Triglav 2864 m n.p.m


Prisojnik z Alp Julijskich dał się poznać z jak najlepszej strony. To góra, która przed wyjazdem w ogóle nie była brana pod uwagę. Pojawiła się w bardzo spontanicznych okolicznościach. Jak dla mnie przyćmiła nawet Triglav, który był głównym celem wyjazdu. Mieć okazję i nie spróbować wejść na najwyższy szczyt Słowenii? Toż to zbrodnia. Trzeba było się szybko zregenerować i uspokoić emocje.



sobota, 01.08.2015

Noc minęła szybko. Budzik w telefonie zaczął irytować uszy. Po szybkim ogarnięciu się, bez śniadania podjechaliśmy na parking pod schroniskiem Aljazev dom (Z Mojstrany/Dovje to niedaleko). Doszły nas słuchy, że miejsca na zostawienie samochodu znikają w bardzo szybkim tempie. Rzeczywistość to potwierdziła. Gdybyśmy wyjechali 5 minut później, nie mielibyśmy już tam czego szukać. Rzutem na taśmę załapaliśmy się na ostatnie wolne skrawki. Spokojni o samochody, mogliśmy pomyśleć o pominiętym wcześniej śniadaniu. Pogoda zapowiada się na stabilną, szykuje się przed nami drugi piękny dzień w Alpach Julijskich. Podczas konsumpcji kanapek czy łyków kawy każdy z grupy deklaruje się jaką drogą chce wchodzić na Triglav. Od strony północnej, czyli najbliższej jeżeli chodzi o dojazd z Polski są trzy najbardziej popularne możliwości.
  • droga przez Próg /Prag/ (Standardowa droga trekkingowa, jest to najstarszy znakowany szlak w Alpach Julijskich. Pojawiają się na nim punktowo elementy metalowych ułatwień. Widokowo ciekawy, najbardziej popularny, dobry na wejście i zejście)
  • droga Tominskova Pot (Średniotrudna, eksponowana ferrata z ponumerowanymi stalówkami, która wyprowadza mniej więcej w 3/4  Drogi przez Próg na wysokości 2150m n.p.m. Poprowadzona bardzo ciekawym trawersem)
Z obu tych szlaków jest możliwość dojścia do Triglavskiego domu na 2515m n.p.m. Jest to najwyżej położone schronisko w Alpach Julijskich. Stamtąd idzie się od wschodu granią najpierw przez Mały Triglav a następnie na główny, najwyższy wierzchołek.
  • droga przez Plemienice tzw Bambergova pot z przełęczy Luknja (Opisywana jako trudna, eksponowana, najciekawsza i najbardziej wymagająca. Wyprowadza na szczyt Triglava od strony zachodniej.
Generalnie dla dobrze przygotowanych kondycyjnie górołazów, przy stabilnej pogodzie, Triglav jest do zdobycia w jeden dzień. Chociaż część turystów rozkłada sobie to wejście na dwa dni, nocując w schronisku. Należy mieć na uwadze, że Triglav to narodowa góra Słoweńców i z noclegiem mogą być problemy. Warto pomyśleć o wcześniejszej rezerwacji, zwłaszcza w chodliwe, letnie miesiące.

Triglav stał się w XIX wieku symbolem odrodzenia narodowego Słoweńców. Jego wizerunek znajduje się w godle państwowym. Nic więc dziwnego, że w sezonie to bardzo popularny szczyt. To taki synonim słowackiego Krywania czy polskiego Giewontu. Triglav wznosi się między Doliną Vrata na północy, a kotliną Velo Polje na południu. Nazwa Triglav w tłumaczeniu to „Trzy Głowy”, ale co ciekawe góra nie ma trzech wierzchołków. Skąd więc się wzięła? Z wczesnośredniowiecznych słowiańskich wierzeń. Miejscowa ludność wierzyła, że na szczycie ma swoją siedzibę potężny trójgłowy demon o koźlich uszach i woskowych skrzydłach. Triglav od północnej strony opada ponad 1000-metrową ścianą, której eksploracja odegrała istotną rolę w rozwoju słoweńskiego alpinizmu. W pobliżu kopuły znajdują się resztki lodowca, tzw. Triglávski ledeník.


