Mnich 2068 m n.p.m


Stojąc przy brzegu Morskiego Oka nie sposób go nie dostrzec. Piękny szczyt, dumnie górujący nad taflą górskiego stawu. Patrząc z tej perspektywy wydaje się być nie do zdobycia. Na północno-wschodniej ścianie opadającej 250 metrów niemalże pionowo, poprowadzone są jedne z najtrudniejszych dróg wspinaczkowych w Tatrach. Jego sylwetka widnieje jako symbol na odznakach przewodników tatrzańskich. Smukła, strzelista turnia... czy faktycznie tylko dla wybranych? Oto Mnich!


Lubię różnego rodzaju legendy związane z górami. Pewnie wiele osób głowi się skąd wzięła się jego nazwa. Niektórzy w kształcie turni widzą siedzącego mnicha w kapturze. Osobniki "cierpiące" na pareidolię (należę do nich ☺) mogą więc się sprawdzić. Dla pozostałych jest legenda opowiadająca o tym dlaczego Mnich w Tatrach Wysokich w ogóle się pojawił. Co ciekawe w tych bardzo dawnych wydarzeniach brały również udział Pieniny!

----------------------------------------

Po drugiej stronie Tatr, na słowackim Spiszu w Czerwonym Klasztorze, żył Brat Cyprian. Górale nazywali Klasztor Czerwonym od koloru cegieł, z których był zbudowany. Brat Cyprian pracował w klasztorze jako zielarz, aptekarz i lekarz. Poza tym zajmował się alchemią, wyrabiał materiały wybuchowe, produkował też lustra. Jego największym marzeniem było latać jak tatrzańskie ptaki, choćby orły. W tym celu przez długie lata pracował nad wykonaniem maszyny latającej. W końcu maszyna była gotowa. Wyglądała jak ptak i ryba zarazem. Zrobiona była z cisowego drzewa, a płótno zostało nasycone żywicą.

Pewnego dnia Brat Cyprian zobaczył w lustrze, przez siebie wykonanym jezioro tatrzańskie, a nad jego brzegiem młodą śliczną pasterkę pasącą owce. Serce zrobiło mu mocniej, gdy usłyszał jej głos.
- Czy pragniesz mnie poznać Bracie Cyprianie? Jeśli tak, to przyleć do mnie nad jezioro na swojej latającej maszynie. Czekam na ciebie - powiedziała pasterka.
- Tak, przylecę do Ciebie! - krzyknął Brat Cyprian, że aż zadudniło w górach. Pasterka znikła z lustra.
Wówczas usłyszał głos z niebios ostrzegający go przed lotem.
- Latać mogą tylko ptaki, a ty jesteś tylko człowiekiem, usłyszał tajemniczy głos. Brat Cyprian popadł w zadumę.
Nagle ni stąd ni zowąd pojawił się diabeł.
- Ona czeka na Ciebie - rzekł.
- Dobrze polecę nad jezioro! Odpowiedział Brat Cyprian. Diabeł aż zacierał ręce z radości, że przekonał Brata Cypriana do lotu, mimo ostrzeżeń niebios. Wytrwale pomagał mu w przeniesieniu maszyny latającej z Czerwonego Klasztoru na pobliski szczyt Trzech Koron. Brat Cyprian usadowił się w swojej maszynie latającej, rozejrzał się po okolicy, jakby się zawahał przed lotem nad jezioro.
Zauważył to diabeł, który ponaglał Brata Cypriana do lotu.
- Na co czekasz? Leć już! Krzyknął diabeł.
Brat Cyprian wystartował, wzniósł się w powietrze, coraz wyżej, oddalał się od wzniesień Pienin i kierował się w stronę Tatr.
Po paru godzinach lotu dotarł nad jezioro Morskie Oko. Nad jego brzegiem stała pasterka, jakby czekała na kogoś. Brat Cyprian wylądował nad brzegiem jeziora i wówczas dosięgła go kara niebios. Zerwała się burza z piorunami. Grzmot pioruna zmienił Brata Cypriana w skalny głaz, nazywany do tej pory Mnichem.
W Pieninach echem rozległ się diabelski chichot.



źródło: www.e-zakopane.pl


----------------------------------------

Mnich przyciąga wzrok, Mnich nie jednemu się śni po nocach - wszak ta turnia to tatrzańska klasyka! Chciałoby się go mieć w górskim CV, chociażby wchodząc na niego najprostszą drogą. Pytanie czy w ogóle takowa jest? Jest! To droga "Przez Płytę (II)", poprowadzona na "plecach" Mnicha, które z pułapu Dolinki za Mnichem wyglądają jak sterta kilku poukładanych na siebie głazów.

