Wielka Sowa 1015m n.p.m - 01.05.2011
1 maja trzech osobników: Justyna P. Damian S. oraz Stanisław M. postanowili wyłamać się z powszechnie panujących standardów majówkowych i w tym roku nie grillować, lecz wstać o 4 rano i pojechać na podbój Gór Sowich. Do tego celu wykorzystali ofertę Kolei Dolnośląskich jadąc do Dzierżoniowa, gdzie następnie wsiedli w podmiejski autobus nr 1. Przy 20 minutowej jeździe obcowali z tamtejszymi seniorami udającymi się do kościoła oraz z grupą turystów zmierzających na imprezę zorganizowaną przez burmistrza Pieszyc. Jazdę umilała im muzyka biesiadna wydobywająca się z kabiny kierowcy.
Swój podbój Gór Sowich rozpoczęli w Bielawie, gdzie za prawidłowy kierunek ekspansji obrali niekończące się wzniesienie. Pierwszym ich celem było bowiem zdobycie Kalenicy mierzącej 964m n.p.m. By tego dokonać musieli sprostać najpierw Końskiej Kopie, na której w dość ciekawy sposób były poukładane średniej grubości gałęzie. Być może pierwotna konstrukcja miała spełniać funkcję schronienia.
Na Kalenicę dotarli około godziny 10-tej. Justyna po raz kolejny musiała się zmierzyć z metalowym monstrum widokowym. Reszta osobników weszła na górę bez oznak jakiegokolwiek dyskomfortu. Na platformie mocno wiało, więc nie za długo tam zawojowali, tym bardziej, że liczba żywych dusz oglądająca widoki na całe pasmo Gór Sowich znacznie wzrosła.
I tak oto stanęli zdezorientowani w szeregu przed wieżą widokową na Wielkiej Sowie. Wielkość imprezy zorganizowanej przez burmistrza osiągnęła niebywały rozmiar i rozgłos. Na "Otwarciu sezonu turystycznego w Górach Sowich" pojawiła się także lokalna telewizja. Dziennikarz złapał kontakt wzrokowy z Justyną i szybko podstawił mikrofon. Nie było już odwrotu. Udzieliła kilku niepoprawnych odpowiedzi, dzięki którym raczej nie pojawi się w telewizji.
Na Kalenicę dotarli około godziny 10-tej. Justyna po raz kolejny musiała się zmierzyć z metalowym monstrum widokowym. Reszta osobników weszła na górę bez oznak jakiegokolwiek dyskomfortu. Na platformie mocno wiało, więc nie za długo tam zawojowali, tym bardziej, że liczba żywych dusz oglądająca widoki na całe pasmo Gór Sowich znacznie wzrosła.
Wieża widokowa na Kalenicy.
Kto by pomyślał...
Wiejmy stąd!
No dobra, jeszcze wspólna fota...
i widoczek.
Po zdobyciu Kalenicy, ruszyli dalej. Tym razem już grzecznie, bo według szlaku. Kolor czerwony towarzyszył im aż do samej Wielkiej Sowy, na którą wszyscy zaciekle tego dnia podążali. Co najmniej jakby na górze rozdawali coś za darmo, np grochówkę! Przez całą drogę, górską ciszę zakłócały hałaśliwe odgłosy wydobywające się z głębi lasu. Na źródło hałasu obstawiali motocyklistów bądź miłośników gokartów. O tym jak wiele się pomylili, dowiedzieli się na Przełęczy Jugowskiej. Okazało się, że znaleźli się w centrum amatorskiego rajdu samochodowego. W imprezie brały udział wysokiej klasy przerobione samochody wyścigowe, m.in maluchy, kadetty, cinquecenta.
"Umiarkowany" spokój.
Drogowskazy przy schronisku "Zygmuntówka" i kot, którego nie ruszało
Cisza przed burzą tłumów.
I tak oto stanęli zdezorientowani w szeregu przed wieżą widokową na Wielkiej Sowie. Wielkość imprezy zorganizowanej przez burmistrza osiągnęła niebywały rozmiar i rozgłos. Na "Otwarciu sezonu turystycznego w Górach Sowich" pojawiła się także lokalna telewizja. Dziennikarz złapał kontakt wzrokowy z Justyną i szybko podstawił mikrofon. Nie było już odwrotu. Udzieliła kilku niepoprawnych odpowiedzi, dzięki którym raczej nie pojawi się w telewizji.
Burmistrz załatwił nawet darmowe zjazdy na linie z wieży widokowej.
Wieża w całej okazałości, kolejka niekoniecznie.
Tłumy panujące na Wielkiej Sowie sprawiły, że nie mogli znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca. Udali się więc w stronę Kamionek na poszukiwania ostatniego punktu podboju - Smoczej Jamy. Za drogę powrotną obrali szlak rowerowy, a następnie drogę asfaltową, na której co chwile z zza kolejnego zakrętu wyłaniały im się rozpędzone samochody wyścigowe.
Damian S. zaczął robić się niespokojny. To jedna z niewielu sztolni, w której jeszcze nie był. Zszedł z chodnika na leśną ścieżkę, po czym zniknął w czeluściach zieleni. Justyna P. oraz Stanisław M. wiedzieli, że w tym momencie nie należy dekoncentrować kolegi. I tak po kilku minutach poszukiwań usłyszeli magiczne słowo: jest!
Damian S. zaczął robić się niespokojny. To jedna z niewielu sztolni, w której jeszcze nie był. Zszedł z chodnika na leśną ścieżkę, po czym zniknął w czeluściach zieleni. Justyna P. oraz Stanisław M. wiedzieli, że w tym momencie nie należy dekoncentrować kolegi. I tak po kilku minutach poszukiwań usłyszeli magiczne słowo: jest!
Wejście do Smoczej Jamy.
Smocza Jama jest dawnym wyrobiskiem wapienia, którego strzeże ospały nietoperz. Zapewne nie był to Shikaka, którego poszukiwał Ace Ventura w Zewie Natury, lecz jeden z mniejszych latających ssaków w Polsce. Sztolnia ma około 50 metrów długości i w niektórych korytarzach należy wciągać brzuch.
Damian poszukuje tajemnych przejść.
Duchy.
Podbój Gór Sowich zakończyli na przystanku autobusowym
w Pieszycach, gdzie odjechali z powrotem na swoją rodzimą ziemię.
w Pieszycach, gdzie odjechali z powrotem na swoją rodzimą ziemię.
Widzę, że pogoda dopisała. Ja tego dnia byłam niedaleko, bo w Górach Kamiennych na Stożku Wielkim. Też załapaliśmy się na ostatki słoneczka :)
OdpowiedzUsuńPrzymierzałem się do "zdobycia" z 10-miesięcznym szkrabem w nosidełku. Ale ostatecznie zrezygnowałem, bo teren nie do końca wcześniej rozpoznany :(
OdpowiedzUsuńhttps://www.facebook.com/photo.php?fbid=215159108508223&set=pb.100000424066651.-2207520000.1384613578.&type=3&theater - hehe góra z górą - byłem tam w tym samym momencie
OdpowiedzUsuń