Utworzyły się dwie grupy. Jedna idąca przez Prag, druga przez Plemienice. Ja dołączyłam do tej pierwszej. Wyruszyliśmy najpierw wspólnie, mijając po drodze pomnik w postaci wielkiego wspinaczkowego karabinka, przy którym zaraz w lewo odbija ścieżka na drogę  Tominskova pot. Nad głowami coraz śmielej pojawiają się ogromne wapienne kolosy. Oczywiście będąc na takim pułapie nie widzimy naszego celu. Przed nami do pokonania ponad 1800 m przewyższenia. Jest z czym walczyć, tym bardziej że słońce coraz ostrzej zaczyna oświetlać nasze twarze. Przyszedł w końcu czas na rozdzielenie się, ja ze swoją grupą skręcamy w lewo na drogę przez próg pokonując najpierw strumień, pozostali idą dalej na przełęcz Luknja. Ciekawe jest to, że w ogóle nie komunikowaliśmy się ze sobą. Każda grupa szła swoim tempem i nie kontrolowała siebie nawzajem. W tym samym czasie spotkaliśmy się idealnie na szczycie! Zanim jednak...

Tak jak pisałam, Droga przez Próg to najbardziej popularna opcja wejścia na Triglav. Dla mnie ten szlak wcale nie jest taki lajtowy. Jak sama nazwa wskazuje, na szlaku co jakiś czas pokonuje się kolejne progi. Im jest się wyżej, tym ilość metrów lotu w dół większa. Wąskie ścieżki, osuwające się piargi spod butów. Trzeba cały czas uważać. Do tego dochodzi jeszcze liczba osób znajdująca się na ścieżce. Być może opcje ferratowego wejścia na Triglav są bardziej eksponowane, ale podejrzewam, że nie ma tam takiego usypującego się co chwilę syfu i nawet jak się noga omsknie to zawsze jest to bezpieczeństwo w postaci wpiętej lonży do liny(?) . Im pniemy się coraz wyżej, tym coraz więcej ludzi spotykamy na szlaku. Co ciekawe mijamy dość sporą część schodzących już do doliny Polaków. Wyciągamy od nich podstawową informację – ile jeszcze?! A ile? Oj jeszcze sporo. Każdy kolejny pokonany próg niesie ze sobą nadzieję, że to już ten ostatni. Najgorzej przetrwać to mozolne zdobywanie wysokości i przekroczyć magiczne 2000 m n.p.m Tempo nieświadomie podkręcał nam na pewnym odcinku szlaku jeden z bardzo krzykliwych Słoweńców, który szedł wraz z grupą i przewodnikiem. Facet miał tak donośny, wręcz krzyczący ton głosu, że pewnie go słyszała nasza druga grupa wyjazdowa zmagająca się w tym czasie na ferracie. Sprawiał wrażenie jakby miał co chwilę o coś pretensje. Nie wiem, czy naprawdę tak było (nie rozumieliśmy co gada), czy miał taki sposób bycia. A może po prostu przygłuchawy? Zatrzymywał się na szlaku i się wypowiadał, nie mając nawet słuchacza. Ciężko go było wyprzedzić, bo albo fragmenty z metalowymi ułatwieniami, albo po prostu zbyt wąska ścieżka. W końcu udało mi się wyłapać bezpieczny moment na wyprzedzenie go. Włączyłam migacz i wrzuciłam piąty bieg. Jak gość został w tyle, od razu mi się zrobiło lepiej. Naprawdę dość, że szlak męczący to jeszcze ten dziwny facet. Miałam mu ochotę wsadzić do ust śmierdzącą skarpetkę by się w końcu przymknął! Reszta moich towarzyszy też odważnie zaczęła go w końcu wyprzedzać.

Pomnik poświęcony partyzantom-alpinistom, którzy polegli w górach w czasie II wojny światowej.