Wzięliśmy sobie do serca rady naszych znajomych, by w przypadku myślenia o Mnichu nie porywać się na tylko tą jedną drogę, ponieważ jest bardzo krótka. A jak już targać cały dobytek sprzętu wspinaczkowego, to warto by było zrobić chociaż te dwa wyciągi. Dlatego też postanowiliśmy wydłużyć sobie wspin na Mnicha, dokładając jeszcze "Zacięcie Robakiewicza (III)".

(Po przejściu, przyznajemy że jest to najlepsza opcja)

Dla Damiana wyceny tych dróg nie robiły na nim jakiegoś większego wrażenia i chętnie wybrałby się np na "Klasyczną (IV)". Ja na chwilę obecną nie mam ambicji wspinaczkowych. Wyceny dróg do III są dla mnie najbardziej optymalne. Poza tym nigdy jeszcze nie wspinałam się w Tatrach, więc miał to być mój debiut w tym temacie.


poniedziałek, 12 września 2016


Wrzesień '16 jest dla mnie przełomowy jak również szczęśliwy pogodowo. Po powrocie ze Szwajcarii ze zdobytymi dwoma 4 -tysięcznikami, już po kilku dniach przerwy staję na najwyższym szczycie Karpat. Fajnie byłoby zakończyć urlop jakimś ciekawym akcentem. Padła decyzja właśnie na Mnicha, ze względu na użycie liny i całego sprzętu wspinaczkowego bardziej w pionie niż w poziomie. ☺

Przyznam szczerze, że miałam długą przerwę od wspinania  w skałach na swoim sudeckim podwórku. Zemstę tego faktu doświadczyłam właśnie podczas tego tatrzańskiego debiutu. Wcześniejsze, w miarę regularne hartowanie psychiki jak i stóp do butów wspinaczkowych na pewno spowodowałoby, że milej wspominałabym wejście na Mnicha :P, ale tak jakoś wyszło, że moje ostatnie pobyty w górach nie wiązały się stricte ze wspinaczką.

Plan strategiczny zakładał późne wyjście z Palenicy Białczańskiej. O godzinie 10:00 wyruszyliśmy asfaltem do Morskiego Oka. Na spokojnie, bez większej czasowej spiny. Znalazła się nawet chwila na lody na Włosienicy. Mnich jest bardzo popularnym szczytem wśród wspinaczy i niejednokrotnie można się spotkać ze staniem w kolejce pod swoją wybraną drogą. Chcieliśmy tego uniknąć.

W schronisku wpisaliśmy się do książki wyjść taternickich. Według zapisanych rubryk na ten dzień, nikogo nie powinniśmy zastać na "Robakiewiczu". Cieszyło nas to przeogromnie.

Zanim wyruszyliśmy na ceprostradę, podeszłam jeszcze do drewnianych barierek oddzielających brzeg Morskiego Oka od schroniska. Mnich stoi, a słońce oświetla właśnie jego czubek. Jakoś nie dociera do mnie, że za parę godzin ma na nim stanąć moja noga.  Kto to w ogóle tego Mnicha wymyślił? Damian spojrzał na mnie i z szerokim uśmiechem satysfakcji, że nie mam na kogo zwalić, odpowiedział krótko: ty! Głupio byłoby się wycofać nie podchodząc nawet pod początek drogi, chociaż w mojej głowie właśnie rozpoczął się festiwal "nakręcania się".

Na ceprostradzie prowadzącej na Szpiglasową Przełęcz (na której przecież jeszcze nie tak dawno byłam i przyglądałam się plecom Mnicha) zboczyliśmy w pewnym momencie na wyraźną ścieżkę prowadzącą do Dolinki za Mnichem.  Mnich z każdym krokiem malał w oczach i coraz bardziej zaczął nam przypominać wielkościowo nasze skałki w Rudawach Janowickich.

W Dolince za Mnichem.

