Tajemne ścieżki Kalkalpen 1.0


Park Narodowy Kalkalpen znajdujący się w Prealpach Górnej Austrii, został założony w 1997 roku i obejmuje dwa pasma górskie: Sengsengebirge oraz Reichraminger Hintergebirge. Tym rozległym górskim obszarem zainteresowałam się już w trakcie planowania przejścia Gesäuse Hüttenrunde – kilkudniowej trasy w formule od schroniska do schroniska poprowadzonej w sąsiednich Alpach Ennstalskich.

Do bliższego zapoznania się z Kalkalpen, zachęciła mnie piękna jesień w październiku. Po bardzo udanych, dwóch górskich wypadach – Tysięczniki Masywu Śnieżnika oraz weekendzie na Słowacji, podczas którego w końcu wlazłam na dwa bardzo znane wśród górołazów szczyty – Wielkiego Chocza oraz Wielkiego Rozsutca, prognozy pogody wciąż pozostawały niezmienne, a na dodatek – co się rzadko zdarza, dysponowałam kolejnym wolnym weekendem! Taka kumulacja nie mogła pozostać niewykorzystana! Zamarzyły mi się Alpy, gdyż byłyby fantastycznym zakończeniem aktywnego miesiąca, jak i zapewne, dobrze zakonserwowałyby mnie na nieuchronnie zbliżającą się „ciemną porę roku”. Poszukiwania trasy rozpoczęłam od sprawdzenia dostępności schronisk, które były jeszcze otwarte w Kalkalpen przynajmniej do końca października, a potem jak „po nitce do kłębka” - w ramach wypisywania w wyszukiwarkę Wujka Google'a różnych fraz i słów kluczowych, wpadłam w końcu na propozycję trasy, która idealnie wpasowała się w nasze oczekiwania i ilość dni jaką mieliśmy do dyspozycji. Na stronie Outdooractive, sam oficjalny portal Parku Narodowego Kalkalpen podzielił się ciekawą propozycją dwudniowej trasy z noclegiem w schronisku (czynnym zresztą prawie całorocznie), w opisie gwarantując wrażenia widokowe oraz możliwość zdobycia aż 7 szczytów! Dodatkowo wysokości po jakich prowadzi trasa maksymalnie wynoszą ok 1500 m n.p.m., co dawało duży procent szans, że nie zastaniemy ani grama śniegu.

⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙


DANE DOTYCZĄCE TRASY:

  • Dwudniowa wycieczka w paśmie górskim Reichraminger Hintergebirge, które uważane jest za największy, zamknięty i praktycznie niezamieszkały obszar leśny w Austrii i w dużej mierze jest częścią Parku Narodowego Kalkalpen.
  • Trasa jest okrężna i oferuje wspaniałe, panoramiczne widoki m.in na obszar Parku Narodowego Kalkalpen, Góry Martwe czy Alpy Ennstalskie.
  • Najwyższy punkt na trasie: 1513 m n.p.m. (szczyt Almkogel).
  • Najniższy punkt na trasie: 488 m n.p.m. (bezpłatny parking Brunnbachstadl, w Brunnbach - niedaleko większej miejscowości Großraming).
  • Dystans: ok 31 km.
  • Przewyższenie: 1953 m.
  • 7 szczytów na trasie: Gamsstein (1275), Almkogel/Großer Almkogel (1513), Wieser (1427), Langlackenmauer (1482), Ochsenkogel (1444), Reifingeck (1424), Hochzöbel (1373).
  • W rejonie szczytu Langlackenmauer ścieżka prowadzi przez skalisty teren, gdzie wymagana jest pewność stąpania (metalowe liny oraz stopnie).
  • Nocleg w schronisku Ennser Hütte (1295 m n.p.m.). Możliwość wygodnej rezerwacji na portalu Alpsonline.org.
Przebieg okrężnej trasy przez 7 szczytów w Kalkalpen.

DZIEŃ 1:

Start z Brunnbach (bezpłatny parking Brunnbachstadl), niedaleko miejscowości Großraming. Podejście do Gschwendtalm i dalej szlakiem "Danzersteig" przez szczyt Gamsstein do schroniska Ennser Hütte.

DZIEŃ 2:

Ze schroniska Ennser Hütte, wejście na Almkogel (najwyższy szczyt Reichraminger Hintergebirge) i kontynuacja ścieżką panormiczną "Dürrensteigkamm" z wejściem na pozostałe 5 szczytów. Zejście na przełęcz Hirschkogelsattel do Ortbauernalm i dalej do punktu wyjścia w Brunnbach.

⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙


piątek, 29 października 2021


Kalkalpen zachęcił nas również swoją dogodną lokalizacją dla dojeżdżających z Polski. Jest to jeden z najbliższych alpejskich rejonów (nieco ponad 600 km w najkrótszym wariancie). Jedyną niedogodnością (m.in. dla mnie i dla kierowcy tego wyjazdu) jest przejazd przez Czechy. Plusem za to jest brak potrzeby zagłębiania się w Austrię (max 150 km drogami szybkiego ruchu). Kalkalpen znajduje się stosunkowo blisko granicy czesko-austriackiej i nie wymaga przejazdu przez płatny tunel "Bosruck Tunnel" na autostradzie A9.

Chociaż spokojnie dalibyśmy radę dojechać na miejsce w ciągu jednego dnia, to i tak pozostawała nam sprawa rozwiązania noclegu przed wyruszeniem w trasę. Najwygodniej byłoby szukać czegoś w okolicach Kalkalpen, ale uznaliśmy, że zejdziemy z kosztów i zanocujemy w Czechach, pozostawiając końcówkę dojazdu na następny dzień.

Zatrzymaliśmy się w urokliwie położonym miasteczku Rožmberk nad Vltvou. Przepływająca tutaj rzeka Wełtawa w okresie letnim jest chętnie użytkowana przez kajakarzy. Cała okolica jest bardzo dobrze zaopatrzona w infrastrukturę, by wygodnie zorganizować sobie kilkudniowy spływ kajakowy z noclegiem przy brzegu na campingu (pod namiotem bądź w mini drewnianym domku). Sezon na spływy już został zakończony, więc po rzece pływają obecnie tylko kaczki. Mimo, że miasteczko sprawia wrażenie sennego, jest to bardzo przyjemne miejsce właśnie na taki (trochę na uboczu) przystanek na trasie.

Nocleg zarezerwowaliśmy przy pomocy platformy booking.com w Rožmberk Inn - pensjonacie znajdującym się tuż przy moście. Zajechaliśmy tutaj późnym popołudniem, więc mieliśmy okazję cieszyć się jeszcze tzw. "złotą godziną". Przed zachodem słońca, zdążyliśmy jeszcze wyjść na krótki spacer. Podeszliśmy na zamek Rožmberk, niestety z zamkniętym już dziedzińcem. 

Wieczorem skorzystaliśmy jeszcze z restauracji Rožmberk Inn. Czeska kuchnia wprawdzie nie trafiła w moje gusta kulinarne, miejsce oceniam jednak pozytywnie - pięknie prezentował się oświetlony zamek i przełom Wełtawy.


Rožmberk nad Vltvou.


sobota, 30 października 2021


Po śniadaniu przygotowanym przez pensjonat, ruszyliśmy w dalszą drogę w stronę Austrii. Po dwóch godzinach jazdy, dotarliśmy na parking Brunnbachstadl, z którego rozpoczyna się trasa naszej dwudniowej wędrówki. Na parkingu zastaliśmy ciszę, nieczynną knajpę i piękną, złotą jesień.

Z dojściem do schroniska Ennser Hütte powinniśmy się wyrobić przed zachodem słońca, dlatego też spokojnie robimy na parkingu przepak, zakładamy buty górskie czy po prostu rozglądamy się po najbliższej okolicy.

Gdy wszyscy byliśmy już gotowi, wskazałam towarzyszom kierunek jaki podpowiadała mi w telefonie aplikacja ze zgranym śladem gpx. Szliśmy początkowo po asfalcie, który po krótkim czasie zamienił się w drogę szutrową. Zapuściliśmy się w leśny obszar Kalkalpen i po przejściu rozgrzewających nogi paru kilometrach, rozpoczęliśmyy podejście już typową górską ścieżką.

Start z Brunnbachstadl.

Jesienny klimat na szlaku. Mega!

Pierwsze widoki na okoliczne pagórki.

Dotarliśmy do pierwszego, znaczącego punktu na trasie - Gschwendtalm. Akuratnie słońce było teraz najwyżej nad horyzontem i pięknie przygrzewało. Skorzystaliśmy z tego momentu, robiąc przy budynku gospody przerwę na drugie śniadanie.

W poszukiwaniu artystycznych kadrów.

Okolice Gschwendtalm - rewelacja!