Z zielonych połaci wypiętrzają się białe ściany.

W Dolinie Vrata.

Głęboko wcięta Przełęcz Luknja.

Widoki ze szlaku.

Widoki ze szlaku.

Chwila odpoczynku. Krzykliwy Słoweniec daleko w tyle :)

Jeszcze pniemy się w górę.

Takim punktem, w którym zaczyna zmieniać się krajobraz jest wydostanie się na rozległy płaskowyż (Kotel). Ma się wrażenie jakby się wylądowało na księżycu. Przypływają dodatkowe pokłady energii, pewnie dlatego że w końcu ujrzeliśmy jakieś tablice informacyjne. W tym miejscu otwierają się dodatkowe możliwości szlakowe. Nas interesuje kierunek na Triglavski dom. Dotarcie tam, ma nam zająć godzinę....



Na płaskowyżu.

Zaczynają się wdzierać chmury. Czyżby szykowała się zmiana pogody?


Z płaskowyżu. Widok na ogromną, wapienną ścianę.


Chmury też chciały się załapać w kadr ;)

Widoki z płaskowyżu.



Jakaś dziwna zadymka zaczyna się tworzyć na płaskowyżu.


Białe kamienie to i białe kwiatki.

Dom Valentina Staniča pod Triglavom (2332 m m.p.m)


Zagadka dla spostrzegawczych. Co oprócz kamieni widać na zdjęciu?


Kotel.

Rjavina 2532 m n.p.m

Przy schronisku Triglavski dom jesteśmy o 15. Wysyłam sms'a do Damiana, z prośbą o sprawdzenie prognozy pogody na późne popołudnie. Dzień wcześniej Norwegowie przepowiadali wieczorem opady deszczu. Na szczęście zrezygnowali z tej opcji i obstawili, że nie pojawi się ani jedna kropla do późnych godzin wieczornych. No to o pogodę jestem spokojna. Mimo późnej godziny decydujemy się wejść na szczyt. Szlak idzie eksponowaną granią, ubezpieczoną metalowymi „barierkami”, prowadząc najpierw na Mały Triglav, a następnie na główny szczyt. Jak na taką późną porę, kręci się tu sporo ludzi. Narzucamy sobie dość szybkie tempo, kilka osób wyprzedzamy. Ja generalnie staram się być przypięta chociaż jednym karabinkiem do barierki. Nie wynika to z jakiegoś wielkiego strachu przed ekspozycją – "przepaścistość" tam jest dla mnie w granicach jeszcze psychicznego komfortu, a raczej z ilości ludzi, która wręcz by cię mogła zadeptać czy popchnąć. Poza tym dość mozolne podejście w słońcu mogło trochę osłabić moją koncentrację.

Jest możliwość to się wpinam i nie wynika to z mojej słabości, ale po prostu z włączonego myślenia. Mam wrażenie, że duża część ludzi jest nieświadoma zagrożenia, zwłaszcza na tym graniowym odcinku. Naprawdę jest tam gdzie polecieć, a popularność szczytu i pielgrzymkowa wręcz ilość ludzi udająca się na szczyt, może powodować błędne poczucie bezpieczeństwa.


Schronisko Triglavski dom 2515 m n.p.m


Widok z pułapu schroniska.


Te małe czarne kropki po lewej to ludzie udający się wpierw na Mały Triglav.




Ludzie idący na Triglav drogą przez Plemenice.

Słoweńców można zazwyczaj rozpoznać po tym, że nie mają kasku na głowie.


Na grani.


Widoki z grani.


Widoki z grani.


Widoki z grani.


Grań Mały Triglav- Triglav.


Grań Mały Triglav- Triglav.


Grań.


Jesteśmy naprawdę wysoko! :D


Jeszcze pare metrów i mamy szczyt!