Odnaleźliśmy początek drogi Robakiewicza. Przymocowany do skały spit oraz wyraźne skalne zacięcie były tak charakterystyczne, że więcej szczegółów nie było nam potrzebnych. W końcu mogłam ściągnąć z pleców te wgniatające w ziemię kilogramy sprzętu. Moja radość na odpoczynek od niewygody nie trwała długo, bo już po chwili musiałam zakładać znienawidzone przyciasnawe baletki :D

Po podzieleniu między sobą szpeju i sprawdzeniu wszystkich węzłów oraz stanowiska, Damian rozpoczął naszą wspinaczkę na Mnicha. Lina w szybkim tempie przesuwała się przez mój kubek asekuracyjny. Po kilku minutach zatrzymała się, a po jeszcze kilku następnych ponowie zaczęła się przesuwać, ale tym razem dynamiczniej. Usłyszałam komendę o założonym aucie i stanowisku asekuracyjnym.

No to startujemy!

Damian w Zacięciu Robakiewicza.

Poczułam ulgę, że już mogę coś zacząć robić, bo stanie w tych wspinaczkowych baletkach już zdążyło mnie wymęczyć, a przecież jeszcze nie dotknęłam nawet skały!  Po demontażu stanowiska i wykrzyczanej komendzie "idę", ruszyłam pewnie do góry. Fajnie, że jest się tam czego złapać, a i tarcie trzyma jak należy. Generalnie dla mnie ten pierwszy wyciąg był w sam raz, chociaż szkoda że jest bardziej połogi niż pionowy. Gdy tylko dołączyłam do Damiana, wpięłam swoje "auto" do stanowiska, siadłam na kamieniu i zaczęłam nerwowo ściągać buty. 

Po pierwszym wyciągu. Damian klaruje linę, ja wietrzę giry :D

Gdy wszystko mieliśmy gotowe do drugiego wyciągu, Damian ponowie ruszył jako pierwszy, ja tym razem asekurowałam go na bosaka :D Nie trwało to długo, bo już po kilku minutach znowu usłyszałam komendę o końcu drugiego wyciągu. Przejście jest już bardziej pionowe i wymaga małej kombinacji i gimnastyki, ale jest za to krótsze.

I to byłby koniec wspinu wycenionego za III. Mi się podobało bardzo, chociaż więcej w tym wszystkim było manewrów z liną, porządkowania żelastwa co chwilę na szpejarkach niż samego kontaktu ze skałą.

Zacięcie Robakiewicza wyprowadza na skalne półki, z których rozpoczyna się już końcowe wejście na sam czubek Mnicha. Droga przez Płytę (II) była dla mnie trudniejsza psychicznie. Nie wiedziałam, że by wejść na sam szczyt, trzeba się przewinąć na stronę tej północno-wschodniej ściany. Miałam tam niezłą galaretę w rękach i nogach.

Droga przez Płytę.

Wejście na czubek Mnicha kosztowało mnie chyba ze 2 kilo utraty wagi :D, ale wlazłam bo już innego wyboru nie miałam. Bo by zejść, trzeba wejść. Nie miałam odwagi stanąć na nogach i się wyprostować :D Damian to mi nawet przestał robić zdjęcia, bo byłam blada jak ściana. Tak, to było ewidentnie przełamanie mojej kolejnej górskiej granicy.

Moje zdjęcie z Mnicha. Reszta nie nadaje się do publikacji :D

Damian na Mnichu.

Widok z Mnicha.

Z Mnicha zjechałam na linie pierwsza. Niestety końcowe fragmenty liny oczywiście się zaklinowały w skalnej szparze (podejrzewam, że co drugi zespół się z tym boryka). W momencie gdy Damian zaczął zjeżdżać, ja podeszłam trochę do góry by pomóc mu ją wydostać. Inaczej nie zdjęlibyśmy jej ze stanowiska zjazdowego.

Damiana trzymały się żarty i rzucił hasło, że czeka teraz na mnie Zadni Mnich :)

Czyżby schodzili z Cubryny?

Przygotowania do drugiego, krótkiego zjazdu.

Ziuuu....

Panował fajny klimat w Dolince za Mnichem, to miejsce ma coś w sobie. Pierwszy raz tutaj byliśmy. Damian bardzo możliwe, że tutaj wróci chociażby z zamysłem przejścia "Klasycznej", ja na razie nie mam potrzeby pojawiania się na Mnichu ponowie :D

No i mam tego Mnicha w górskim CV!

Na zakończenie dnia - Mroczne Wrota Chałubińskiego.

Zeszliśmy z powrotem pod mury schroniska nad Morskim Okiem. Damian wszedł do środka by wypisać nas z książki, a ja ponownie podeszłam do tych drewnianych barierek. Było już ciemno, ale zarys sylwetki Mnicha był wciąż widoczny... Jak zawsze piękny i wyróżniający się z krajobrazu...