Przyszedł czas by ruszyć dalej, w sumie kontynuując podejście na pierwszy szczyt na całej trasie - Gamsstein. Na kilku krótkich fragmentach teren stawał się bardziej wymagający dla naszych łydek, ale widok małego stada koni spowodował, że szybko zapomnięliśmy o chwilach wzmożonego wysiłku fizycznego.

Stado koni spotkane na szlaku.

Pniemy się coraz wyżej, więc zaczynają się osłaniać pierwsze widoki również na południe.

W drodze na Gamsstein.

Szczyt Gamsstein jest zalesiony i odsłania widok jedynie na północ - czyli wyżynną i nizinną część Austrii. Góra swój krzyż ma, jak i skrzynkę z książką, wiec wszystkie atrybuty posiada. Zrobiliśmy tylko pamiątkowe zdjęcia i ruszyliśmy ścieżką "Danzerstieg" dalej, w kierunku schroniska Ennser Hütte.

"Danzerstieg" prowadził nas wśród mieszanego lasu świerkowo-jodłowo-bukowego, w terenie, który określiłabym "interwałowym - czyli na przemiennie mieliśmy krótkie, ostre podejścia i zejścia.

Na szlaku "Danzerstieg". 

Widoki na Przedgórze Alpejskie.

Schronisko już blisko!

Ennser Hütte bezproblemowo załatwiliśmy wszystkie formalności i zajęliśmy wyznaczone materace w Lagerze. Budynek schroniska jest tak zlokalizowany, że na jedną ze stron rozpościera się szeroki widok na okoliczne góry. Łatwo jest więc tutaj podziwiać zachód czy wschód słońca. Z jednej i drugiej opcji skorzystałam.

Kiedy schroniskowa kuchnia zaczęła wydawanie kolacji, usiedliśmy w jadalni by coś zjeść i wypić. Mi austriackie dania podchodzą bardzo - więc byłam spokojna o zawartość talerza. Pamiętam, że gdy sączyliśmy Radlery, rozmawialiśmy głównie o wrażeniach z dnia dzisiejszego, ale zagorzałą dyskusję wywołała także aplikacja Tricount, z której podczas tego wyjazdu, po raz pierwszy korzystaliśmy. Aplikacja ta pomaga sprawnie m.in. prowadzić grupowy rachunek. Ostatecznie chyba całą naszą trójkę dobrze zliczyła i rozliczyła.

Widok na szeroką panoramę ze schroniska. Akuratnie uchwycony kończący się zachód słońca.



niedziela, 31 października 2021


Ja generalnie uwielbiam spać i wstanie na wschód słońca w górach jest dla mnie czynem ocierającym się o cud. Nocując w Ennser Hütte miałam ułatwione zadanie. Wystarczyło tylko wstać, zabrać aparat i wyjść przed ganek.

Wstający dzień z widokiem ze schroniska Ennser Hütte

Schronisko w ramach noclegu oferuje w cenie również śniadanie. Akuratnie było nam to na rękę, bo i tak nie musieliśmy się zrywać w trasę skoro świt, jak również odpadło nam zabieranie specjalnie kuchenki turystycznej z gazem.

Na najlepszą - widokową -  część trasy ruszyliśmy co prawda w cieniu, ale rozpoczęliśmy od razu od podejścia, więc nie zdążyliśmy jakoś odczuć niżej temperatury powietrza.

Schronisko Ennser Hütte.

Gdy dotarliśmy na pułap głównego grzbietu, z którego nie zejdziemy przez najbliższe kilka godzin, szerzej otworzyły nam się oczy. Zapowiadała się bowiem piękna wędrówka w towarzystwie wymarzonej, jesiennej pogody! Zdobyliśmy pierwszy szczyt dnia - Almkogel 1513 m n.p.m., który jest najwyższym szczytem pasma górskiego Reichraminger Hintergebirge, jak również został okrzyknięty "schroniskową górką", gdyż na zdobycie tego wierzchołka startując właśnie ze schroniska, trzeba przeznaczyć około 45 minut podejścia.

Podejście na szczyt Almkogel 1513 m n.p.m.

Warto było się tutaj pofatygować, nawet tylko na weekend i pokonując autem ponad 600 km z Polski!

Almkogel przyciąga lokalnych turystów. Nie ma się czemu dziwić. Widoki oferuje w 360 stopniach! Oczywiście karta pamięci w aparacie zarejestrowała kolejne pamiątkowe zdjęcie ze szczytowym krzyżem. Zrobiliśmy sobie również przerwę, widząc o jakim charakterze ścieżki będziemy dalej wędrować. 