Na Triglavie jesteśmy po 16tej. W tym samym czasie z drugiej strony pojawia się druga grupa. Staję obok najbardziej rozpoznawalnego elementu szczytu jakim jest schron – cylindryczna wieża z blachy postawiona w 1895 roku. Trochę nie dociera do mnie fakt zgarnięcia drugiej góry z Alp Julijskich. Robimy obowiązkowe zdjęcia szczytowe i wpisujemy się na pamiątkę do książki, po czym ustawiamy się w kolejce do zejścia. Na grani korki. Stoimy z 15 minut. Brakowało tylko telefonu od mamy w stylu: no cześć mamo, co tam słychać w domu? Wiesz, ja właśnie stoję w korku na grani na ponad 2800 metrach :)


Widoki ze szczytu.


Widoki ze szczytu.


Z Narodową na Triglavie.


Widoki ze szczytu.

Widoki ze szczytu.

Widoki ze szczytu.


Miejsce przy baloniku na wpis do książki.

I jesteśmy przy schronisku. Czarne kropki schodzą dalej :)


Rozległy płaskowyż (Kotel).

W końcu wąż się ruszył do przodu. W schronisku jesteśmy przed 18. Czasowo jesteśmy trochę w plecy. Planowaliśmy schodzić wcześniej. Z moich wyliczeń wynika, że jest jeszcze szansa zejść do auta bez użycia czołówki. Wyrywam do przodu. Wiem, co mnie czeka na szlaku (wszyscy wracamy drogą przez Próg), więc ostro mobilizuję się do ostatniego wysiłku jeszcze tego dnia. Potem pozostanie już w nagrodę tylko satysfakcja i 12 godzin jazdy do domu. Tak jak na grani zastaliśmy tłumy, tak na szlaku nie ma nikogo, prócz alpejskich kozic, które w końcu nie muszą się tak ukrywać jak za dnia. Definitywnie jest to ich pora na żer. Pierwsze stado straszę nieświadomie. One zdążyły mnie usłyszeć i poderwały kopytka do biegu, ja nie zdążyłam ich w pełni zobaczyć. Jednak przy ostatnim spotkanym stadzie stanęłam oko w oko z taką jedną która definitywnie nie chciała zejść ze szlaku. Nawet jej brewka nie pykła. Na początku myślałam, że ma katar bo zaczęło coś jej ściekać z nosa. Potem usłyszałam jakby kichnięcia. Myślę, co to alergiczna koza? Szuram butami o piarżyste podłoże. A ona nic. Odwraca głowę i patrzy w przestrzeń. Udaje, że mnie nie widzi. Znowu szuram butami. Rogi ma spore, więc mam do czynienia z dorosłym osobnikiem. Jakby był to jakiś szczeniaczek to bym nie była taka wydygana! Stukam kijkami. Nic. Spogląda na mnie swoimi wielkimi oczyskami i zaczyna wydawać w moim kierunku dziwne dźwięki. O cho! Nie zamierza zejść ze szlaku. Zaczynam do niej przemawiać. Słuchaj, weź tu się przesuń tak z dwa metry, żebym tylko przeszła dalej, bo już się wieczór zbliża. A do domu mam daleko. Musiały śmiesznie wyglądać te moje negocjacje z julijską kozicą, ale zakończyły się sukcesem. Kozica przesunęła się o te dwa metry, ale była bardzo niezadowolona. Podziękowałam jej i zaczęłam od tego momentu prawie że zbiegać, gdy zobaczyłam jaka jest już godzina na zegarku.

Julijskie kozice.


A to ten egzemplarz nie chciał zejść ze szlaku!

Ostatni kilometr przeszłam w świetle czołówki, ale byłam już w dnie doliny, więc czułam się bezpiecznie. Pozostało mi poczekać na resztę grupy, która pojawiła się 40 minut później.

Wróciliśmy na camping. Na niebie było widać symptomy załamania pogody. No to tyle było dla nas gościnność Alp Julijskich. Całą noc ostro lało. Bałam się, że garbus tego nie wytrzyma i zacznie nam kapać z sufitu, ale całkiem dobrze zniósł te intensywne opady. Nad ranem zwinęliśmy namioty, zjedliśmy śniadanie i w strugach deszczu pożegnaliśmy się ze Słowenią i jej pięknymi górami. 