Nad Morskie Oko wrócę zapewne nie raz przy okazji innych wypadów, a do Mnicha zawsze puszczę oko. Fakt, że stanęłam, no dobra uściślając siedziałam na jego czubku przysparza mi sporej satysfakcji. ❤

A na przyszłość mam nauczkę, by przyzwyczajać psychikę do ekspozycji w miarę regularnie... ☺


Komentarze

  1. Wielkie brawo za piękne wejście na Mnicha, który już jest za moim zasięgiem. Na Mnichu jest mało miejsca to miałaś prawo czuć się nieswojo. Ja po wejściu na Habichta tak się "przyspawałem" do krzyża, że dobrą chwilę musieli czekać zanim się odkleiłem. Stach jednak jest duży, a szczególnie otaczająca przestrzeń. Czekamy no kolejne opisy Twoich wejść.
    Pozdrawiam
    Piotrek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotrku, wcale nie jest poza Twoim zasięgiem. Nie trzeba posiadać jakiś nadprzyrodzonych umiejętności wspinaczkowych. Ot, sprawne cztery kończyny. Gorzej z odpornością na tego rodzaju ekspozycję. Co do Habichta, to na szczycie czułam się całkiem swobodnie, ale może to dlatego że pół krzyża w śniegu było. Latem może faktycznie inaczej wyglądać.

      Usuń
    2. Może kiedyś się uda wejść, ale trzeba potrenować na ściance.
      Justynka podam Ci jako pierwszej adres do naszego bloga, który tworzę, czekam od Ciebie na uwagi.
      http://www.piotrp45pl.sisco.pl/example.com/

      Usuń
    3. Fantastyczna wiadomość! Ale mnie zaskoczyłeś! Myślałam, że to dopiero jest wszystko w budowie, a tak naprawdę blog już prowadzony pełną gębą! Uwag nie mam. Bo lubię prostotę na stronach internetowych bądź blogach. No i jest rubryka z komentarzami :) Oczywiście jeżeli nie masz nic przeciwko to adres Waszego bloga dopisuję do mojej zakładki "LINKI".

      Usuń
    4. Oczywiście załącz. Dziękuję za miłe słowa. Powoli uzupełniam relacje w miarę wolnego czasu.

      Usuń
  2. Gratuluję! Widzę, że sporo emocji towarzyszyło Mnichowaniu, będzie co wpsominać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wspominać będzie. Ale co przeżyłam to moje ;)Czasem mi się wydaje, że kompletnie nie nadaję się do zdobywania takich szczytów, ale chęć przełamywania się jest silniejsza...

      Usuń
  3. Fajnie, wypełnione emocjami są Twoje relacje - bardzo takie lubię!
    Gratuluję Mnicha!

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratulacje! Mnich to moja ulubiona "górka", ale tylko na niego patrzę, raczej jest poza moim zasięgiem, bo nie wspinam się jak Wy... Ale miło było popatrzeć na te wspaniałe widoki. Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje ostatnie relacje z Orlej Perci pokazują, że dajesz sobie radę na trudniejszych i bardziej eksponowanych szlakach. Wiadomo, że Mnich jest wspinaczkowy, ale jakbyś się skusiła na wejście najprostszą drogą przez Płytę(z resztą bardzo krótką)razem z przewodnikiem to ta ulubiona "górka" jest w Twoim zasięgu. Przemyśl to :)

      Usuń
  5. Gratuluję wejścia. Piękne zdjęcia podkreślają majestat tej chwili.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Na Mnicha już raczej nie planuję wracać :)

      Usuń
  6. Też wchodziłem na Mnicha, ale o godzinie 23.00, 1 listopada 2009 roku. Przyznam, że to kawał pięknej góry, a tutaj pięknie pokazana jest na zdjęciach.

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam!
    W odpowiedzi na Twój komentarz na moim blogu...
    O ciepło stóp należy dobrze zadbać, bo organizm traci przez nie sporo ciepła. Polecam Ci Skadi te skarpety: http://www.nastopy.pl/skarpety/bardzo-cieple/najcieplejsze-na-swiecie-damskie-classic-5091
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!
      Relacja z mojego pierwszego zimowego biwaku - http://www.skadinagrani.pl/2016/02/zimak-na-sniezniku.html
      Kilka czynników złożyło się, dlatego tak ciężko przeżyłam niskie temperatury. Dzięki za tego linka. Nie słyszałam o tych skarpetkach. Obecnie docieplam się zwykłymi wełnianymi skarpetami robionych na drutach :), może te Heat Hodlers będą lepsze. Ciekawa jestem na ile "najcieplejsze na świecie skarpetki" to chwyt reklamowy, a na ile to faktycznie prawda. Myślę, że mogę być dobrą testerką i to zweryfikować - bo dłonie i stopy to mam bardzo podatne na zimno. Chyba się skuszę na zakup jednej pary, bo ciekawość mnie zżera.

