Skiturowe Karkonosze - odcinek 6


Na kolejny sezon skiturowy czekaliśmy jak na szpilkach. Wszystko za sprawą zmiany sprzętu, który chcieliśmy w końcu wypróbować w terenie. Diametralną dla nas różnicą było przejście na inny typ wiązań, z szynowych na pinowe (kłowe), które obecnie zaczynają być złotym standardem w skituringu. Ich główną zaletą jest nie tylko waga, ale również mechanika ruchu stopy, która jest znacznie wygodniejsza. Poza tym, nauczeni doświadczeniem oraz przewertowaniem prawie że całego internetu w poszukiwaniu porad w doborze sprzętu pod kątem charakteru działania w górach na nartach, w końcu udało się z miliona ofert dokupić także deski oraz buty skiturowe, tak aby waga, wytrzymałość, komfort oraz termika (odnośnie butów) była w granicach tego, czego oczekujemy. O tym jak ważne jest dopasowanie butów, przekonałam się sama. Przez dwa sezony jeździłam w zbyt luźnych butach, co powodowało przy podchodzeniu niesamowity ból piszczeli i byłam bliska rzucenia tego całego skituringu!



Skompletowany sprzęt czekał aż przyjdzie na dobre zima. W końcu ta, pojawiła się w grudniu, w bliskich nam Karkonoszach. Po ocenienie obrazu z kamerek, uznaliśmy, że śniegu nie ma na tyle dużo by móc startować z pułapu Karpacza czy Szklarskiej Poręby. Na ratunek przychodzi zazwyczaj Przełęcz Okraj, na którą (gdy stan drogi na to pozwala) można wjechać samochodem. Na 1000 m n.p.m śniegu leży zazwyczaj więcej. Niestety nie mieliśmy do dyspozycji całego dnia, ale ciśnienie na wyjazd mieliśmy tak duże, że wyruszyliśmy z domu wieczorem, będąc przy Schronisku na Przełęczy Okraj naprawdę późno. 


niedziela, 3 grudnia 2017


Za cel wycieczki, obraliśmy dotarcie do Skalnego Stołu, z którego widać całą Kotlinę Jeleniogórską jak i dalsze pasma sudeckie. By dostać się w miarę szybko na grzbiet, wykorzystaliśmy nieczynną jeszcze, ale ciągle naśnieżaną przez armatki nartostradę w Malej Upie.

Wystartowaliśmy na nartach już przy samochodzie. Podeszliśmy najpierw czerwonym szlakiem pieszym, by przedostać się na czeską stronę mocy.

Zaczęliśmy podchodzić nartostradą, dzięki której bardzo szybko wykręciliśmy przewyższenie. Dobre tempo generował także "śnieżny pył", który z armatek był wystrzeliwany w naszą stronę.

Na spotkanie z ratrakiem.

Dotarliśmy do górnej części stoku narciarskiego. Przedarliśmy się przez siatkę ogrodzeniową i wylądowaliśmy na grzbiecie. Akuratnie trafiliśmy na pełnię księżyca, więc na szlaku poruszaliśmy się bez czołówek!

Śniegu na grzbiecie było na tyle by móc przemieszczać się na fokach, jednak trzeba było to robić bardzo czujnie, bo w niektórych miejscach wystawały jeszcze kamienie. Parę razy usłyszeliśmy bolesne dla ucha zgrzyty na foce.

Dotarliśmy do celu naszej pierwszej w tym sezonie skitury - Skalnego Stołu 1281 m n.p.m. Na postoju oprócz zajadania się ciastkami, trochę odświeżyłam sobie temat nocnego fotografowania. Niestety zbyt długie postoje w naszych butach skiturowych nie są wskazane. Szybko robi się zimno w stopy, a stanie co chwilę 30 sekund w bezruchu by zdjęcie wyszło ostre lub ewentualnie powtarzanie kadru dla dopieszczenia efektu końcowego, przy minimalnych zmianach ustawień manualnych w aparacie, niestety wymaga dużo cierpliwości i wytrwałości. Raczej jak będzie okazja do robienia nocnych zdjęć, to w wariancie pieszym ☺

Skiturowy zawrót głowy ;)

Polecam każdemu wybrać się w góry przy pełni księżyca!

Nowe zastosowanie statywu.

Oby ta zima była w tym sezonie śnieżna!

Skalny Stół.

Podfoczyliśmy jeszcze kawałek w stronę Śnieżki, ale akuratnie zaczęły nachodzić w obrębie kopuły szczytowej chmury, które już na dobre ją przysłoniły.

Zabrakło kilku minut, by zobaczyć jak prezentuje się przy pełni księżyca Śnieżka.