Komentarze

  1. Przewijam kilkakrotnie fotki z Vrata i stwierdzam że muszę koniecznie tam przyjechać i nadrobić braki :D Skrlatica prezentuje się dla mnie bardzo ciekawie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście Prisojnik zrobił na mnie dużo większe wrażenie niż Triglav, więc fakt, jest tam dużo bardzo ciekawych szczytów.

      Usuń
  2. Powalające fotki, miejsca magiczne!!! Wielce pozytywnie zazdroszczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcia w Twoim wykonaniu stamtąd byłyby jeszcze lepsze ;) Jestem wielką fanką Twoich sudeckich kadrów.

      Usuń
  3. Rozmarzyłam się... :) Cudne zdjęcia !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Nie uważam się za super fotografa, ale staram się jak mogę ;)

      Usuń
  4. Magiczne miejsca. Twoje zdjęcia bardzo ładnie oddają naturę tych gór. Zazdroszczę przeżyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Alpy Julijskie są warte odwiedzenia :) Przyznam, że stanie w korku na grani było dosyć dziwnym przeżyciem... ;)

      Usuń
  5. Przepiękne są Julijskie na Twoich zdjęciach. Jedyne co mnie w nich przeraża to, że nie ma się gdzie schować przed słońcem. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Intensywne słońce i te białe ściany powodują, że bardzo szybko męczą się oczy, więc okulary w taki dzień to podstawa.

      Usuń
  6. Dostałam ślinotoku na górskie widoki. W Twoim wykonaniu są rewelacyjne. Zaraz idę spać, więc chyba wiem co mi się przyśni. Bardzo Ci dziękuję ;)
    P.s. Koziczki piękne. Wyobrażam sobie Ciebie negocjującą...to musiał być zabawny widok także dla czterokopytnych, hihihihihi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy raz miałam okazję usłyszeć jak "fuka" kozica :D

      Usuń
    2. Ja w tym roku też doświadczyłam tego po raz pierwszy. Pocieszające, że to nie na mnie fuczała :)

      Usuń
  7. Pięknie, pięknie! Szczególnie ten odcinek graniowy. A kozica na ostatnim zdjęciu faktycznie patrzy tak jakby mniej niewinnie, niż te tatrzańskie... No i te różki. Ale dobrze, że w końcu dała się namówić i Cię puściła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tej kozicy to twardy zawodnik! :) Fakt, grań jest super, ale na pewno nie zazna się tam spokoju zwłaszcza w takim okresie.

      Usuń
  8. Te chmury dodały zdecydowanie uroku Twoim zdjęciom - pięknie :) Gratuluję Triglava, dobrze, że pogoda skichała dopiero po zejściu z gór :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każda chmura na zdjęciu dobra, byle nie deszczowa/burzowa lub kompletnie przysłaniająca widoki :)

      Usuń
  9. Szkoda, że nie zdecydowaliście się wchodzić Tominskovą Pot, a zejście przez Prag. Ta pierwsza wcale nie jest trudna a w ten sposób można zaoszczędzić sobie chodzenia dwa razy tą samą drogą. Zwłaszcza, że kojarzę Prag jako dość nieprzyjemne i kruche te prożki.

    Zdjęcia piękne, mi najbardziej przypadło do gustu nr 19 to ze schroniskiem Valentina Staniča pod Triglavom - rewelacja.
    ps. Czy wiesz co kryje się pod pojęciem "Szlak skarpetkowy" i jest ściśle związane właśnie z okolicą tego schronu i m.in. Triglava? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O "Szlaku skarpetkowym" nie słyszałam, koniecznie wyjaśnij co się pod tą nazwą kryje :) Co do wybrania drogi, jakbym wiedziała jak ten Prag wygląda to bym zdecydowała się na Tominskovą. Chyba nie zawsze należy sugerować się opisem poziomu trudności danego szlaku. Podejrzewam, że na Tominskowej bym się czuła dużo pewniej... ;)

