o swoim Adlerwegu! Na jakich etapach byłeś zmuszony zmodyfikować trasę? Jak poradził sobie Twój pies i jak przyjmowali Cię w schroniskach z czworonogiem? No to wyprzedziłeś nas o kilka etapów już... Może jakieś rady, wskazówki? 😊😉
UsuńHej, na Adlerweg wybrałem się jako na etap mojego rozciągniętego na lata projektu odcinkowego przejścia całych Alp z Wiednia do Nicei z psem (Nordalpenweg->Adlerweg->Via Alpina 1->GR5) i nie traktowałem oficjalnego przebiegu szlaku zbyt dogmatycznie, tylko modyfikowałem trasę na bieżąco uzależniając ją od pogody i/lub naszej kondycji :) Twoja relacja bardzo mi się w tym przydała, bo przykładowo - ominęliśmy Plessenberg ze względu na załamanie pogody, gdyż wiedziałem z Twojego bloga, że czeka nas tam ostre podejście, możliwe że niebezpieczne w deszczu i mgle. Poza tym omijaliśmy kolejki (np Grubigsteinbahn z Lermoos), skróciliśmy trasę z Aschau do Zireiner See lokalnym szlakiem przez Labegg-Kreuz, bo te dolinowe szutry do Steinberg am Rofan wydawały mi się nudnawe. Z tego samego powodu wybrałem trasę z Maurach do przełęczy Lamsenjoch po widokowej grani Stanser-Joch-Kamm, zamiast iść doliną Falzthurntal. Po przejściu przełęczy Schlauchkarsattel (którą obchodziłyście z powodu zalegającego śniegu o ile pamiętam) Kromka była zbyt wyczerpana żeby wejść następnego dnia na Stempeljoch, tak że odpuściłem Goetheweg tak jak Wy i poszliśmy jakimiś lokalnymi ścieżkami trawersem nad Innsbruckiem, wracając do Adlerwegu dopiero przy Solsteinhaus. Panował wtedy duży upał i uznałem, że na Goethewegu będzie zbyt narażona na słońce i kamieniste drogi. Do Loreahutte poszliśmy zahaczając o te wszystkie jeziorka w dolinie (Mittersee, Blindsee, Fernsteinsee) ze względu na marzenie o przespaniu nocy na wyspie z ruinami zamku :) Poza tymi wyjątkami szliśmy standardowo. Z psem w górach śpię na dziko pod namiotem (oczywiście z poszanowaniem dla fory, fauny i lokalnej społeczności), bo a priori zakładam że w schroniskach mnie nie przyjmą z psem. Dzięki temu nie muszę realizować etapów zgodnie z podręcznikiem, bo nasze dzienne trasy nie muszą się kończyć pod dachem. Poza tym po prostu to lubię i jestem skąpy ;)
OdpowiedzUsuńCo do porad... chyba nic zaskakującego nie czeka na Was pomiędzy Ehrwald a Landeck, czego nie spotkałybyście wcześniej na Adlerwegu... Oczywiście pewnym wyzwaniem logistycznym jest brak sklepów na tym odcinku. Gdybyś była ciekawa widoków które na Was czekają, to polecam wizytę na swoim profilu na instagramie (@naspacer), mam tam w przypiętych relacjach "Adlerweg cz.5" która opowiada o tym właśnie odcinku :)
OdpowiedzUsuń