Gdy już na dobre zaczęła nam doskwierać temperatura powietrza,  ruszyliśmy w drogę powrotną, w takim samym wariancie jak podchodziliśmy.

Kolejny ważny moment naszej krótkiej skitury - przygotowanie do zjazdu.

Dzięki nartostradzie szybko zjawiliśmy się przy schronisku. Zdążyliśmy zakończyć skiturę przed północą. A jak sprawdził się nowy sprzęt? Już podczas pierwszych minut foczenia odczuliśmy różnicę. Jest przede wszystkim lżej, a krok wydaje się być bardziej naturalny! Pokonywanie kolejnych kilometrów to mniejszy ciężar dla nóg. Przy długich wycieczkach skiturowych ma to ogromne znaczenie! A zjazd? Tutaj akurat nie odczuliśmy żadnej różnicy. Jedynie kwestie przygotowawcze (wyrobienie sobie sposobu trafiania butem w piny) mogą na początku zająć trochę więcej czasu. Przy zjeździe większe znaczenie ma rodzaj narty oraz sztywność buta.

Kiedyś na forum skiturowym przeczytałam fajne stwierdzenie: "Pierwszy zestaw skiturowy kupuje się dla wroga, drugi dla przyjaciela, trzeci dla siebie". I coś w tym chyba jest ☺

Tak oto rozpoczęliśmy kolejny sezon skiturowy w Karkonoszach, które idealnie nadają się w zimie do wycieczkowania na nartach.  




Komentarze

  1. Zazdroszczę Wam tego śniegu w Karkonoszach. Niby teraz w Beskidach jest lepiej, ale jakoś mniej niż zawsze :). A w jaki to sprzęt się wyposażyliście, jeśli można spytać? Ja do nart przymierzam się od jakiegoś czasu, ale za każdym razem kalkulacje wychodzą mi na minus :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zeszłym sezonie lepiej było ze śniegiem w Beskidach niż w Karkonoszach, teraz chyba faktycznie jest na odwrót. Wyposażyliśmy się w sprzęt Dynafita, używany... bo też kalkulacje z nowym wychodziły na minus ;) Oboje jeździmy na nartach Dynafit Baltoro.

      Usuń
  2. Chyba fajny sprzęt :). Chyba, bo wydaje mi się, że kiedyś miałem taki wypożyczony, ale tak jakoś nie dam sobie ręki za to :). Własnych nart brakuje mi bardzo, tylko dlaczego ten sprzęt ma tak niebotyczne ceny, aby spytać retorycznie :). Oby Wam się narty sprawdzały i obyście mieli jeszcze wiele okazji w tym sezonie do wypadów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skituring w Polsce z sezonu na sezon ma coraz większą liczbę zwolenników, co za tym idzie, pula sprzętu do kupienia (głównie używanego) też wzrasta... Może dzięki temu ceny będą też trochę niższe...

      Usuń
  3. Wielkie gratulacje, my w tym roku jeszcze nie rozpoczęliśmy sezonu narciarskiego. Zazdrościmy Wam tak wspaniałego pomysłu na wyjcie w góry przy pełni księżyca. Pozdrawiamy serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj to szybko rozpoczynajcie, bo wiadomo, zimy są co roku różne i nie trwają szczególnie długo... :)

      Usuń
  4. Nie zapowiada się by powstało coś lepszego niż wiązania pinowe. Choć akurat "naturalność" ruchu stopy nie jest może tak cenna jak to, że środek ciężkości jest bardzo obniżony, no i żadne wiązanie nie waży tyle co dwie tabliczki czekolady :) Jakbym miał dać jakieś minusy, to na pewno za zapychanie się pinów przy podejściach na stromym terenie oraz to, że ich cena nie należy do tych przystępnych. Subiektywnie nie pasuje mi jeszcze to, że najczęściej na rynku wtórnym spotykałem modele z DIN do 10, a pasuje mi przykręcić co najmniej 10. No ale to już moje marudzenie, a nie obiektywny problem :) Foczenia do czerwca życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No waga wiązań pinowych najbardziej mnie przekonuje. Co do ceny, myślę że z sezonu na sezon ceny będą troszkę maleć (używanych)... Zobaczymy. Co do DIN'ów akurat ten fakt mi nie przeszkadza, ponieważ ja bardzo asekurancko zjeżdżam :) Również możliwości długiego foczenia życzymy! Pozdrawiamy! :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

SCHRANKOGEL - trzytysięcznik dla początkujących

DRABINA WAŁBRZYSKA - kondycyjny wycisk w Sudetach!

Jezioro Iseo - poradnik praktyczny [gotowiec urlopowy!]

Karkonoska Diagonala