      Usuń
    2. Zatem ;)
      http://pionowemysli.pl/wp-content/uploads/2015/12/Skarpetkowy-szlak.bmp

      "Szlak skarpetkowy" to potoczna nazwa szlaku, który trzeba pokonać w bliskim otoczeniu schroniska Valentina Staniča pod Triglavom, a w zasadzie punktów kontrolnych (w większości szczytów), które trzeba zdobyć. W skład tej listy wchodzą:
      1. Dom Valentina Staniča pod Triglavom (2332)
      2. Rjavina (2532)
      3. Cmir (2393)
      4. Begunjski vrh (2461)
      5. Visoka Vrbanova Spica (2408)
      6. Spodnja Vrbanova Spica (2299)
      We wszystkich tych punktach znajdziemy pieczątkę, którą przybijamy na pocztówce dostępnej w schronisku. Nagrodą fantastyczna, wełniana, pamiątkowa para skarpet z wizerunkiem schroniska :)

      Usuń
    3. Superanckie! :D Ja kiedyś maniakalnie zbierałam pieczątki, jeszcze jak oficjalnie zdobywałam np Górską Odznakę Turystyczną (GOT).

      Usuń
  10. Wspaniałe widoki. Jednak dopuściliśmy się zbrodni ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Piękne foty! Dostałaś lanie w pupę jako dziewica triglavska? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Taki epitet odnośnie zdjęć z Twoich "ust" to wyróżnienie :) Ostatnie Twoje kadry z Tatr to miazga. Co do lania. Hmm.. generalnie średnio przepadam za wapieniem i wędrowanie szlakami w takim terenie jest bardzo męczące. Jeżeli będziesz wybierać się na Triglava, to koniecznie ferratą :)

      Usuń
    2. Co do lania to nie wiem czy się dobrze rozumiemy. ;) Bo czytałam o tradycji, ponoć kultywowanej przez Słoweńców, polegającej na przewracaniu turystek na glebę i łojenie ich po siedzeniach witkami tudzież rękami. :P

      Usuń
  12. Po Twoim materiale "niestety" pół dnia spędziliśmy przed laptopem szukając informacji o tych miejscach. To bardzo niebezpieczne uzależnienie :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Gratulacje za Triglava, nam się nie udało w tym roku. Może następnym razem. Z noclegami w Triglavskim Domu to nas wyrolowali, mieliśmy rezerwację, a spaliśmy na ławach. Masz rację to oblegana góra. Kolejka była jak na Giewoncie w wakacje. My wchodziliśmy przez Tominskovą Pot, a schodziliśmy przez Prag. Bardzo się nam tam podobało, na pewno tam wrócimy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jakie Piotrku wrażenia po Tominskovej? :)

      Usuń
  14. Bardzo fajne szlak. Jest parę miejsc z ekspozycja, ale ubezpieczonych. Polecam. Następnym razem planujemy wejść przez Bambergova pot. Chcemy tam zabawić ze dwa trzy dni na górze i połazić po okolicy. Interesuje nas też Baginski vrh. Krótko trzeba tam wrócić - obowiązkowo.

    OdpowiedzUsuń
  15. Anonimowy28/1/16 21:57

    Przepięknie, Alpy Julijskie są niezwykłe. Na Triglav nie weszłam - ale teraz wiem jak tam jest - ech dech zapiera! Dziękuję za takie piękne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  16. Tym samym szlakiem szłam dwa tygodnie temu, ale z noclegiem w Triglavskim Domu, więc bez pośpiechu. Jakimś cudem nie było tłumów. Może z powodu solidnej burzy w nocy. Góra przepiękna, wspaniała po prostu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratulacje za szczyt! Triglav jest piękną górą! Jak warunki w schronisku? Jakie ceny? Robiłaś wcześniej rezerwację?

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

DRABINA WAŁBRZYSKA - kondycyjny wycisk w Sudetach!

SCHRANKOGEL - trzytysięcznik dla początkujących

Jezioro Iseo - poradnik praktyczny [gotowiec urlopowy!]

Karkonoska Diagonala