      Usuń
    2. Elegancka wyprawa! Uwielbiam Śnieżnik! A co do skarpet, to sam jestem ciekaw na ile są dobre, bo sam ich nie używałem ale wiele osób mi je już polecało, stąd przypomniałem sobie o nich po Twoim komentarzu;) Daj znać jak je przetestujesz.

      Usuń
  8. No nie wierzę, żeś nie przypozowała dumnie na Mnichu na kształt samojebek Miklera: https://www.facebook.com/AndrzejMiklerPrzewodnikWysokogorskiIvbv/photos/a.601169009911755.1073741830.491310464230944/1383199485042033/?type=3&theater

    Jak na moje, Mnich do powtórzenia, tym razem z lansiarską sesją. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No musisz uwierzyć - nie przypozowałam :D Poza tym, jeszcze nie nadeszły takie czasy bym targała w plecaku wędkę ;) Pozdro! :)

      Usuń
  9. Pięknie :) Myślę, że wybraliście najlepszą opcję wejścia na Mnicha z tych najprostszych, bo samo robienie Płyty, to taki krótki kawałek, że by było szkoda po prostu.

    Na górze rzeczywiście ekspozycji nie brakuje, a jeszcze ta pochyła płyta robi robotę. Ale wystarczy uwierzyć w linę, która Cię trzyma i można już spokojnie robić zdjęcia :)

    Co do tych butów, to nie zastanawiałaś się, żeby mieć bardziej luźne? Wiem, że jest opinia, ze buty wspinaczkowe powinny być ciasne itp, ale w góry to raczej powinny być wygodne, bo jednak trzeba w nich wytrzymać dłużej niż w skale czy na panelu. Dlatego ja mam dosyć wygodne nawet w skały, a w Tatrach to jakoś mi się dobrze chodzi w zwykłych trekach te IV, czy jakieś Vtkowe miejsca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zgadzam się. Robienie tylko Płyty to szkoda przede wszystkim tachania całego sprzętu wspinaczkowego. A to raptem kilka kocich ruchów i koniec drogi. Opcja połączenia dwóch dróg : Przez Płytę oraz Robakiewicza to najlepsza opcja, jeżeli mamy tu na myśli najprostsze warianty wejścia na Mnicha.

      Co do moich butów. No są trochę przyciasnawe co jest bardzo denerwujące, bo zamiast skupić się na wspinaniu, moja głowa rozmyśla kiedy nadejdzie moment ich ściągnięcia. Niestety z taką sytuacją borykam się trochę z mojej winy. W moim mieście niestety nie ma sklepów górskich i nie mam możliwości osobistego przymierzenia buta. Dlatego te które posiadam zostały kupione przez Internet, wybierając rozmiar taki jaki noszę w butach miejskich. Okazało się, że jednak nie czuję się w nich swobodnie. Muszę się jeszcze trochę z nimi pomęczyć bo częstotliwość ich używania nie przyspiesza zbytnio ich zużywania :)

      Usuń
  10. Anonimowy23/5/17 08:43

    Cześć, mam 16 lat i chcieliśmy wejść z tatą na mnicha przez płytę na początek, ponieważ będzie to pierwsza góra tego typu.Byłem min. Na Orlej na Rysach itd. Jak myslicie jak się przygotować do tego.Z gory dzięki za odpowiedź. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnich wymaga znajomości i umiejętności używania technik wspinaczkowych. Przede wszystkim zejście z tego szczytu to zjazd na linie. Na Orlej Perci czy Rysach nie trzeba używać sprzętu wspinaczkowego. Jeżeli nigdy nie mieliście kontaktu ze wspinaniem, to zalecam wejście na Mnicha z przewodnikiem. Pozdrawiamy! :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

DRABINA WAŁBRZYSKA - kondycyjny wycisk w Sudetach!

SCHRANKOGEL - trzytysięcznik dla początkujących

Jezioro Iseo - poradnik praktyczny [gotowiec urlopowy!]

Inntaler Höhenweg - trekking w Alpach dla początkujących [informacje ogólne i praktyczne, wskazówki, koszty]