Musieliśmy kontrolować czasy przerw zważywszy na to, że jeszcze tego samego dnia czekał nas powrót do Polski! Ruszyliśmy w stronę kolejnych szczytów z listy.

Na "Dürrensteigkamm" w Reichraminger Hintergebirge, a ogólniej - po prostu Kalkalpen.

Ten odcinek już przeszliśmy.

Widoki na drugoplanowe, ośnieżone szczytu.

Przejście mijało nam bardzo przyjemnie, a jednocześnie dostarczało co chwilę nowych wrażeń. A to trzeba było pokonać jakąś skałkę i użyć również rąk, a to przeprawić się przez powalone drzewa, a to użyć metalowych ubezpieczeń na wapiennych turniczkach czy skałach. Był nawet moment, że szukaliśmy przebiegu ścieżki, gdyż była mocno zarośnięta! Wdarł się zatem nawet malutki pierwiastek przygody!

Piękna jesienna wędrówka w Kalkalpen.

Panoramy.

Zejście ze szczytu Langlackenmauer.

Po zdobyciu Hochzöbel - ostatniego szczytu z listy, pozostało nam już tylko zejście (duże nachylenie!) na przełęcz Hirschkogelsattel. Pod stopami ponownie poczuliśmy szuter. W trakcie naszego powrotu do Brunnbachstadl, spotkaliśmy lokalnych rowerzystów, którzy zapytali nas skąd wracamy. Na wieść, że jesteśmy z Polski i przyjechaliśmy tutaj w sumie na weekend mocno ich zdziwiła. Chwilę się zastanawialiśmy dlaczego tak zareagowali i chyba zrozumieliśmy. Dokonaliśmy mało oczywistego wyboru na tak krótki przedział czasowy i odległość od domu. To tak, jakby turysta z Litwy czy Estonii w ramach szybkiego wypadu w góry, zdecydował się na Góry Kaczawskie zamiast Tatr. 😅

⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙⸙

Ten niepozornie wyglądający i stosunkowo krótki - jak na możliwości alpejskie -  grzbiet, zachwycił nas bardzo! Warto było się tutaj tarabanić aż z Polski. Udało się nam pięknie zakończyć jesień w górach i odkryć tak nieoczywiste alpejskie szlaki i szczyty! Nie zaznaliśmy też tłoku - sporadycznie mijaliśmy turystów i przez długie odcinki czasowe mogliśmy się cieszyć ciszą i samotnym kontaktem z przyrodą! 


Komentarze

  1. Pięknie! O i mam o czym myśleć, może by się udało też na taki wyjazd kiedyś wyskoczyć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbierz ekipę znajomych i jedź. Koszty wyjazdu wyjdą podobnie jak w polskie góry. 😉

      Usuń
  2. Alpejskie tereny, które zapodałaś są wielce kuszące. Bardzo malownicza tura.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Kalkalpen niewiele osób kojarzy. W ogóle mam wrażenie, że we wschodnią część Austrii mało kto się od nas z Polski zapuszcza...

      Usuń
    2. I to jest może jakiś pomysł na Alpy... 😎

      Usuń
    3. Myślę, że tak jest, ze względu właśnie na to, że mają dużo wyższych gór, które bardziej kuszą. I jak ktoś ma tyle jechać, to woli gdzieś wyżej. Sam odwiedziłem podobne, zapomniane turystycznie pasmo w Austrii i ludzi także nie było za dużo.

      Ładne jesienne widoki mieliście.

      Mapa Kalkalpen leży u mnie w szufladzie na w razie czego przygotowana i czeka na dobrą okazję ;)

      Usuń
    4. No masz! A ja już dwa razy byłam w tym Kalkalpen i nie dorobiłam się jeszcze mapy...

      Usuń
    5. Ja alpejskich map mam dużo, najlepsze są te szwajcarskie, bo w tym kraju nawet nigdy nie byłem, a mapy są :D Ale ja papierowe mapy lubię.

      Usuń
    6. Ja mam kilka map papierowych, zakupionych na zaś, choć jeszcze w miejscach które obejmują nie byłam. Przykładem jest np. Masyw Adamello.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

SCHRANKOGEL - trzytysięcznik dla początkujących

DRABINA WAŁBRZYSKA - kondycyjny wycisk w Sudetach!

Jezioro Iseo - poradnik praktyczny [gotowiec urlopowy!]

Karkonoska Diagonala